Felietony

Strzelanina w Nowej Zelandii - czyli śmierć na żywo w internecie

Jakub Szczęsny
Strzelanina w Nowej Zelandii - czyli śmierć na żywo w internecie
Reklama

Początkowo umknęło to - zarówno mediom jak i gigantom technologicznym, ale rzeczywiście: strzelaninę w Nowej Zelandii, w trakcie której doszło do dwóch ataków na meczety transmitowano na żywo na Facebooku. Wcześniej komunikowano o tym fakcie na 8chanie - 17 minutowy materiał wideo stamtąd rozprzestrzenił się już po całym internecie.

Wygląda na to, że od początku te dwa jednoczesne zamachy były zaplanowane tak, aby w mediach społecznościowych zyskały jak największe zaangażowanie. Powstała nawet dedykowana strona na Facebooku, za pomocą której - najprawdopodobniej jeden ze sprawców - komunikował o tym, że atak na meczety będzie transmitowany w internecie. Okazuje się więc, że osobom, które mogły zapobiec temu zdarzeniu zwyczajnie umknęło to, że ktokolwiek w ogóle planuje taki atak.

Reklama

Pamiętajcie, subskrybujcie PewDiePie

PewDiePie nie należy tutaj przedstawiać, ale dla formalności warto o nim odrobinę powiedzieć. Jest to zdecydowanie najpopularniejszy youtuber na świecie, który stanowi niejako "wzór" dla innych tego typu twórców. Co więcej, ściga się z innymi podobnymi kanałami na ilość subskrybentów: T-Series jedynie chwilowo zagroził jego pozycji - fani postanowili się zmobilizować i szybko przywrócili PewDiePie na sam szczyt. Poza tym - sam Felix Kjellberg (czyli sam PewDiePie) zasłynął niegdyś z wypowiedzi podszytych antysemityzmem.

I właśnie to, co napisaliśmy w śródtytule: "Pamiętajcie, subskrybujcie PewDiePie" otwierało 17-minutowy zapis wideo z masakry w Nowej Zelandii. Jeden z atakujących wypowiedział to do swojej kamery i tuż po tym rozpoczął "operację". PewDiePie odciął się od tego filmu i jednoznacznie potępił czyn, którego dopuszczono się w Nowej Zelandii. Na swoim koncie na Twitterze napisał, że "brzydzi się, że został wspomniany przez tego człowieka".



A zatem, akcja w Nowej Zelandii była obliczona na jak największe zaangażowanie w mediach społecznościowych i internecie w ogóle. Do tego należy wspomnieć o manifeście, który liczy sobie ponad 70 stron i wyjaśnia przyczyny tego ataku. Nie da się ukryć, że przewodnim motywem, dla którego zamachowcy postanowili strzelać w meczetach jest niechęć do muzułmanów. Co więcej, wychwalał Andersa Breivika, który dokonał dwóch zamachów w Norwegii - w tych zginęło 77 osób, a sam zamachowiec stał się krótko po tym rozpoznawalnym na całym świecie "aktywistą politycznym".

To nie pierwszy tego typu przypadek

W Bridgewater, Wirginii w 2015 roku doszło do strzelaniny, w trakcie której zamachowiec również prowadził własny livestream. I od tego czasu nie zmieniło się kompletnie nic - wiodące media społecznościowe co prawda obiecywały, że będą baczniej przyglądać się umieszczanym treściom na żywo (pośrednio impulsem do tego były również gwałty relacjonowane w platformach streamingowych), ale... istotnych zmian nie widać.

Reklama

Nie dziwi natomiast podejście zamachowców - każdy zamach terrorystyczny jest tak zaplanowany, aby przyciągnąć uwagę. Strzelaniny to zawsze głośne sprawy, a pozostawienie po sobie manifestu o czymś świadczy. Co więcej, same przygotowania do ataku na Facebooku, zapowiedzi oraz sam livestream to dowody na to, że nowozelandzka tragedia rzeczywiście miała być jak najszerzej dystrybuowana w mediach społecznościowych. Zamachowcy podeszli do tego jak operujący na najniższych ludzkich instynktach marketingowcy - zaplanowali i zapowiedzieli krwawe igrzyska, a następnie je rozdystrybuowali. Resztę zrobił sam internet.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama