VOD

Road House - recenzja. To najlepszy film na ten weekend

Konrad Kozłowski
Road House - recenzja. To najlepszy film na ten weekend
Reklama

Nowy "Road House" to remake filmu sprzed lat, z którym nowa produkcja nie ma zbyt wiele wspólnego. I to bardzo dobra wiadomość, bo nowa wersja i Jake Gyllenhaal wypadają znakomicie!

Zacznijmy od tego, że Prime Video nie zdecydowało się na regionalizację tytułu i pozostał "Road House" zamiast "Wykidajło", jak nazwano film z 1989 roku z Patrickiem Swayze. Pierwowzór doczekał się nominacji tylko do Złotych Malin, więc takie okoliczności mogłyby przywodzić jedynie obawy i wątpliwości co do najnowszej wersji. Spieszę jednak donieść, że "Road House" na Priem Video to jeden z najlepszych akcyjniaków, jakie ostatnio powstały!

Reklama

Road House - recenzja

Za reżyserię "Road House" odpowiada Doug Liman, który wcześniej odpowiadał m. in. za "Tożsamość Bourne'a", "Pan i pani Smith", "Na skraju jutra" oraz "Barry Seal: Król przemytu". To naprawdę niezły dorobek, a także dobra zapowiedź, bo "Road House" łączy w sobie cechy wielu poprzednich projektów. Jest mu dość blisko do Bourne'a, gdzie odczuwalne jest natężenie akcji, a z drugiej strony film dryfuje ku "Królowi przemytu", bo jest równie rozrywkowy. W jak najlepszym znaczeniu tego słowa.

Głównym bohaterem "Road House" jest Elwood Dalton (Jake Gyllenhaal) - były zawodnik UFC, który na wszelkie kombinatorskie sposoby stara się zarabiać na życie. Pomimo zakończenia kariery nadal o siebie dba (na ile może), więc cały czas może spuszczać soczyste manto większości napotkanych przeciwników. Szczególnie, gdy są to samozwańczy wojownicy biorący udział w nielegalnych potyczkach po barach, knajpach czy bardziej podejrzanych miejscach. W jednej z takich ruder pojawia się Frankie (Jessica Williams) - właścicielka przydrożnego baru o nazwie... Road House. Wokół jej biznesu coraz częściej kręcą się podejrzane typy, wszczynają bójki i demolują lokal, dlatego kobieta szuka kogoś, kto zaprowadzi porządek. Dalton nie wyraża zainteresowania, ale ostatecznie ląduje na Florydzie, by trochę dorobić.

Dalszy przebieg fabuły jest dość przewidywalny. Jeśli nie obejrzycie żadnego zwiastunu i nie przeczytacie ani słowa więcej o historii z filmu, to czeka Was kilka niespodzianek, dzięki czemu lepiej wsiąknięcie w seans. Znając na wylot większość zwrotów akcji pozostaje Wam jedynie napawać się lekkością gry Gyllenhaala, zawadiackim uśmiechem Ewana McGregora i wyśmienitymi wymianami ciosów. Tempo filmu jest utrzymane na właściwym poziomie - znacząco nie zwalnia, ale też nie jesteśmy wrzucani w wir akcji bez granic, co mogłoby szybko zniechęcić i zrazić.

Choreografie walk w pewnym stopniu wpadają w szablony tego, co widzieliśmy już w wielu filmach, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że nawet takie sceny miały w sobie coś więcej. Pewną iskierkę i odrobinę więcej charakteru, który mógł wynikać z obecności prawdziwego fightera McGregora. Zamiast uczyć go walczyć przed kamerą, Ewan musiał nauczyć się powstrzymywać ciosy będąc przed kamerą, ale i tak zdarzało mu się trafiać innych. To wpłynęło także na świetny występ Jake'a Gyllenhaala, który nie dość, że przypakował do roli i rzeczywiście wygląda jak była gwiazda UFC, to większość ruchów w trakcie walk wygląda rzeczywiście autentycznie.

Oprócz wspomnianych cech wspólnych z innymi filmami, "Road House" wnosi też sporo świeżości, bo na każdą z walk patrzy się z niekrytą przyjemnością. Postacie są dość szablonowe, gdy spojrzymy na nie z daleka, ale i Gyllenhaal, i McGregor zdołali nadać im pewnej wyjątkowości. Nawet wątek romantyczny nie jest aż tak schematyczny, dzięki czemu po seansie czuje się pewną satysfakcję.

Czy warto oglądać Road House na Prime Video?

"Road House" nie wynajdowuje koła na nowo. Liman wykorzystał działające od lat filary struktury filmów akcji, a także skutecznie i przekonująco pokazał stopniową przemianę głównego bohatera. Gylenhaal stworzył sympatyczną postać, którą pomimo wad da się lubić i szczerze trzymać za nią kciuki, a cała otoczka jest na tyle przyjemna i miła dla oczu oraz uszu, że przez dwie godziny czujemy się jakbyśmy faktycznie odwiedzili słoneczną Florydę. Najsłabszym punktem całości będzie chyba główny czarny charakter, który jest trochę nijaki, ale ostatnie sceny filmu zdają się otwierać furtkę na ewentualną kontynuację.


Reklama

W świecie pełnym serialowych hitów i filmowych arcydzieł, znaczenie ma nie tylko to, co widzimy, ale i to, co słyszymy. Dlatego właśnie, jako wymagający miłośnik doskonałej jakości dźwięku, warto zainwestować w sprzęt audio, który odda każdy niuans ścieżki dźwiękowej, potęgując wrażenia z oglądania. Na tophifi.pl znajdziesz szeroką gamę urządzeń audio, które spełnią oczekiwania nawet najbardziej wymagających odbiorców. Zaproś niepowtarzalną głębię i czystość dźwięku do swojego domowego kina. Przekonaj się, jak wielką różnicę może wprowadzić w Twoje filmowe doświadczenia wysokiej klasy sprzęt audio, który pozwoli Ci usłyszeć każdy szczegół i poczuć pełnię emocji płynących z ekranu.

Tekst zawiera linki partnerów.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama