W czasach, gdy serwisy streamingowe prześcigają się w oferowaniu milionów utworów na wyciągnięcie ręki, Last.fm wydaje się reliktem przeszłości. Ta za...
Słuchasz muzyki? Ta zapomniana usługa to czyste złoto
Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...
W czasach, gdy serwisy streamingowe prześcigają się w oferowaniu milionów utworów na wyciągnięcie ręki, Last.fm wydaje się reliktem przeszłości. Ta zapomniana nieco usługa, niegdyś mekka dla muzykomanów, dziś pełni nieco inną funkcję. W erze przed Spotify i Apple Music, Last.fm było synonimem odkrywania nowej muzyki. Darmowe radio internetowe, oparte na algorytmach analizujących gusta użytkowników, pozwalało na eksplorację gatunków i artystów, o których istnieniu wcześniej nie mieliśmy pojęcia.
Historia Last.fm sięga 2002 roku, kiedy to serwis powstał jako Audioscrobbler. Początkowo jego główną funkcją było śledzenie, jakiej muzyki słuchają użytkownicy na swoich komputerach. Dane te były następnie wykorzystywane do tworzenia spersonalizowanych rekomendacji. W 2007 roku Audioscrobbler połączył się z Last.fm, tworząc platformę, którą znamy do dziś. W szczytowym okresie popularności Last.fm oferowało nie tylko radio internetowe, ale także społeczność, w której użytkownicy mogli dzielić się swoimi muzycznymi pasjami. Integracja ze Spotify, która nastąpiła później, była naturalnym krokiem w ewolucji serwisu, choć nie uchroniła go przed spadkiem popularności.
Dziś Last.fm nie jest już centrum muzycznego wszechświata, ale dla wielu użytkowników stało się niezastąpionym archiwum ich muzycznych preferencji. Sam przekonałem się o tym, gdy po latach próbowałem odnaleźć tytuł utworu, który kiedyś mnie zachwycił. Dzięki Last.fm, które skrzętnie zapisywało historię moich odsłuchań, odnalezienie zagubionego kawałka zajęło mi zaledwie kilka minut. Przeklikiwanie się przez dyskografię artysty z pewnością trwałoby znacznie dłużej. A tak, wystarczyło zajrzeć do mojej biblioteczki, znaleźć konkretnego artystę i zobaczyć, jakich utworów słuchałem - gotowe! To naprawdę proste i może nie raz uratować skórę.
Korzystanie z Last.fm w 2024 roku wymaga jednak pewnej dozy samozaparcia. Integracja z popularnymi serwisami streamingowymi nie zawsze jest idealna - bywa zawodna i trzeba regularnie sprawdzać, czy wszystko działa jak należy. Użytkownicy Apple Music na Windowsie muszą korzystać z nieoficjalnych aplikacji (znalazłem jedną na Githubie, działa zaskakująco nieźle!), a w przypadku webowych odtwarzaczy streamingowych niezbędne są wtyczki do przeglądarek (tutaj sytuacja jest łatwiejsza, bo te rozszerzenia są naprawdę dobre i wspierają wiele usług online).
Aplikacja mobilna dostępna na Androida sprawdza się jak należy, odczytując dane do scrobblowania z powiadomień systemowych, ale użytkownicy iOS muszą polegać na integracji platformy streamingowej z last.fm, co na całe szczęście nadal działa. Jednak dla tych, którzy cenią sobie możliwość śledzenia swojej muzycznej historii, trud ten jest warty zachodu, o czym sam się właśnie przekonałem.
Last.fm to nie tylko kopalnia danych o tym, czego słuchaliśmy w przeszłości. To także narzędzie, które pozwala na powrót do zapomnianych artystów i albumów, na nowo odkrywając muzyczne skarby, które umknęły naszej uwadze. To cyfrowa kapsuła czasu, która pozwala nam odbyć sentymentalną podróż w przeszłość - wielokrotnie porzucałem niektóre wydania nieświadomie i prawdopodobnie gdyby nie ich obecność w historii odsłuchań, nie wróciłbym do nich. To także szansa zobaczenia jak zmieniał się nasz gust, ile czasu poświęcamy na słuchanie muzyki i jakie gatunki są w danym czasie dla nas najważniejsze.
Last.fm to usługa działająca z wieloma serwisami i aplikacjami, więc jeśli używacie co najmniej dwóch, to podsumowania last.fm będzie na pewno bardziej miarodajne - wszyscy kojarzymy coroczne rankingi przygotowywane przez Spotify i ich konkurentów, ale w moim przypadku pojedyncza platforma to tylko wycinek całego tortu. W takiej sytuacji last.fm sprawdza się o wiele, wiele lepiej, dając mi obszerniejszy obraz tego, co słucham i kiedy. Mimo upływu lat, Last.fm wciąż ma w sobie to "coś", co może przyciągnąć użytkowników, ale obawiam się, że najlepsze czasy usługi minęły bezpowrotnie.
Tym bardziej chciałem Wam o niej przypomnieć.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu