Nawet nie wiem, kiedy to się stało. Książki czytam, nieco rzadziej niż zwykle, bo po prostu zaczynam nie mieć na to czasu (i bardzo z tego powodu żałuję). Z powodu natury swojej pracy czytać muszę sporo - od artykułów, po informacje prasowe, a skończywszy już na szczegółowych dokumentacjach. Cały czas się coś dzieje - ale jak już mam czytać coś w Sieci, to nie sięgam po komputer. Ani po czytnik. Wyciągam z kieszeni smartfona i...
Nie komputer, nie książka, nie czytnik. Dla mnie jako czytelnika, najważniejszy jest smartfon
Robię tak nawet wtedy, gdy siedzę przy komputerze
Oczywiście, jeżeli pracuję na źródle - innego wyjścia, jak robić tego przy komputerze nie ma. Załóżmy jednak, że dostaję coś od Grzegorza Ułana na Slacku. Albo źródło, albo jakaś ciekawa informacja. Mam sobie to wstępnie przyswoić i ocenić, czy jest ok. Mimo, że jestem przy komputerze, to i tak odczytuję to na telefonie. Oczywiście przechodząc w tryb Reader (Safari na iOS). Przeczytanie, choćby skaningowe takiego tekstu jest wtedy znacznie szybsze, niż na komputerze. W ogóle, gdy chcę przeczytać cokolwiek - od Joemonstera, kiedy w ramach przerwy postanowię się odmóżdżyć, aż po poważne portale publicystyczne, dla złapania innego zdania obserwowanego przeze mnie dziennikarza.
Pamiętam swoje początki z Internetem - wtedy rzecz jasna smartfonów nie było, więc dużo i często czytało się na komputerze. O stronach mobilnych nie myślał nikt, tym bardziej o trybie czytania na smartfonie - bez przeszkadzaczy, w przystępnej czcionce. Wiele zmieniło się kilka lat temu, kiedy wydawcy zaczęli przygotowywać mobilne strony swoich serwisów. Wydaje mi się, że i tak sporo wody w Wiśle upłynęło, zanim zmieniły się nawyki konsumentów treści w Sieci. Zauważyli to również wydawcy, którzy zaczęli aktywnie monetyzować również mobilne odsłony swoich mediów.
Dlaczego?
Zastanawiam się nad tym, dlaczego moje nawyki poddały się takiej transformacji. Od pewnego czasu żyję coraz szybciej, dosłownie widzę, jak czasami grafik pęka w szwach. Antyweb nie jest jedynym miejscem, dla którego piszę i nierzadko siedzę po nocach i przygotowuję to, z czym nie uporałem się w ciągu dnia. A przecież też muszę jeść, spać, gdzieś wyjść, coś załatwić. W każdej mojej aktywności znajdzie się dziura - wbrew pozorom nie do zasklepienia, w której mogę umieścić czas na przeczytanie czegoś.
I tak - do łóżka przeglądam sobie strony z "głupimi obrazkami", prym wiedzie u mnie 9GAG. Oprócz tego, że czasami się tam solidnie uśmieję, to również obserwuję to, jak internauci z całego świata reagują na wydarzenia, poznaję nowe trendy. Jeżeli już coś oglądam do łóżka, to laptopa stawiam obok łóżka - ten sobie gra, a ja w tym czasie zasypiam. Inaczej jest, kiedy chcę coś przeczytać. Albo robię to przy posiłku, albo w trakcie przejazdu komunikacją miejską / międzymiastową. I tylko na smartfonie. Czytanie na komputerze nie pociąga już tak, jak kiedyś i niestety "rekreacyjnie" mam na to czas tylko wtedy, kiedy "nie jestem" w pracy. W sumie, prawda jest taka, że w pracy jestem zawsze wtedy, kiedy jestem podłączony do Internetu. Zgadnijcie zatem, ile trwa mój realny wymiar pracy.
Żalisz się, czy chwalisz?
Uprzedzam taki komentarz pod artykułem i odpowiadam. Ani to, ani to. Sam sobie wybrałem taki sposób życia. Wiem jednak po sobie i swoich znajomych, że nie garstka, acz sporo ludzi żyje dokładnie tak samo. Pozornie, bez sztywnych godzin pracy, żyjąc głównie na deadline'ach i trendach. Polecam Wam pracę zdalną w takim modelu - nauczycie się takiego sposobu organizowania sobie czasu, o jakim Wam się nawet nie śniło. Lubię to - bez tego bym się zwyczajnie nudził.
Tyle, że taki model życia wymaga kompromisów. Serio, nie mam czasu na czytanie, a nawet ochoty po tym, jak ogarnę sporo swoich publikacji, a przeczytam 3-4 razy tyle w trakcie "godzin pracy".
A skoro zauważyli to wydawcy...
To i nagabują nas reklamami. Jest coraz gorzej na urządzeniach mobilnych, jeżeli chodzi o intruzywne reklamy i boleję nad tym nie tylko jako czytelnik, ale również media worker. Nie zgadzam się z obecną polityką wydawców odnośnie reklam, gdzie krótkowzrocznie wrzuca się reklamy tam, gdzie można - kosztem dobrych treści i zdrowego podejścia do czytelnika. Ten musi wiedzieć, że jego klik na marne nie poszedł, że nie jest tylko pozycją w statystykach i "groszem" do utrzymania piszących. Tymczasem, przy obecnym podejściu wszystko się do tego sprowadza. Również na smartfonach, gdzie również można umieścić sporo irytujących reklam. Niestety.
Grafika: 1, 2, 3
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu