Kiedyś pisałem o projekcie, który określano mianem Tesli wśród skuterów, ciekawa była nie tylko kwestia zasilania elektrycznego, ale też wymiany baterii zapewniających zasilanie - było widać oryginalne podejście do tematu. Nie minęło wiele czasu i trafiam na doniesienia dotyczące "Tesli na rynku lotniczym". O ile potrafię sobie wyobrazić elektryczny skuter, o tyle z samolotem mam już problem. No chyba, że mowa o eksperymencie typu Solar Impulse 2. Ale nie, w tym przypadku chodzi o maszynę odznaczającą się "klasycznym" wyglądem. Tyle, że korzystającej z energii elektrycznej.
Sun Flyer to podobno Tesla wśród samolotów. Elektryczne zasilanie sprawdzi się w powietrzu?
Sun Flyer nie trafi prędko na lotniska - to trzeba zaznaczyć już na wstępie. Stojąca za tym projektem firma Aero Electric Aircraft Corporation na razie dysponuje prototypem. Testy i proces certyfikacji potrwają lata, a jeśli przebiegną pozytywnie, to maszynie pewnie zajmie trochę czasu, by przebić się do świadomości klientów i zakorzenić się na rynku. To nie jest sektor smartfonów - mowa o samolocie, więc na dobrą sprawę efekty prac amerykańskiej firmy poznamy dopiero w przyszłej dekadzie. Nie zmienia to faktu, że warto obserwować jej poczynania.
Będzie tanio i wydajnie
Dlaczego ktoś miałby się zdecydować na zakup takiego sprzętu, jeśli ten trafi w końcu do sprzedaży? Bo będzie tanio. Relatywnie tanio - maszyna ma kosztować około ćwierć miliona dolarów, a to podobno atrakcyjna oferta w tym biznesie. Koszt zakupu to jedno, jeszcze ciekawsze są koszty eksploatacji: w przypadku Sun Flyer mają poważnie spaść, godzina lotu stanie się znacznie tańsza niż obecnie. A to z kolei może zachęcić ludzi do nauki latania, hobby stanie się bardziej dostępne. Na to liczą twórcy maszyny - samolot został pomyślany jako model szkoleniowy. Im więcej szkół i kandydatów na pilotów, tym lepsza sprzedaż. Biznes sam się nakręca.
Lot może i będzie tani, ale czy potrwa długo? Pisałem o dronie, powietrznej taksówce, którą pokazywano kilka miesięcy temu w Las Vegas - tamten sprzęt utrzymywał się w powietrzu przez kilkadziesiąt minut. Czy ludzie decydowaliby się na lekcje w samolocie, który unosi się na pół godziny? Pewnie nie. Sun Flyer ma jednak lecieć nawet przez trzy godziny. To już wygląda znacznie lepiej, dobry czas na lekcję. Potem pół godziny ładowania baterii i kolejny lot - brzmi, jak plan. Jeżeli to prawda, faktycznie czuć ducha Tesli. Do tego trzeba dodać, że elektryczne zasilanie sprawia, iż silnik posiada mniej części, a zatem zmniejsza się ryzyko awarii czy koszt naprawy.
Sun Flyer to zapowiedź czegoś większego
Załóżmy, że ten projekt może się udać, że w ciągu dekady na lotniska trafi mały, lekki samolot treningowy zasilany energią elektryczną. Możliwe, że z czasem uda się czerpać sporo energii podczas lotu (z paneli słonecznych umieszczonych na skrzydłach czy kadłubie), że zwiększy się pojemność akumulatorów i czas trwania lotu uda się poważnie wydłużyć. To będzie coś dużego, ale niezauważalnego dla przeciętnego człowieka - nawet, jeśli jest to osoba latająca jako pasażer. Zabawka małej amerykańskiej firmy na biznes lotniczy, na produkcję samolotów wpływu mieć raczej nie będzie. Na pewno?
Okazuje się, że producent Sun Flyer nie jest jedynym podmiotem eksplorującym ten temat - podjęły go także korporacje Airbus i Siemens, a zatem wielkie koncerny obracające miliardami euro. Siemens zaprezentował już nawet model silnika zasilanego energią elektryczną przeznaczonego do niewielkich samolotów. Z czasem zaproponowane rozwiązanie może trafiać do coraz większych maszyn i za parę dekad elektryczne lub przynajmniej hybrydowe zasilanie może być stosowane w samolotach zabierających na pokład nawet kilkadziesiąt osób. Eksperymenty z Solar Impulse 2 nie są tak oderwane od rzeczywistości, jak mogłoby się wydawać...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu