Recenzja

Streets of Rage 4 to wehikuł czasu, który zabrał mnie do budy z automatami i kazał wrzucać kolejne żetony

Paweł Winiarski
Streets of Rage 4 to wehikuł czasu, który zabrał mnie do budy z automatami i kazał wrzucać kolejne żetony
5

Sięganie po klasyki czy wypuszczanie nowych wersji niegdysiejszych hitów to nic nowego i nie jest żadnym wypadku domeną tej generacji. I zasadniczo jestem dość sceptycznie nastawiony do takich pomysłów, jednak Streets of Rage 4 to dowód na to, że można zrobić to dobrze.

26 lat. Tyle minęło od premiery Streets of Rage 3. Chodzona bijatyka, gdzie "ludek idzie w prawo i bije" jest gatunkiem, który nie dostał drugiej młodości, szczególnie w dwuwymiarowej oprawie. A szkoda, bo sam pamiętam jak spędzałem długie godziny przy automatach, wrzucając do nich żetony i starając się zaliczyć jak najwięcej plansz. Lubiłem też grać w takie produkcje na konsolach lat 90. ubiegłego wieku i choć może żadna z odsłon Streets of Rage nie była moją ulubioną produkcją, to jednak gdzieś z tyłu głowy pamiętam właśnie trójkę.

Fabuła Streets of Rage to tak zwany klasyk

Jest sobie zły gość, są dobrzy goście, którzy koniecznie muszą go powstrzymać. Czyszcząc ze zbirów kolejne rejony miasta uwalniamy dzielnice od jego rządów. Proste, prawda? Bez twistów, bez zagłębiania się w życiowe dramaty bohaterów - bo i po co? 12 poziomów, całe rzesze przeciwników do pobicia przy ciągłym napieraniu w prawą stronę ekranu. Streets of Rage 4 w żaden sposób nie stara się zmieniać gatunku - powiem więcej, to jego klasyczny przedstawiciel z krwi i kości. Gra tak bardzo oderwana od dzisiejszych produkcji, że aż człowiekowi robi się ciepło na sercu.

Arsenał ciosów to klasyk i nie ma opcji jego rozbudowania. Nie wydłużają się kombosy, nie dostajemy nowych ataków specjalnych. Dosłownie nic, co kłóciłoby się z klasycznymi automatowymi grami tego gatunku. Poza zwykłymi atakami, kopniakami z wyskoku, mamy jednak kilka kombinacji ciosów specjalnych, które - równie standardowo - zabierają nam trochę paska życia. Ale i na to jest rada - tłuc wrogów normalnie, by ten połączony z paskiem życia pasek energii nieco odnowić. Są też ataki z wykorzystaniem znajdowanych na planszach gwiazdek - czasami to najlepsza opcja by złapać trochę oddechu i położyć grupę przeciwników, która osaczyła nas ze wszystkich stron. Z bonusów mamy wypadające ze skrzynek i beczek jedzenie, które reperuje pasek naszego zdrowia oraz różnego rodzaju przedmioty, którymi możemy okładać wrogów. Te oczywiście po chwili są już nieprzydatne i znikają. Każda z dostępnych w grze postaci ma własny zestaw ciosów i choć teoretycznie da się przejść jednym wojownikiem całą grę, to jednak zachęcam do zmiany - niektórzy lepiej nadają się do konkretnych etapów, co zasadniczo ułatwia zabawę.Dało się to zrobić bardziej klasycznie? Nie.

Poza zwykłymi oprychami, którzy potrafią napsuć krwi przede wszystkim w większej grupie są też oczywiście bossowie, którzy stanowią umiarkowane wyzwanie, przynajmniej na normalnym poziomie trudności. Więc jeśli chcecie wycisnąć z gry więcej, idźcie w coś wyżej niż normal.

Przeczytaj też: Recenzja Tekken 7

Jak to zwykle w przypadku gier bywa, nie wszystko wyszło idealnie. Kampania jest za krótka, a jedyny sposób na jej wydłużenie to podwyższenie poziomu trudności (3 godziny na normalu). Skoro o nim mowa, to momentami irytuje powtarzalność przeciwników. Spodziewałem się też czegoś więcej po dodatkowych trybach. Walki z bossami, tryb arcade (tylko jedno życie) to za mało na tak zwany endgame. Są jeszcze walki 1 na 1 lokalnie i po sieci, ale po pierwsze ta gra się średnio do tego nadaje, a po drugie po skończonym starciu nie ma nawet ekranu podsumowującego więc nie zdobędziecie żadnego doświadczenia, nie zobaczycie też ile walk już wygraliście. Próbowałem też kooperacji przez sieć i nie wiem czy to wina konkretnie wersji na Nintendo Switch, ale pojawiały się często lagi uniemożliwiające komfortową zabawę.

Chciałbym też jakieś dodatki w postaci bonusowych strojów, ale da się odblokować retro bohaterów. Obawiam się jednak, że to przede wszystkim gratka dla fanów serii i raczej nie zainteresuje nowych graczy.

Moim zdaniem aspekt wizualny jest jak najbardziej na plus, choć Kamil na przykład twierdzi, że za blisko tej produkcji do flashówek. Ale przecież one po prostu powielają ten styl, więc te podobieństwa są dla mnie zrozumiałe. Streets of Rage 4 wygląda dobrze. Ręcznie rysowane tła, fajnie zaprojektowani, mocno komiksowi bohaterowie, dopracowane animacje.

Streets of Rage 4 nie jest dla wszystkich, ale to wehikuł czasu, który przeniesie Was do brudnych bud z automatami

Jeśli jednak chcecie przenieść się w czasie do okresu przesiadywania w brudnych salonach z automatami i wrzucania do nich żetonów, to Streets of Rage 4 taką podróż gwarantuje. Gra się świetnie zarówno samemu, jak i w kooperacji. Powiem więcej, jeśli macie kogoś do wspólnej zabawy na jednej kanapie, to od razu uruchomcie tę produkcję, będziecie zachwyceni. Oprawa jest schludna, wpisuje się w klimat tego typu produkcji i nawet na Nintendo Switch gra działa odpowiednio dobrze. Nie jestem jednak przekonany, czy 100 złotych to aby nie za dużo jak za taką produkcję, która pewnie w większości przypadków wyląduje na wirtualnej półce po pierwszym przejściu. Ale podobno jest w Xbox Game Pass, więc jeśli macie abonament, dostaniecie ten tytuł za darmo. Ja bawiłem się świetnie i jeszcze na pewno do tej gry wrócę, bo to fajny odmóżdżacz pomiędzy dużymi, poważnymi produkcjami.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu