Nowa produkcja Dontnod Entertainment zaintrygowała mnie już od pierwszych zapowiedzi. Mając w pamięci naprawdę udane Remember Me nie sprawdzałem każdego nowego materiału dotyczącego Vampyr. Obejrzałem niewielką ich ilość gdyż nie chciałem psuć sobie zabawy i tworzyć sztucznego obrazu gry w mojej głowie. Ludzie często tak robią i mimo tego, że dany tytuł jest bardzo dobry, to ich wyobrażenie było zupełnie inne od tego, co oferował finalny produkt. Czekałem więc, aż nadarzy się okazja, aby samemu sprawdzić, czy kolejna historia z wampirami w roli głównej będzie czymś więcej. Czymś, co zaciekawi mnie na długie godziny i nie pozwoli odejść od komputera. Dzisiaj mogę już śmiało stwierdzić, że warto było czekać.
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia
Vampyr rozpoczyna się w momencie, gdy główny bohater budzi się w dole pełnym zwłok. Nie wie, co się dzieje, dlaczego wciąż żyje i co mu się przytrafiło. Czuje, że doznał jakiejś przemiany i jego organizm czegoś się domaga. Pierwsza napotkana istota staje się jego ofiarą. Ten wysysa z niej krew i odczuwa pewną ulgę. W tym momencie zostaje dostrzeżony przez nieznanego osobnika, który krzyczy, że doszło do morderstwa. Protagonista postanawia uciekać, gdyż wie, że zaraz może zostać złapany lub zabity na miejscu. W tym czasie musi bronić się i walczyć z uzbrojonymi ludźmi, którzy najprawdopodobniej wiedzą, że ten jest wampirem. Zdaje się, że znane im są metody, aby takie istoty eliminować. Jonathan Reid, bo tak nazywa się główny bohater znajduje kryjówkę i czeka do następnej nocy. Odczuł na własnej skórze, że za dnia nie będzie mógł się poruszać, gdyż wampir może egzystować jedynie wtedy kiedy nie ma słońca. Jako cel obiera odnalezienie tego, kto zgotował mu taki los. Nie wie tylko, jak tego dokona i gdzie powinien zacząć szukać.
Początek fabuły nie jest jakoś szalenie wciągający. Historia tego typu była nie raz wałkowana zarówno w filmach, serialach, grach, jak i książkach. Nie mogłem się wczuć w bohatera, nie było między nami żadnej chemii. Pierwsze etapy nie zwiastowały tego, co będzie dalej. Ot co, pokonałem kilku opryszków, znalazłem schronienie i mogłem się poruszać po małym obszarze w dokach. Trzeba było natomiast dać się grze nieco rozkręcić, aby zrozumieć, że im dalej, tym będzie coraz lepiej, a jej głównym atutem wcale nie będą walki i jakaś prosta chęć odszukania wampira, który przemienił Reida. Omawiany tytuł okazał się naprawdę rozbudowany i interesujący, a kolejne karty odkrywa powoli, aby utrzymać odpowiedni klimat. Mroczne ulice Londynu, epidemia hiszpanki, weteran wojenny i mnóstwo pytań. Z takimi elementami gracz wkracza w akt drugi, gdzie poznajemy, w czym tkwi siła Vampyr.
Każdy czyn ma znaczenie
Podczas uruchomienia gry kilkukrotnie pojawia się informacja, że każda podjęta w grze decyzja ma swoje konsekwencje. Tych nie widać wcale na pierwszy rzut oka. Akt pierwszy praktycznie ich nie zawiera, bo te ujawniają się dopiero w następnym i to zaraz po sytuacji, która już miała wielkie znaczenie. Autorzy podkreślali, że w dostępnych dzielnicach Londynu poznamy około 60 postaci, których los w ten lub inny sposób wiąże się ze sobą. Pamiętając wiele innych gier, brałem pod uwagę, że mogą to być jedynie puste słowa. Na szczęście, wcale tak nie jest. Napotkane persony od samego początku wydają się inne, takie jakby żywe, interesujące, ze swoimi lękami, historiami i w pewien sposób znaczące.
Każdy odgrywa jakąś rolę, choć ta nie musi się wcale łączyć z Jonathanem. Wiele zależy od gracza i decyzji, jakie podejmie. Ile będzie w stanie się dowiedzieć, jak poprowadzi dane rozmowy, zabije kogoś lub też nie. Studio Dontnod Entertainment oddało w ręce odbiorcy naprawdę wiele i informuje go o tym w odpowiednich dawkach. Jednym z pierwszych wyborów jest możliwość pozbawienia kogoś życia, aby pozyskać niezbędną do funkcjonowania krew. Ofiara nie wydaje się zbyt ważna, jest agresywna, chamska i aż prosi się, aby nie mieć dla niej litości. Dopiero później można się dowiedzieć, kim ta postać była, jak istotna jest dla świata gry i ile można zdziałać, oszczędzając ją. O ile darowano jej życie.
Świat pełen ukrytych historii
Świadomie unikam jakichkolwiek nazw, aby nikomu nie popsuć zabawy. Wierzcie mi, że to, jak z kimś rozmawiamy, czego się dowiemy, co uczyniły i tak dalej, ma spory wpływ na główny wątek. Nie są to żadne puste słowa. Vampyr został naprawdę dobrze zaprojektowany. Pozyskane informacje potrafią być kluczowe i o wiele ważniejsze niż rozwinięcie danej umiejętności, zdobycie nowego oręża do walki, czy też wzmocnienia głównego bohatera. Jonathan Reid niczym Sherlock Holmes potrafi łączyć wątki danych osób i wydarzeń, by potem móc odpowiednio reagować w danych sytuacjach. Element detektywistyczny jest tutaj szalenie istotny, a moce wampira pozwalają uzyskać więcej odpowiedzi. Za sprawa zmysłu możemy wytropić coś lub kogoś, sprawdzić, czy dany człowiek jest chory, przemęczony, albo jedynie zdenerwowany. Protagonista wie, komu co dolega i jak można pomóc. Reid jest nie tylko stworzeniem żądnym krwi, ale przede wszystkim inteligentnym mężczyzną, doktorem i specjalistą od transfuzji krwi. Łącząc te elementy, otrzymujemy interesującą postać, którą możemy kierować.
Na każdej ulicy można spotkać ludzi, którzy działają w pewien sposób. Mało kto jest podobny do siebie. Mieszkańcy Londynu mają określone zachowania, różnie patrzą na całą otaczającą ich sytuację, podejmują pochopne i nierozważne decyzje, ale chcą po prostu żyć i przetrwać ten koszmar. Niestety, nikt im tego nie ułatwia. W szpitalu Pembroke brakuje leków i rąk do pracy. Miejsce to w pewnym momencie staje się naszą główną siedzibą, gdzie Jonathan może pomagać, pracować, dobijać targów z handlarzami, a nawet i szukać kolejnych ofiar. Budynek jest pełen różnych osobowości, gdzie każdy jest inny. Od nas zależy, czy pacjent ze złamaną ręką wróci do dzieci, umrze na stole, czy też zmieni się w sporą liczbę punktów doświadczenia. Obcowanie z nimi wydaje się ciekawsze. Interakcje, rozmowy, wykorzystywanie zdobytych informacji to esencja Vampyr i jej największa zaleta. Odkrywanie kolejnych elementów tej zawiłej układanki sprawia masę frajdy, a to nie wszystko, co oferuje ten tytuł.
Vampyr to walka na śmierć i życie
Między misjami i podczas eksploracji nie raz przyjdzie moment, aby wyciągnąć miecz i stanąć do walki. Ta, choć dynamiczna i wymagająca, nie jest tak satysfakcjonująca, jak w Remember Me. Mamy trzy paski: zdrowia, wytrzymałości i krwi. Pierwszy odpowiada za ilość punktów życia, drugi pozwala atakować i unikać wrogów, trzeci natomiast umożliwia szybką regenerację oraz jest niezbędna, do skorzystania z umiejętności specjalnych. Podstawowe ciosy zadają jedynie obrażenia, drugie ogłuszają, co pozwala na ugryzienie ofiary i zdobycie krwi, natomiast ostatnie są najsilniejsze, mogące również dodatkowo osłabiać oponentów. Do dyspozycji mamy różny wachlarz broni: noże, miecze, maczety, pałki, maczugi, pistolety, kołki i wiele więcej. Te można również ulepszać i modyfikować. Potrzebne są jednak surowce. Można je znaleźć wszędzie: w śmietniku, skrzynkach, szafkach, piwnicy, na podłodze, w kufrach i tak dalej. Wypadają też z wrogów i są nagrodą za wykonanie konkretnych zadań. Zostały podzielone na poziomy, im wyższy, tym cenniejszy przedmiot. Znaleziska są również potrzebne do tworzenia medykamentów i narzędzi leczniczych. To właśnie dzięki nim możemy wyleczyć dane osoby, a jednocześnie dbać o daną dzielnicę.
Za zdobyte punkty doświadczenia możemy rozwijać naszą postać. Można to jedynie robić w kryjówkach, ale ich ilość jest na tyle duża, że nie trzeba się martwić o ich lokalizacje. Jeżeli jakąś znajdziemy, to ta automatycznie zostaje oznaczona na mapie. Tyczy się to również tworzenia przedmiotów i ulepszania broni. Samych umiejętności jest całkiem sporo, a każdy ich kolejny poziom daje nam nowe możliwości. W ten sposób główny bohater nauczy się atakować wrogów z ogromną siłą, rzucać w nich włócznią z krwi, zmieniać się w mgłę i wiele więcej. Ogólnie, jest w czym wybierać. O ile mamy wystarczająco dużo punktów doświadczenia. Najprostszym sposobem jest pozbawienie kogoś życia. Wysysanie krwi z człowieka daje najlepsze rezultaty, ale jednocześnie sprawia, że zablokują nam się dane misje, nie uzyskamy od takiego człowieka żadnych informacji i będzie wyrwa w całym ekosystemie. Oczywiście, trzeba mieć na względzie, że wątki mają swój koniec, a część osób w pewnym momencie przestaje się liczyć, przynajmniej w teorii. Oszczędzając wszystkich, z automatu podwyższamy sobie poziom trudności. Bo jeden trup da 2000 punktów, a dwie godziny walk i wykonywania misji jedynie 1500. Łatwiej więc, w dwie minuty wyssać krew. Trzeba jednak uważać, aby nie przesadzić.
Dbanie o ludzi i stan dzielnicy
W Vampyr każdy dostępny sektor Londynu ma współczynnik kondycji. Im niższy, tym więcej zagrożeń: potwory na ulicach, bandyci stają się coraz agresywniejsi, ważne postaci mogą umrzeć. Wykonując zadania i lecząc mieszkańców, dbamy, aby żaden obszar nie popadł w chaos. Oczywiście, można to kompletnie ignorować i nie przejmować się tym, ale finał całej przygody będzie odzwierciedleniem tych działań. Mnie osobiście wręcz zależy, aby dbać o wszystkich, bo interesują mnie ich historie, intrygi i relacje między nimi. To wszystko zostało tak napisane, że czuję, jakbym był częścią wciągającej książki, a moje poczynania pozwalają na przejście na następną stronę. Fenomenalny rezultat, którego się nie spodziewałem i ciekawie zaprojektowany system. To nie jest tak, że tylko z kimś rozmawiamy, czasami musimy dowiedzieć się czegoś więcej, aby umiejętnie dobierać słowa. Nie zawsze się uda, nie zawsze dana odpowiedź będzie tą właściwą, przez co sami pozbawimy się opcji, na dalsze relacje z daną osobą. Pokazuje to, że gra będzie warta kilku podejść, a nie tylko jednego, a do najkrótszych Vampyr nie należy. Sam spędziłem z nią sporo czasu, a można o wiele więcej.
Nie ma róży bez kolców
Nie wszystko jednak jest na plus w tej produkcji. Czasami można odczuć, że mamy do czynienia z grą sprzed 2-3 lat, jeżeli chodzi o oprawę wizualną, mimikę postaci, czy też ilość animacji. Grafika w Vampyre mnie nie porwała, ale nie jest też zła. Jest po prostu na przyzwoitym poziomie. Wiele miejsc jest podobnych do siebie i mało które wybijają się z tłumu. Nie zapadają tak bardzo w pamięć. Niemniej jednak nie brak im detali i szczegółów. Lokacje są pełne różnych przedmiotów, ludzi, źródeł słabego światła, mroku i krwi. Jako całość funkcjonują i prezentują się dobrze, budując specyficzny i ponury klimat. Do tego optymalizacja stoi na wysokim poziomie. Mając włączone wszystkie opcje na ultra bardzo rzadko zdarzało się, aby licznik FPS-ów spadł poniżej 60, a nie mam wcale mocnej maszyny: i5-3570, RX 470 4GB, 16 GB DDR3 i SSD. Loadingów jest mało, a i te nie trwają zbyt długo. Ciężko się przyczepić do kwestii technicznych. Tutaj deweloper się postarał. Jedynie boli nieco słaby motion capture i ta mimika twarzy. Na szczęście, do Mass Effect: Andromeda mu daleko. Wiem, że tutaj większą rolę odgrywa historia, niż oprawa wizualna, ale w takim razie nie powinno się zachwalać w zapowiedziach, że wizualnie to będzie pierwsza liga. Wiedźmin 3 ustawił wysoko poprzeczkę i lepiej kusić tym, co naprawdę dobre, niż zapowiadać coś, czego nie dostajemy.
Jeżeli chodzi o muzykę, to tutaj spokojnie dałbym wysoką notę. Dane utwory pojawią się w odpowiednich momentach. Budują napięcie, wpasowują się w klimat, a jednocześnie nie wybijają z rytmu. Wiele razy nie słyszymy żadnych melodii, a jedynie skrzypienie drewnianej podłogi i krople wody uderzające o ziemię podczas deszczu. Deweloper genialne podaje kolejne elementy dźwiękowe, aby te pasowały do danej sytuacji. Raz jest cicho i melancholijnie, potem niczym w filmie szczęki muzyka zaczyna narastać, aby podnieść bicie serca, a innym razem spokojnie prowadzi nas przed ulice Londynu. Wszystko za sprawą instrumentów strunowych i pianina. Żaden ze mnie specjalista, ale wydaje mi się, że korzystano ze skrzypiec, wiolonczeli i kontrabasów. To właśnie dzięki nim udało się uzyskać naprawdę nastrojową muzykę, która oddaje mroczny Londyn pełen smutku, chorób, śmierci i iskry nadziei. Dawno ścieżka dźwiękowa nie odznaczała się czymś szczególnym, a jednocześnie była tak ważnym elementem całości. To trzeba jednak sprawdzić samemu, aby w pełni docenić. Moje słowa tego odzwierciedlają.
Mroczne Action-RPG
Tak określają Vampyr przeróżne serwisy w internecie po zapowiedziach. Według mnie więcej tu przygody z elementami RPG przeplatanych z sekwencjami gry akcji, gdzie mamy jeszcze motyw detektywistyczny. Ciężko to w prosty sposób sklasyfikować i podpiąć pod konkretny gatunek. Omawiany tytuł zachwyca bogatą historią, więzami ludzkimi, mnogością opcji i możliwością wyboru. Każdy gracz może do tej gry podejść na swój własny sposób, a rezultaty mogą się okazać inne, niż w moim przypadku. Niewybijający się wizualnie, ale pieczołowicie zaprojektowany. Gdyby rozbić na czynniki całego Vampyr, każdy element dostałby inną ocenę. Jednak jako całość daje graczowi niesamowite doznania.
Nie mogłem się oderwać i chciałem więcej. Chciałem wiedzieć, czemu ktoś kogoś zabił, czemu ktoś inny pije, czemu Jonathan stał się wampirem. Sam stawiałem pytania i szukałem odpowiedzi. Walka i crafting zeszły na drugi plan, a dbanie o dzielnice i relacje były najważniejsze. Dodam, że grałem w polską wersję, która została naprawdę przyzwoicie przygotowana i nie natknąłem się na żadne rażące błędy. Nie ma dubbingu, ale to zabrałoby nieco klimatu. Jednak Londyn, odpowiedni akcent i oryginalni aktorzy robią najlepszą robotę. Nie pozostaje mi nic innego, jak ponownie podejść do tej gry, ale na innych zasadach, a Wam ją polecić. Nie powinniście się zawieść.
Werdykt: 8.0/10
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu