Jak można trafić na rekrutacyjną czarną listę? Wystarczy, że nie spodobamy się rekruterowi, albo w skrajnych przypadkach, zrobimy coś naprawdę głupiego w trakcie tego procesu. Temu zjawisku przyjrzał się natomiast wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, Stanisław Szwed, który uznał tego typu działanie za bezprawne i dyskryminujące.
Czarna lista dla rekruterów służy do odsiewu osób, które nie nadają się do pracy - z różnych względów. Osoby będące odpowiedzialne za wyłuskanie najbardziej obiecujących kandydatów mają własne kryteria, które warunkują o "przydatności" danego człowieka. Załóżmy, że w procesie rekrutacyjnym osoba ubiegająca się o stanowisko nie wywiązuje się z terminów rozmów, nie donosi potrzebnych dokumentów lub nie odpowiada na wiadomości e-mail. To może wystarczyć do wpisania takiej osoby na "czarną listę". Podobnie jest np. z przychodzeniem na rozmowę pod wpływem alkoholu i innych środków odurzających.
Nie tylko to jest według ministra działaniem bezprawnym. Należy zauważyć, że firmy rekrutujące pracowników bardzo chętnie sobie pomagają i między nimi krążą "czarne listy", które są aktualizowane o nowe osoby. Dzięki temu można sobie oszczędzić odrobinę czasu w całym procesie, który wbrew pozorom do krótkich nie należy. Po ocenie kompetencji danego kandydata należy również z każdym z nich porozmawiać, by jego deklaracje w CV skonfrontować z rzeczywistością.
Jak podaje serwis MamStartup (przez Puls HR), wiceminister uznał tego typu działanie nie tylko za dyskryminujące, ale również bezprawne. Rekruterzy dysponują przecież danymi osobowymi kandydatów, które są prawnie chronione - dlatego dzielenie się nimi, już poza konstruowaniem owych "czarnych list" jest nielegalne. Minister ponadto wypowiedział się w temacie krępujących, niewłaściwych z punktu widzenia samych kandydatów pytań. Bardzo często zdarza się, że przy okazji rozmowy rekrutacyjnej pyta się kobiety o to, czy zamierzają w najbliższym czasie zajść w ciążę, albo czy już nie oczekują dziecka.
Czarne listy rekruterów - niektórzy nawet nie wiedzą, że się na niej znajdują
Jak wskazuje dalej MamStartup, sporo osób może nie wiedzieć o tym, że znajdują się na takiej liście. Dlatego też, walka z tym zjawiskiem jest tak trudna. Dlatego też wiceminister zapowiedział wspólną pracę prokuratury oraz Państwowej Inspekcji Pracy w kwestii oszacowania skali takich działań. Może się okazać zatem, że już niedługo ministerstwo będzie aktywnie walczyć z takimi przypadkami. Obawiam się jednak, że może się to skończyć masowymi kontrolami inspirowanymi samymi kandydatami, którzy nie mogąc dostać się na wymarzone stanowisko będą słać skargi do instytucji państwowych. Samo istnienie "czarnych list" w przypadku osób, które mocno nadszarpnęły zaufanie rekruterów nie jest niczym dziwnym, natomiast wymienianie się tymi danymi jest już w świetle prawa wysoce kontrowersyjne.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu