Artykuł sponsorowany

Smartfon ładny czy funkcjonalny? Na szczęście nie trzeba już wybierać

Tomasz Popielarczyk
Smartfon ładny czy funkcjonalny? Na szczęście nie trzeba już wybierać
40

Każdy szuka w smartfonach czegoś innego. Dla jednych to zwykłe narzędzie pracy i/lub zabawy. Inni traktują swój telefon jako aparat. Dla jeszcze innych jest przedłużeniem dłoni (i trudno się oprzeć wrażeniu, jakby był do niej przyklejony, ale to temat na inną okazję). Wszyscy jednak w mniejszym lub większym stopniu zwracamy uwagę na wygląd.

Nie zwracamy? Zatem załóż na swój telefon na dwa tygodnie etui z króliczymi uszkami, albo zamień go na taki z antenką w bananowo żółtym kolorze. Zapewne nie byłaby to prosta decyzja (chociaż kto wie…). I o to chodzi, bo smartfony stały się elementem naszej identyfikacji.

Ile razy oceniałeś człowieka po telefonie? Ty nie? Ok, załóżmy, że mówimy o „koledze/koleżance”. Co może myśleć o kimś, kto wyjmuje w towarzystwie smartfona z potłuczonym ekranem? Zabiegany, bo nie ma czasu na naprawę? A może aktywny i imprezowy? Wytłumaczeń może być milion – już nasz umysł zadba o to, żeby sobie jakieś znaleźć.

A teraz inny przykład – smartfon w niebanalnym, nietuzinkowym kolorze. Ktoś, kto lubi świecidełka? A może osoba ceniąca oryginalność i lubiąca wykorzystywać smartfona do wyróżniania się?

Powiedzmy sobie szczerze, jeżeli interesujemy się technologiami, w większości przypadków zwracamy uwagę na gadżety, które pojawiają się w naszym otoczeniu. Oceniamy je, zazdrościmy ich, podziwiamy… albo wręcz przeciwnie – krytykujemy, naśmiewamy z fatalnego gustu właścicieli (opcja okrutna), oceniamy ich przez pryzmat posiadanego sprzętu (ktoś kto wybrał model firmy X i przepłacił za niego może zyskać szybko łatkę osoby rozrzutnej i lekkomyślnej – nasze lubiące uproszczenia, generalizacje i stereotypy umysły uwielbiają takie prostolinijne wnioski).

Tym tropem zbliżamy się do postawienia tezy tego artykułu. Zapewne większości z Was ona nie zszokuje:

Wygląd ma znaczenie

Jesteśmy blogiem technologicznym, a więc nie odbiegajmy za daleko myślami – wróćmy do smartfonów. We współpracy z firmą Huawei postanowiliśmy rozłożyć na czynniki pierwsze model Huawei P20 Pro. Trudno zaprzeczyć, że to aktualnie jeden z najbardziej stylowych i eleganckich smartfonów na rynku.

Pierwsze, co zwraca uwagę to ekran. W tym przypadku ma on przekątną 6,1 cala. I tu pierwszy szok, bo sam smartfon mierzy zaledwie 155 x 73,9 mm. Spójrzmy na modele sprzed zaledwie roku i zobaczymy tutaj kolosalny postęp. Wszystko to zasługa niezwykle cienkich ramek wokół. Powierzchnia panelu to aż 93,9 cm kwadratowych (82 proc. całkowitej powierzchni przodu smartfona).

W oczy rzuca się oczywiście wcięcie. Konkurencja idzie tutaj na łatwiznę i na ogół wstawiają duże, zajmujące relatywnie sporo przestrzeni czarne wstawki. Rozwiązanie Huawei sprawia na tym tle wrażenie dopracowanego do granic możliwości. Na wcięciu mamy bowiem trzy okrągłe elementy – oba o identycznych wymiarach. Pierwszy to głośnik rozmów, a trzeci – obiektyw aparatu. Drugi, ulokowany pomiędzy nimi, jest ledwie dostrzegalny – to czujniki światła i zbliżeniowy (odpowiadają one za regulację jasności oraz wygaszanie ekranu, gdy zbliżamy telefon do ucha podczas rozmowy, a także zapobiegają przypadkowemu aktywowaniu ekranu, gdy nosimy go w kieszeni). Nad nimi ukryto maleńką diodę LED. Wszystko to jest  harmonijne, spójne i przemyślane.

Oczywiście na co dzień większość użytkowników ma w nosie to, że we wcięciu nad ekranem umieszczono trzy identyczne okręgi. Jednak właśnie takie smaczki sprawiają, że czujemy, że trzymamy w dłoniach produkt z najwyższej półki. To samo dzieje się z tyłu. Tutaj również motywem przewodnim, siłą rzeczy, są okręgi. Obiektywy aparatu umieszczono w jednej linii z diodą doświetlającą LED. W tej samej linii mamy całą resztę – sygnaturę Leica informującą o jasności i ogniskowej, a także branding Huawei. Cała reszta pozostała pusta.

Diabeł tkwi w szczegółach

I tutaj znowu wracamy do detali. Jak na ogół trzymamy telefon, chcąc zrobić idealne zdjęcie? Nie selfie na szybko czy nagranie z koncertu, ale naprawdę piękną fotografię jedzenia, krajobrazu czy grupy znajomych – poziomo oczywiście. I właśnie tak została zaprojektowana tylna część smartfona. Producent chce przez to powiedzieć – ok, daję Ci topowego smartfona, ale spójrz tutaj – to również topowy aparat fotograficzny w swojej kategorii.

I rzeczywiście – tuż po premierze Huawei P20 Pro podbił serca recenzentów i testerów. Przez wielu jest do dziś uważany za najlepszy aparat na rynku. W prestiżowym rankingu DXoMark, oceniającym jakość fotografii mobilnej, telefon ten od marca nieprzerywanie zajmuje pierwsze miejsce. Fenomenalnie radzi sobie w nocy, a dzięki rozbudowanym ustawieniom w aplikacji oraz wbudowanym mechanizmom AI nawet kompletnemu laikowi pozwala robić fantastyczne zdjęcia.

Ale my dziś nie o aparacie. Spójrzmy znowu na tył, ale tym razem na model w wersji kolorystycznej Twilight. Konkurencja zdążyła już go skopiować, więc nie jest aż tak wyjątkowy. Nikt jednak nie odbierze Huawei tego, że jako pierwsi zaryzykowali i wprowadzili na rynek telefon w kolorze… gradientu.

Na myśl o gradientach we współczesnym designie często się wzdrygamy. W sieci dominuje stylistyka flat – wszystko ma być proste i spłaszczone. Gradienty uciekają więc poza ekrany naszych urządzeń i daje to bardzo interesujące rezultaty. Dowody widzimy na Huawei P20 Pro. Mieszanka fioletu i różu jest odważna i jedyna w swoim rodzaju. Nie bez powodu konkurenci szybko zaczęli ją kopiować, bo barwy zostały dobrane ze smakiem oraz wyczuciem. Co więcej, efekt gradientu zmienia się w zależności od tego, pod jakim kątem patrzymy na telefon.

A co w sytuacji, jeśli ktoś chce jak najprostszego koloru i klasyki? Tutaj do akcji wchodzi ponadczasowa czerń, o której na pewno nie można powiedzieć, że jest nudna. Tafla szkła na tyle jest na tyle błyszcząca, że smartfon mógłby zastąpić lusterko. Ma to oczywiście swoje plusy i minusy (jak wszystko), ale zdecydowanie nie należy do rozwiązań banalnych.

Wyróżnij się albo zgiń

Dobry produkt to nie wszystko. Na rynku smartfonów coraz mocniej zarysowuje się zasada: wyróżnij się albo zgiń. Czołowi producenci rozumieją to najlepiej i dlatego zabawa kolorami oraz designem trwa w najlepsze. Owszem – gdy położymy obok siebie najnowsze telefony przodem, trudno dostrzec różnice. I trudno się temu dziwić, bo dotarliśmy do etapu, w którym z przodu mamy praktycznie tylko wyświetlacz… Cała zabawa zaczyna się po obróceniu naszych gadżetów, kiedy do gry wchodzi prawdziwy festiwal kolorów i nie tylko.

A to powinno cieszyć wszystkich, którzy lubią się otaczać rzeczami ładnymi i zarazem funkcjonalnymi. Już od dawna nie musimy wybierać między jednym a drugim. Dla producentów znalezienie kompromisu między wzornictwem a funkcjonalnością również przestało być już problemem. Efektem tego są urządzenia takie, jak Huawei P20 Pro – piękne i „wszystkomające”.

-

Artykuł powstał we współpracy z firmą Huawei

Advertisement

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu