Felietony

Śmierć - czyli jak zawodowo sprzedać ją w mediach?

Jakub Szczęsny
Śmierć - czyli jak zawodowo sprzedać ją w mediach?
Reklama

Tytuł mojego wpisu jest niesamowicie ryzykowny nawet jak dla mnie - autora tekstu, który przeważnie ma poczucie, że "robi to tak jak należy". Bo jak można "sprzedać śmierć"? Czy to jakiś towar pierwszej potrzeby? Rzecz, którą można przerzucać sobie z rąk do rąk? Czy można tak rzeczowo nazwać nieuchronną ludzką tragedię? Wiecie, patrzę na medialne nagłówki i wydaje mi się, że tak - można.

Pomińmy moje z pewnością słabe pytania dotyczące śmierci. Sposób narracji w tej sprawie na potrzeby tego tekstu muszę niestety dostosować do tego, co stało się ostatnio w mediach. Tak, śmierć okazała się towarem, który można sprzedać. Bo o co chodzi, Drodzy Państwo w mediach? O sprzedaż właśnie. Treść, (z korporacyjnego: "content") należy sprzedać. Wskaźnik jego "sprzedawalności" to kliki i muszę o tym powiedzieć, choć mało kto w mediach Wam się do tego przyzna. A musicie wiedzieć, że Antyweb nie jest jedynym miejscem, w którym pracuję i można mnie przeczytać. Jakieś rozeznanie w tym temacie mam - chcąc lub nie, jestem częścią tego środowiska.

Reklama

Śmierć ostatnio sprzedano koncertowo

Zmarł Zbigniew Wodecki - człowiek, którego znam z różnych utworów, z wizerunku scenicznego, a najlepiej z Pszczółki Mai i z tego, że swego czasu robił za "dobrego ziomka" obok Pani Pavlović. Kiedy ta jurorka bardzo krytycznie oceniała wygibasy gwiazd na parkiecie, Pan Zbyszek sypał "dychami" jak z rękawa. Miły, sympatyczny, utalentowany człowiek. Osoba rozpoznawalna, celebryta. Człowiek przede wszystkim.

Po śmierci Pana Zbyszka media dodały do siebie wszystkie cechy wspomniane w akapicie powyżej - poza jedną. Odarto nieco go z człowieczeństwa, zapomniano o powadze, jaką trzeba darzyć śmierć. Bo ta, jak na razie czeka każdego, nie jest niczym radosnym, w wielu kulturach oznacza co innego. Niemniej, technicznie jest "końcem", podsumowaniem doczesnego życia. No i jak Pana Zbyszka podsumowano?

Oprócz potrzebnych wpisów punktujących zasługi tego człowieka, mogłem dowiedzieć się m. in. ile zarabia, w jakiej reklamie odegrał główną rolę, a nawet spojrzeć na tego człowieka jak na "niespełnionego amanta", który wbrew pozorom, wielkiego powodzenia wśród kobiet nie ma. To ostatnie "może by przeszło" w tworach pudlopodobnych, ale dwa pierwsze... nie. Absolutnie nie. Wspominajmy, ale z szacunkiem. Takie jest moje zdanie, które... uwaga, uwaga: nie pokrywa się z tym, co uważa większość. Bo wiecie, skoro sprzedają się wpisy traktujące o strukturze zarobków zmarłego, czy jego mało poważnych dokonaniach medialnych, to niekoniecznie z mediami jest coś nie tak, tylko z konsumentami.

Ale żeby nie było, że smutna śmierć Pana Wodeckiego to jedyna kwestia, jaką chcę poruszyć przy okazji tego wpisu: mieliśmy do czynienia ostatnio z trudniejszymi przypadkami, które nie dotyczyły tylko śmierci, ale i światopoglądu, a nawet polityki (fuj). Mowa o tragicznie zmarłych Magdalenie i Igorze, w sprawach których narosło sporo kontrowersji. Oczywiście, należy te nieścisłości należy czym prędzej wyjaśnić - obecność mediów jest tam jak najbardziej potrzebna. Ale nie w taki sposób, jak to się robi obecnie.

Media urządzają sobie w takich sprawach brutalne bezczeszczenie czci zmarłych

Mediom w sprawie Pani Magdaleny poszło tak dobrze, że aż polska krzyżówka Droopy'ego z Duke'iem Nukemem postanowiła wykorzystać wytworzoną falę i... oświadczyła się swojej lubej na antenie popularnej telewizji. Na grobie tragicznie zmarłego człowieka urządzono sobie taniec i to wcale nie jest danse macabre. Eksperci prześcigali się w hipotezach, tuby prawej i lewej strony prezentowały swoje wersje wydarzeń i tego, co pokazano w nagraniach. Mediom natomiast było w to graj - coś się dzieje, nie trzeba robić clickbaitów z niczego, jest samograj. Dodajmy do tego zaangażowanych czytelników - jest przepis na 2 tygodnie nakręcającego się samoczynnie tematu.

Kiedy piszę ten wpis, ktoś coś przebąkuje w teletubie na temat śmierci Pana Igora, który według głównego nurtu relacyjnego zdarzenia - został brutalnie pobity przez Policję. Tam również doszło do spraszania ekspertów, różnych interpretacji nagrań, a nawet do sporu politycznego, w który zaangażowali się sami rezydenci Wiejskiej. Oczywiście, sprawę przerzucają między sobą jak gorącego ziemniaka, licząc na to, że w trakcie lotu nieco się ostudzi. Ot, poleci kilka głów, temat się wyczerpie, a... media sobie znajdą coś innego.

Media dają nam to, co chcemy

Można by winić media za to, że obniżają standardy tak mocno, że zaczynają dokopywać się do nowego dna. Pewnie, ale to nic nie da, bo ta diagnoza jest kaleka. Pomijam w tym takie incydenty jak uśmiercanie Pana Wodeckiego w maju, bo to już jest czyste s... oszczędzę sobie.

Reklama

Bo my żyjemy w swego rodzaju bańce. Wiemy, jakie postawy są dobre, pewne rzeczy nas irytują i nie boimy się o tym mówić. Ale zauważcie - tak samo, jak większość mało obchodzi jaki ma procesor w telefonie, tak samo nie widzi ona nic złego w tym, by czytać mało smaczne wpisy w mediach. Skąd się to wzięło? Wielu z nas zaczęło swoją przygodę z internetem, gdy był on swego rodzaju medium luksusowym, dla wybranych. Nie była to masówka, dostęp do niego mieli tylko nieliczni. Treści też były wtedy zupełnie inne. A dzisiaj? Internet i urządzenia służące do jego odbioru są tak tanie i powszechne, że pozwolić na nie sobie może każdy. A skoro każdy, to równajmy poziom do dołu - tak się będzie opłacało.

A większość śmierć - zwłaszcza celebryty będzie interesowała. Wtedy na rzecz własnej satysfakcji ze skonsumowania kolejnej ciekawej treści nieświadomie odzieramy głównego bohatera historii z człowieczeństwa. Czy media są jednoznacznie złe? Niekoniecznie, ale na pewno dostosowują się do czytelników. Prawda na temat ludzi w ogóle jest smutna i jeżeli macie dystans do siebie... przekaz zrozumiecie. A jak nie - cóż, będę miał co wspominać w przyszłości. :)

Reklama

Miłego wieczoru Wam życzę.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama