Pamiętacie Motorolę Atrix? Smartfon sprzed kilku lat, który miał być mocnym uderzeniem amerykańskiego producenta, dowodem na to, że jest w grze i prób...
Pamiętacie Motorolę Atrix? Smartfon sprzed kilku lat, który miał być mocnym uderzeniem amerykańskiego producenta, dowodem na to, że jest w grze i próbą podkręcenia sprzedaży. Projekt nie ograniczał się do samej słuchawki- była też stacja dokująca. Podejście Motoroli do hybrydowego rozwiązania zakończyło się klapą. Zastanawiam się, czy problem tkwił w tamtym sprzęcie czy też w samej idei łączenia smartfonu z większym urządzeniem?
Kilka dni temu w mediach branżowych pojawiły się doniesienia dotyczące powrotu marki Motorola na rynek tabletów. Plan podobno jest prosty: gdy zostanie zakończony proces przejmowani Motoroli przez Lenovo, to do sprzedaży będą wprowadzane takie same lub podobne urządzenia, ale pod różnymi markami: w jednych krajach z logo Lenovo, w innych z symbolem Motoroli. Przy okazji pojawienia się tej wiadomości zacząłem zastanawiać się nad biznesem mobilnym amerykańskiej legendy i przypomniałem sobie wspomniany już projekt Atrix. Smartfon, który można z pomocą dedykowanej stacji dokującej zamienić w prosty netbook.
Nie będę ukrywał, że swego czasu byłem bardzo zaaferowany tym pomysłem. Branża smartfonów dopiero rosła w siłę, pojawiały się liczne eksperymenty, nie było do końca wiadomo, w którą stronę pójdzie ten biznes i kto będzie na nim odgrywał główne role. Dzisiaj wiemy już, że hybryda Motoroli nie była strzałem w dziesiątkę, lecz totalnym pudłem, ale wtedy, na początku dekady sprawa wydawała się otwarta. Co poszło nie tak? Z pewnością sporym problemem była cena. Cały zestaw kosztował dużo, a nie oferował w zamian aż tak wiele. Produkt nie był też do końca dopracowany, ale to można uznać za chorobę wieku dziecięcego - w kolejnych wersjach firma mogłaby wszystko dopracować. Tyle, że korporacja porzuciła tę ścieżkę rozwoju. Inni też specjalnie jej nie eksplorowali. Oczywiście są wyjątki.
Ciekawy przykład stanowi Asus ze swoimi smartfonami pakowanymi w obudowy z większymi ekranami. Po takim łączeniu powstaje tablet. Niedawno głośno zrobiło się o produkcie Asus PadFone X mini - za tydzień sprzęt ma się pojawić w ofercie amerykańskiego operatora AT&T. Co znajduje się na pokładzie? Zacznijmy od smartfonu: model z 4,5-calowym wyświetlaczem w rozdzielczości 854x480 pikseli, dwurdzeniowym procesorem Intel Atom Z2560 o taktowaniu 1,6 GHz, 1 GB pamięci operacyjnej oraz 8 GB pamięci wbudowanej (plus gniazdo na karty microSD). Do tego dwa aparaty, moduły łączności, akumulator o pojemności 2060 mAh oraz Android KitKat z nakładką producenta. Tablet: 7-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1280x800 pikseli, akumulator o pojemności 2200 mAh oraz aparat z przodu. Jest szał? Nie ma, ale warto wziąć pod uwagę, że produkt będzie sprzedawany w niskiej cenie.
Czy niska cena będzie gwarantem sukcesu? Trudno stwierdzić - większy krewniak urządzenia podobno miał swoje wady i nie robił piorunującego wrażenia. Jeśli mini powtarza tamte błędy, to Asus rynku nie zawojuje swoim pomysłem na 2w1. I znowu nie poznam odpowiedzi na pytanie, czy problem leży tu po stronie producentów/sprzętu czy też samej idei. Potrzebne jest urządzenie, które będzie spełniać zadania wspomnianych zestawów, ale przy okazji okaże się dobrym produktem w świetnej lub przynajmniej atrakcyjnej cenie. Byłby sukces? W teorii wszystko brzmi fajnie, ale zaczynam się zastanawiać, czy po tych kilku latach, gdy na rynku furorę zaczęły robić fablety, propozycja jest nadal kusząca? Możliwe, że był to koncept skrojony pod określone warunki i niewykorzystany. Teraz nie ma już szans na przebicie się na dużą skalę. Ciekawe, jak potoczyłyby się losy branży, gdyby kilka lat temu poświęcono zagadnieniu więcej uwagi?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu