Firma - ikona tonie. 3DS mimo ostatnich krzepiących wiadomości do tej pory sprzedawał się poniżej oczekiwań, a premiera WiiU – zwłaszcza w Polsce – pr...
Firma - ikona tonie. 3DS mimo ostatnich krzepiących wiadomości do tej pory sprzedawał się poniżej oczekiwań, a premiera WiiU – zwłaszcza w Polsce – przeszła bez większego echa. Spółka przynosi zyski tylko w Japonii, mekce wszystkich konsol. I to właśnie tam rozpoczyna się nowy rozdział w historii Nintendo.
Zmiany. Tym jednym słowem można by określić politykę firmy, która zaczynała od produkcji kart, a dorobiła się pozycji jednego z liderów branży elektronicznej. Teraz jej pozycja jest poważnie zagrożona i jeśli chce przetrwać, musi wrzucić wyższy bieg, albo podzieli los Segi - wcześniejszego hegemona, którego produkty zbierają dziś kurz na strychach wielu domów. Nowym projektem firmy, o którym informuje nikkei, jest połączenie konsol stacjonarnych z handheldami. W przypadku Nintendo oznaczałoby to zamknięcie mobilności 3DSa i mocy obliczeniowej WiiU (lub ich następców) w obudowie jednego urządzenia. Lepiej późno niż wcale, można powiedzieć. Aby zrealizować ten plan, firma ściąga do ojczyzny swoich najlepszych inżynierów i projektantów, tworząc z nich zespół, dysponujący 340-milionowym budżetem, z siedzibą nieopodal głównego biura Nintendo w Kioto, tak aby jeszcze bardziej usprawnić przepływ informacji. Ich zadaniem będzie stworzenie ekosystemu, konkurencyjnego dla smartfonów i tabletów, a podołać temu mają: szybszy proces produkcyjny, częste aktualizacje i ścisła współpraca z developerami.
Kiedy firma 6 lat temu wprowadzała na rynek Wii, z miejsca stała się liderem konsolowego wyścigu o dominację w domach graczy. Mimo, iż samo urządzenie dysponowało mocą obliczeniową nieporównywalną z PS3 czy Xboxem 360, to deklasowało je pod względem innowacyjności. Kontroler Wii Remote stał się „sellerem” konsoli (zwłaszcza wśród casuali), gdyż za jego pomocą można było przenosić ruchy gracza do świata wirtualnego. Niestety, później działo się tylko gorzej. 3DS zdolny do wyświetlania trójwymiarowego obrazu bez używania jakichkolwiek okularów, powodował raczej ból głowy, niż zachwyt nad rozwojem technologii. Użytkownicy woleli grać w 2D, a na tym polu bezsprzecznie dominowały już smartfony. Remedium miała być zeszłoroczna premiera WiiU, reklamowanej jako pierwszej konsoli następnej generacji. Mimo dosyć ciepłego przyjęcia, urządzenie nie znalazło do tej pory zbyt wielu nabywców, a „zaglądając pod maskę” można je określić raczej „quasi-next-genem”, gdyż jest tylko o połowę szybsze od Xboxa. Tak oto Nintendo zamieniło przewodzenie wyścigowi na pozycję technologicznego outsidera, któremu w oczy zagląda widmo bankructwa.
Sam kierunek zmian, obrany przez firmę wydaje się właściwy, ale nie jest on w żadnym stopniu nowatorski. O podobnych projektach wspominałem już w TYM artykule. Nintendo może trafić z deszczu pod rynnę, gdyż na rynku mobilnym konkurencja jest równie zażarta, a ma jeszcze zostać wzmocniona premierami nowych konsol zapowiedzianych na tegorocznym CESie. O poczynaniach japońskiego giganta będę Was informował na bieżąco, gdyż osobiście odczuwam duży sentyment do firmy, na której urządzeniach wielokrotnie ukazywały się produkcje stawiające na wzruszenia i emocje, a nie na efektowność gameplay’u. Smutny koniec firmy, mógłby wtedy stać się dla branży znakiem, że w takie gry nie należy inwestować, a tego przecież nie chcemy, prawda?
A co Wy sądzicie o poczynaniach Nintendo?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu