NASA ogłosiła, że dziwny hałas, który zaniepokoił astronautę Butcha Wilmore'a na pokładzie Starlinera został zidentyfikowany. Wilmore usłyszał pulsujący dźwięk dochodzący z głośnika wewnątrz statku — pamiętajmy o tym, że wszystko dzieje się w momencie, gdy tygodniowy wypad załogi potrwa pół roku. Nic dziwnego, że astronauta zaniepokoił się tym faktem.
Zgłoszenie incydentu do centrum kontroli misji w Houston miało miejsce w sobotę. Wywołało to niemałe zamieszanie — szczególnie że w najbliższej perspektywie czasowej mamy zbliżający się termin odłączenia statku i jego powrotu na Ziemię.
Przyczyna została szybko zidentyfikowana, a sam hałas ustał. Okazało się, że był to efekt... sprzężenia w konfiguracji systemu audio między stacją kosmiczną a Starlinerem. Systemy komunikacyjne na ISS, które muszą obsługiwać połączenia między różnymi statkami kosmicznymi i modułami stacji, są na tyle skomplikowane, że od czasu do czasu mogą pojawiać się zakłócenia. Według NASA nie stanowi on zagrożenia ani dla załogi, ani dla misji czy samej stacji, albo statkowi kosmicznemu. Niemniej, każda nietypowa rzecz powinna być zgłaszana do Houston, aby upewnić się, że nie ma ryzyka ani dla załogi, ani dla ISS.
Dziwny hałas pojawił się w momencie przygotowań do odłączenia Starlinera od ISS. Ostatecznie, statek ma wrócić na Ziemię na autopilocie, bez udziału załogi. Załoga miała docelowo spędzić na stacji kosmicznej zaledwie tydzień. Misja została przedłużona aż do lutego z powodu problemów technicznych Starlinera: awarii silników i wycieków helu. NASA zdecydowała, że sprowadzenie astronautów na Ziemię przy użyciu tej kapsuły jest zbyt ryzykowne. W związku z tym powrót astronautów na Ziemię zrealizuje statek od SpaceX. Dla Boeinga, który starał się o certyfikację do "transportowych" lotów w kosmos, to ogromny policzek.
Boeing miał nadzieję, że pierwszy załogowy lot pomoże przywrócić zaufanie do niego po latach opóźnień i problemów finansowych. Nie bez znaczenia są także problemy wizerunkowe przedsiębiorstwa — związane chociażby z bardzo frywolnym podejściem do bezpieczeństwa i jakości. Ciągłe problemy techniczne i decyzja NASA o powrocie astronautów za pomocą kapsuły konkurenta powodują, że misja pt. "odkupienie" Boeinga jest skazana na niepowodzenie.
Rozwój Starlinera od samego początku był "feralny". Pojawiało się wiele przeszkód, które wielokrotnie opóźniały finalizację projektu. Starliner był obiektem wielu kontroli, zarówno ze strony NASA, jak i opinii publicznej, a każda nowa awaria pogłębiała obawy o jego przyszłość. Problemy z misją załogową wskazują jasno, że Boeing jeszcze nie dorósł do tego, by latać w kosmos i równać się z najlepszymi w tym względzie.
Ciekawi mnie to, co potem stanie się z całym programem "Starliner". Czy NASA da Boeingowi do zrozumienia, że jest jeszcze o co się bić i producent będzie mieć jeszcze jedną szansę? Trudno w tym momencie powiedzieć. Na razie agencja staje murem za swoim partnerem, ale w miarę rozwoju wypadków, może dojść do kompletnego zwrotu w tym względzie. Pytanie tylko, kiedy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu