Czyżby Samsung przestraszył się ataku prawników swojego konkurenta? Dotychczasowe starcia w sądzie zdają się pokazywać, że nieco więcej argumentów ma ...
Czyżby Samsung przestraszył się ataku prawników swojego konkurenta? Dotychczasowe starcia w sądzie zdają się pokazywać, że nieco więcej argumentów ma po swojej stronie Apple. Wprawdzie absolutnie nic nie jest przesądzone, to moim zdaniem koreański producent może rozważać też „Plan B”, czyli przegraną w jednej z największych bitew o patenty w historii IT. I co wtedy?
„The negotiations were short” – tym słynnym powiedzeniem Obi Wan Kenobiego można by podsumować dotychczasowe prośby sądu o porozumienie się adwersarzy. Jak słusznie zauważa Michał Szabłowski, zarówno Apple jak i Samsung nie mają najmniejszego zamiaru pracować nad kompromisem. Wojna cały czas trwa, a na front rzucane są kolejne jednostki. Czy jednak można powiedzieć, że szala zwycięstwa jest po którejś ze stron?
Tak naprawdę za wcześnie jeszcze na wyrokowanie w tej sprawie. Uważam jednak, że pojawiają się drobne i nieco większe dowody na to, kto obecnie lepiej radzi sobie na polu walki. Używając terminologii piłkarskiej, pressing ze strony Apple’a daje o sobie znać. Samsung już wykorzystał większość swojego czasu przed sądem, dostał też prztyczka w nos od sędzi Lucy Koh za kontrolowany przeciek materiałów do mediów.
Teraz zaś prawnicy Samsunga podjęli ciekawą moim zdaniem strategię. Otóż, ich zdaniem Apple nie może domagać się 2,5 mld dolarów rekompensaty za rzekome naruszenie patentów, bo to... za dużo. Zdaniem Samsunga Apple przesadził z wyceną (via Reuters), przedstawiając zawyżone zyski koreańskiego twórcy smartfonów (35,5%), podczas gdy realne są dużo niższe (12%). Liczby są dość ważne, bo w przypadku ewentualnej przegranej Samsung będzie płacił tylko tyle, ile zarobił na sprzedaży produktów naruszających patenty.
Mnie jednak zastanawia inna sprawa. Czy Samsung już zaczyna przewidywać przegraną przed sądem? Być może potyczka o finanse jest tylko jednym z elementów szerszej batalii między konkurującymi firmami. Z drugiej strony Samsung nie może nie brać pod uwagę przegranej w sądzie. Wtedy zaś lepiej, żeby konkurent wyciągnął od niego jak najmniej pieniędzy.
Apple z kolei nie ma aż tak wiele do stracenia. W przypadku przegranej najprawdopodobniej narażony będzie jedynie na koszty procesu, które wysokie, jednak nie będą tak uderzające w firmę, co ewentualna przegrana Samsunga. Dlatego też prawnicy firmy z Cupertino już złożyli protest, w którym oskarżają adwersarza o celowe zaniżanie zysków ze sprzedaży (via Electronista). Twierdzą, że prognozy finansowe Samsunga były specjalnie robione pod toczący się proces. To jest dopiero paradoks – firma, która specjalnie zaniża własne zyski, żeby... zyskać.
Grafika: TVD-Photography
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu