Star Trek to niezwykle popularna marka. Kilka serii serialowych, filmy długometrażowe, rysunkowe... Do tego wielki przemysł zabawkarski, gadżetów i gi...
Star Trek to niezwykle popularna marka. Kilka serii serialowych, filmy długometrażowe, rysunkowe... Do tego wielki przemysł zabawkarski, gadżetów i gier planszowych. W związku z premierą nowego filmu z tego uniwersum (Into Darkness), nie mogło zabraknąć kolejnego produktu, który wpisze się w strategię marketingową. Czy Star Trek: The Video Game to typowy przedstawiciel tytułu na licencji?
Na zadane w nagłówku pytanie wypada odpowiedzieć: „Nie”. Zaznaczyć przy tym jednak trzeba, że, Star Trek: The Video Game faktycznie posiada wiele bolączek charakterystycznych dla produkcji tworzonych na szybko i powiązanych z jakimiś innymi dziełami kultury masowej. Pomimo to, w kilku znaczących aspektach wyróżnia się na ich tle na plus.
Fani filmowego rebootu z 2009 roku, a także jego tegorocznej kontynuacji, z pewnością będą zadowoleni na wieść o tym, że gra opowiada zupełnie oderwaną od nich historię, dziejącą się między jednym, a drugim obrazem kinowym.
Fabuła Star Trek: The Video Game prezentuje się następująco: Wolkanie (humanoidalna rasa zamieszkująca niegdyś zniszczoną planetę Wolkan) starają się odbudować swój dom. W tym celu konstruują urządzenie zdolne do wytwarzania ogromnych pokładów energii. W obliczu nieprzewidzianych zdarzeń, równowaga kosmosu zostaje przez owo urządzenie zachwiana, co w konsekwencji powoduje rozdarcie w czasoprzestrzeni (tzw. rip). Pech chce, że przez wyrwę przedostają się krwiożercze, przypominające wyglądem olbrzymie jaszczurki istoty, zwane Gornami. Naszym zadaniem (jako dowódcy elitarnej jednostki Gwiezdnej Floty - USS Enterprise) będzie je powstrzymać.
Historia nie przedstawia się więc specjalnie okazale, aczkolwiek trzyma poziom typowo serialowej produkcji. Co ważne, postarano się tu o wszystkich liczących się aktorów, którzy wystąpili w obu filmach. Oczywiście użyczyli też oni swoich głosów. To, co mi się w tym aspekcie spodobało, to humor zawarty w grze. Można by rzec, że przypomina on standardowe amerykańskie obrazy filmowe z gatunku kina przygodowego. Mamy tu więc odważnego, ale i lekkomyślnego dowódcę Enterprise – Jamesa T. Kirka, zachowawczego i inteligentnego pierwszego oficera owego statku – Spocka, a także plejadę innych, mniej znaczących, ale ciekawych postaci. Uśmiech na ustach gracza pojawia się najczęściej podczas licznych dyskusji Spocka z Kirkiem (przede wszystkich w sytuacjach kryzysowych), które są napisane wzorcowo. Dzięki temu obydwaj bohaterowie zwyczajnie dają się lubić.
To właśnie pierwszy aspekt wyróżniający ten tytuł na tle standardowych produkcji opartych na licencjach. Kolejnym, jest dość duża różnorodność elementów rozgrywki. Star Trek podczas około 10 godzinnej kampanii co rusz wprowadza coś nowego. Nie zawsze wychodzi to na plus, ale gracz nie narzeka przez to na nudę i monotonię.
Czym więc tak naprawdę jest nowa pozycja ludzi z Digital Extremes? W skrócie - urozmaiconą strzelanką TPP, przypominającą tytuł pokroju Gears of War, z dużym naciskiem położonym na współpracę dwójki bohaterów.
Samo strzelanie zostało w Star Treku zrobione poprawnie (nie uświadczyłem tu rażących błędów powszechnych chociażby dla Aliens: Colonial Marines). W grze mamy kilka rodzajów broni, z legendarnym Phaserem na czele, który posiada opcję chwilowego ogłuszania wrogów. Muszę przyznać, że przez większość zabawy stosowałem bodajże jedynie dwa zestawy uzbrojenia, ale normą jest to, że w innych podobnych tytułach też korzysta się głównie z tych giwer, które najlepiej leżą w dłoni. Co ważne, podczas potyczek nie odczuwałem nudy, która zważywszy na to, że grałem jednego razu cztery godziny bez przerwy, miała prawo się pojawić. Oczywiście, Star Trek pod względem strzelania ustępuje bez wątpienia produkcjom pokroju Gearsów, czy Uncharterd – to w zasadzie inna liga, ale liczy się to, że niczego tu nie popsuto, zabawa sprawia przyjemność i, co ogromnie istotne, nie frustruje.
Dużą rolę w The Video Game odgrywa też współpraca. Przed rozpoczęciem kampanii musimy zdecydować się na to kim chcemy pokierować (do wyboru są Kirk i Spock). Zabawa we dwójkę wymusza, co oczywiste, pewne określone zachowania – trzeba podbiegać i ratować drugą postać w momencie, gdy ta ginie, otwierać wspólnie drzwi, naciskać na zmianę przełączniki itp. Grać można zarówno z kimś po sieci (tu pokpiono sprawę, ze względu na długi czas oczekiwania), jak i w trybie kanapowym. W tym drugim przypadku czeka nas podzielony ekran. Jest też opcja rozgrywki jednoosobowej - rolę „pomagiera” przejmuje wtedy konsola. Niestety, sztuczna inteligencja naszego kompana woła o pomstę do nieba (gdyby Star Trek był trudniejszy, mogłaby to być ogromna wada). Generalnie jednak rzecz ujmując, fajnie, że zdecydowano się na elementy współpracy– wiadomo, że co-op (szczególnie ze znajomymi) zawsze jest w cenie.
Autorzy omawianego tytułu chwalili się, że będzie można go przejść na dwa sposoby – wybijając wszystkich w pień lub skradając się. Mówiąc szczerze, próba przechodzenia poziomów jako „ninja”, nie sprawdza się w ogóle. Kuleje tu przede wszystkim systemu osłon i samo sterowanie, które sprawuje się dobrze w przypadku strzelania, ale w przypadka ukrywania się już nie. Szybko więc porzuciłem opcję „pacyfistyczną” i ograniczyłem się do siania pożogi. Szkoda też, że twórcy nie zaznaczyli jakichś większych różnic między dwoma bohaterami – gra się nimi praktycznie tak samo.
Jak wspomniałem wcześniej, Star Treka cechuje dość duża różnorodność. Na czym ona polega? Po prostu, co jakiś czas zostaje oddana w nasze łapki nowa zabawka albo musimy zrobić coś niestandardowego. Dla przykładu - w pewnym momencie otrzymujemy urządzenie służące do teleportacji i możemy za jego pomocą przenosić się w niedostępne wcześniej miejsca. Innym razem, siadamy za sterami USS Enterprise i strzelamy do nadlatujących, wrogich statków. Jeszcze kiedy indziej, spadamy z dużych wysokości omijając przeszkody (coś na kształt BASE jumpingu). Jest tego naprawdę sporo. Podlano to wszystko występującymi gdzieniegdzie zagadkami, okazjonalnymi szybkimi ucieczkami, czy nawet pływaniem (które jest na dobrą sprawę najgorzej rozwiązanym tego typu elementem jaki widziałem w grach). Fajne jest też urządzenie, które towarzyszy nam przez całą naszą podróż, a dzięki któremu możemy odpalić tryb „rentgena” (podobny do Detective Mode z Batman: Arkham Asylum). Pomaga nam on w znalezieniu odpowiedniej drogi, czy np. mechanizmu, który należy włączyć. Oczywiście nie wszystkie urozmaicenia ludziom z Digital Extremes wyszły, ale trzeba docenić ich starania w kwestii dostarczenia graczowi różnorodnej akcji.
W wymiarze grafiki ciężko cokolwiek powiedzieć ponad to, że jest słabo, czasem bardzo słabo. Najbardziej rażą sterylne i monotonne pomieszczenia statków kosmicznych, które to są jednymi z głównych aren naszych działań.
W Star Treku, występują też wszelkiej maści bugi. Postacie przenikające przez obiekty, czy nie zawsze działająca detekcja kolizji to jeszcze drobny „pikuś” w obliczu choćby zawieszania się konsoli (doświadczyłem tego bodaj ze trzy razy). Oczywiście błędów jest znacznie więcej i niestety trzeba mieć tego świadomość sięgając po tę pozycję.
Ogólnie rzecz ujmując, Star Trek jest produktem co najwyżej średnim. Nie jest to jednak wierutny crap, dlatego kompletnie nie rozumiem recenzentów wystawiających mu oceny rzędu 3/10. Siłą tej gry jest przede wszystkim różnorodny gameplay, nowa historia (inna od tych zawartych w filmach), a także dobrze rozpisane i zabawne dialogi. Właśnie te aspekty powodują, że fani uniwersum mogą bez przeszkód sięgać po ten tytuł (nawet pomimo naprawdę wielu niedoróbek). Oczywiście nie mówimy tu o pełnej cenie – poczekajcie, aż Star Trek stanieje do 50 zł. Pozostałym graczom radzę go sobie odpuścić. Zwyczajnie szkoda marnować czas na coś tego pokroju, kiedy wychodzi tak wiele perełek.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu