Felietony

W Polsce brakuje rąk do pracy. Luki uzupełniają Ukraińcy, Hindusi i... mieszkańcy Zachodu

Maciej Sikorski
W Polsce brakuje rąk do pracy. Luki uzupełniają Ukraińcy, Hindusi i... mieszkańcy Zachodu
Reklama

Bezrobocie spada, rąk do pracy brakuje, pracownicy mają ponoć powód do zadowolenia, bo mogą domagać się podwyżki, pracodawcy natomiast rwą włosy z głowy, bo coraz trudniej o solidnego kandydata, który uzupełniłby braki kadrowe. Mogłoby się wydawać, że w dzisiejszych czasach rozwiązaniem sytuacji będzie postępująca robotyzacja i informatyzacja, że z pomocą nowych technologii jakoś się to wyprostuje. Rzeczywistość pokazuje jednak, że to są rozwiązania na przyszłość, może nawet bardziej odległą. Teraz sprawdza się inna metoda: ściąganie ludzi z innych państw. W tym z Zachodu.

Rynek pracy w Polsce podobno staje się propracowniczy, poziom bezrobocia powinien niebawem spaść poniżej 7% - tak dobrego wyniku nie było od ćwierć wieku. Jednocześnie coraz częściej słyszymy/czytamy, że pracodawcy mają problem. Dotyczy to chociażby interesującej nas branży IT, w której brakuje kilkudziesięciu tysięcy specjalistów. Narzekają też przedsiębiorcy z sektora transportu, o ludzi walczą w handlu. Przyznam, że ilekroć trafiałem na takie doniesienia, pojawiała się myśl, że to sytuacja przejściowa, że prędzej czy później te braki uzupełnią maszyny. Sklepy wielkopowierzchniowe bez obsługi albo z kilkoma osobami? Już się to testuje. Autonomiczne pojazdy, w tym ciężarówki? Pracują nad tym na kilku kontynentach, pierwsze efekty są zadowalające. A w dalszej perspektywie SI załatwi sprawę nawet w IT. Okazuje się jednak, że na to trochę poczekamy, na razie wakaty wypełniane są w bardziej tradycyjny sposób.

Reklama


Zapewne nikogo nie muszę informować, że w Polsce pracują już setki tysięcy (wedle niektórych wyliczeń nawet grubo ponad milion) Ukraińców: jedni znaleźli sezonowe zatrudnienie, drudzy stałą pracę, część osiedliła się z rodzinami, inni zostawili na Wschodzie bliskich, którym wysyłają pieniądze. Każdy coś o tym słyszał, ale pewnie nie wszyscy zetknęli się z tematem. Sam uzmysłowiłem sobie skalę zmian, gdy w majowy weekend wybrałem się nad jezioro: pomidory na straganie sprzedawała Ukrainka, obsługę w barach i restauracjach stanowiły Ukrainki, a przechodząc obok budowy słyszałem... tak, język ukraiński. Szok, ponieważ jeszcze rok wcześniej prace te wykonywali Polacy, na przybyszy ze Wschodu nie trafiałem.

Dowiaduję się teraz z mediów, że na Ukraińcach sprawa się nie kończy, tym razem nadciąga wsparcie z Białorusi. W ciągu pięciu lat liczba przedstawicieli tej nacji ubezpieczonych w ZUS wzrosła trzykrotnie. Z jednej strony wynika to z zapotrzebowania deklarowanego przez polski rynek pracy, z drugiej strony z gorszej sytuacji gospodarczej w Rosji, kraju, który do niedawna przyciągał Białorusinów. Na przybyszy z Mińska i okolic jeszcze nie trafiam, ale...

Najczęściej chcą się u nas osiedlić Ukraińcy – od nich pochodziło 65 proc. wniosków w tym roku. Jednak lawinowy jest wzrost zainteresowania legalnym pobytem wśród obywateli Białorusi i Indii. Co ciekawe, w przypadku tych dwóch narodowości liczba wniosków o pobyt się podwoiła. Białorusini w tym półroczu złożyli ich 4,5 tys. (w tym samym czasie 2016 r. – 2,1 tys.). Z kolei w przypadku Hindusów nastąpił wzrost z 1,8 tys. do ponad 3,5.[źródło]


I muszę napisać, że Hindusów widuję każdego dnia. Kilku mieszka w kamienicy obok, wielu przechodzi pod moim oknem. Oczywiście nie jest to dzieło przypadku, niedaleko znajdują się budynki międzynarodowych korporacji, w których ludzie ci pracują. W tym przypadku mówimy już raczej o wykwalifikowanej i dobrze opłacanej kadrze. Oczywiście Ukraińcy i Białorusini też nie ograniczają się do prostych prac - sektor IT mocno liczy na ludzi ze Wschodu. Kiedyś obcokrajowcy byli rzadko widywani, traktowano ich czasem niczym wydarzenie, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Potrzeby szeroko pojętego rynku wymusiły jednak zmiany.

Najbardziej w tym wszystkim zaciekawiło mnie to, że do Polski coraz częściej przyjeżdżają ludzie z Zachodu. Niby nie ma w tym nic dziwnego: działają u nas zachodnie firmy, wiec przyjeżdżają pracownicy na kilkuletnie kontrakty, przybywa też nauczycieli języków obcych. Na tym jednak sprawa się nie kończy: dla Włochów, Hiszpanów czy Greków, zwłaszcza tych młodych, Polska staje się ponoć szansą na znalezienie pracy - u nich bezrobocie jest dość wysokie, sięga nawet kilkudziesięciu procent. Mogą oczywiście emigrować do bogatszych krajów europejskich: Beneluksu, Skandynawii czy Niemiec, ale alternatywą stała się Polska. Pod względem liczb nie jest to ten sam poziom napływu siły roboczej, co w przypadku Ukraińców, ale i tu widać zmiany.

Reklama


Razem z tymi doniesieniami pojawiają się informacje o kobietach powracających na rynek pracy, ponoć mija efekt 500+, czas porzucania etatów z jego powodu (o ile w ogóle zaistniał). Masa ciekawych rzeczy dzieje się na tym polu, ale jakoś nie wynika to z wprowadzania nowoczesnych rozwiązań. Przynajmniej nie na wielką skalę. Jeśli ktoś myśli, że zaraz nastąpi tu rewolucja robotów i sztucznej inteligencji, najwyraźniej jest w błędzie. Wydaje się przy tym mało prawdopodobne, by w bliższej przyszłości coś miało się pod tym względem zmienić. Ciekawe: Polska jako kraj emigracji zarobkowej. Kilkanaście lat temu bardziej prawdopodobna wydawała się jednak ta rewolucja technologiczna...

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama