Na pewno poszliście kiedyś do kina na film zachęceni niesamowitym zwiastunem. Świetnie zmontowane kilka minut, pełne akcji, budujące tajemnicę, przeds...
Na pewno poszliście kiedyś do kina na film zachęceni niesamowitym zwiastunem. Świetnie zmontowane kilka minut, pełne akcji, budujące tajemnicę, przedstawiające migawki intrygującej opowieści sprzedało niejeden bilet. Jednak po wyjściu z kina okazuje się, że trailer w niczym nie przypominał tego, czym zachęcono Was do wydania pieniędzy. Po skończeniu Remember Me czułem dokładnie ten sam rodzaj rozczarowania. Zamiast intrygi, emocji i dreszczyku dostałem przynudną grę akcji, stworzoną w oparciu na kilka ciekawych pomysłów, ale bez polotu.
Nilin, nasza protagonistka, budzi się w dziwnym ośrodku medyczno-laboratoryjnym pozbawiona pamięci. Jedynym wspomnieniem jakie jej pozostało, to własne imię. Wokół dzieją się dziwne rzeczy, "nieprzytomni" pacjenci snują się wkoło, a nad wszystkim czuwają podejrzani naukowcy i bezduszna maszyneria. Na szczęście w ucieczce pomaga jej Edge, który przedstawia nas się jako przyjaciel. Historia rozgrywa się w Neoparyżu, mieście powstałym w miejscu niegdysiejszej stolicy Francji, w niedalekiej przyszłości, w której istnieje możliwość manipulowania ludzką pamięcią – zapominania pewnych rzeczy i przywłaszczania cudzych wspomnień. Ta technologia zrewolucjonizowała świat, ale stała się także powodem wielu problemów: dziwnych mutacji, społecznego wykluczenia. Nilin jest członkinią ruchu „errorystów”, który walczy w celu obalenia systemu i zaprzestania stosowania technologii „Sensen”, która jest źródłem tego bałaganu.
Pierwsze dwie godziny gry są najciekawsze, ponieważ naszą uwagę przyciąga niezła koncepcja świata przedstawionego. Z czasem dowiadujemy się nieco o historii Neoparyża, o problemach społecznych, trapiących ludzi i miasto. Pojawia się także kilka interesujących postaci. Potencjału tych ostatnich niestety w ogóle nie wykorzystano – większość z nich pojawia się dosłownie kilka razy, a świat przedstawiony okazuje się nieudolnym zlepkiem kilku pomysłów, któremu w dodatku nie poświęcono wystarczająco dużo uwagi. Chciało by się, żeby postaciom pobocznym, jak i historii Neoparyża oddano to co im należne - całość na pierwszy rzut oka wygląda szalenie obiecująco, jednak z niewiadomych powodów twórcy potraktowali jedno i drugie po macoszemu. Zamiast tego skupiono się na głównym wątku, który jest po prostu nudny i bezsensowny. Historia Nilin rozchodzi się w szwach. Szybko przestałem łykać różnego rodzaju uproszczenia, skróty stosowane przez twórców zaczęły mnie irytować, a nieliczne zwroty akcji nie wystarczyły, żeby pociągnąć fabułę do przodu.
Sytuacji nie ratuje ciekawy, ale niedopracowany system walki. Mocno inspirowano się Batmanem (wykrzykniki nad głowami atakujących przeciwników), ale to za mało. Do naszej dyspozycji zostały oddane zaledwie cztery (sic!) kombinacje ciosów. Podczas potyczek czasami brakuje płynności, ponieważ po zrobieniu uniku nie możemy kontynuować serii na innym wrogu. W późniejszych fragmentach gry zdarza się, że przeciwników jest więcej, przez co jesteśmy zmuszeni wiecznie robić przewroty, szpagaty i inne akrobacje, żeby„wyłapywać” oddalone od reszty jednostki. Na plus muszę zaliczyć drobne, ale fajne urozmaicenie - każde uderzenie możemy nacechować jednym z trzech elementów: obrażeniami, regeneracją zdrowia, bądź skróceniem czasu odnawiania specjalnych umiejętności. Zabawa tym systemem jest jednak bardzo ograniczona i szybko przestaje być interesująca – po prostu składamy kombosa który będzie zadawał obrażenia, a drugi ma za zadanie leczyć naszą bohaterkę.
Z biegiem czasu Nilin odblokowuje inne sposoby, które pozwalają jej rozprawiać się z przeciwnikami, poza własnymi pięściami i nogami. Do naszej dyspozycji zostaje oddane pięć specjalnych umiejętności, których możemy używać od czasu do czasu. Dobierając je stosownie do okazji umożliwimy sobie wygranie trudniejszych walk. Poza tym w pewnym momencie dostaniemy do rąk coś w stylu pistoletu, który przydaje się szczególnie w starciach z maszynami. Na papierze brzmi to ciekawie, ale w rzeczywistości po paru godzinach zaczynamy się śmiertelnie nudzić, a walki zaczynają przypominać grę muzyczną, którą przechodzimy na najłatwiejszym poziomie trudności – wklepujemy w kółko te same kombinacje, aż w końcu wszyscy przeciwnicy padną.
Pomiędzy walkami będziemy się także wspinać, skakać i turlać, ale niestety ten element jest niewiarygodnie prościutki – gra za każdym razem pokazuje nam dokładnie gdzie mamy się udać i co zrobić. Przy tym brakuje w tych akrobacjach widowiskowości (której nigdy dosyć, czego przykładem niech będzie seria Uncharted). Statyczne platformy i skakanie po sznurku. Nuda.
Nilin przyjdzie też rozwiązać kilka zagadek logicznych, z których warte wspomnienia są tylko „remiksy wspomnień”. Cóż to takiego? Nasza bohaterka włamuje się do cudzych umysłów i odnajduje kluczowe wspomnienie – następnie modyfikuje wybrane elementy w taki sposób, żeby zmienić bieg wydarzeń. W praktyce wygląda to tak, że przewijamy scenkę przerywnikową, wypatrując podświetlonych przedmiotów, na które możemy wpłynąć – odpowiednia kombinacja przekształca bieg wydarzeń, co oddziałuje na osobę w której pamięci grzebiemy. Żadna rewolucja, ale podobał mi się ten pomysł z punktu widzenia fabularnego.
Wizualnie Remember Me prezentuje się poprawnie, nie odstając od standardów do których przyzwyczaiła nas obecna generacja. Wyróżniają się bardzo dobre animacje i kilka ciekawych widoków na Neoparyż. Świetnie natomiast została dobrana klasyczna muzyka, która w połączeniu z paroma elektronicznymi wstawkami robi wrażenie. Oprawa dźwiękowa to w zasadzie jedyny element, który wyróżnia się na plus. Reszta jest poprawna do bólu.
Remember Me zapamiętam głównie z powodu nudy, która dosłownie wylewała się z ekranu w ostatnich paru godzinach. To absolutny średniak, którego nic nie wyróżnia (poza bardzo dobrą muzyką) i nie wpasowuje się w żadną niszę. Nie ma szans na to, żeby został zapamiętany. O ironio.
Planowałem napisać na koniec, żebyście poczekali na przecenę i kupili ten tytuł w sezonie ogórkowym. Jednak im dłużej o tym myślę, tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma żadnego sensownego powodu, żeby wydać chociażby te pięćdziesiąt złotych. Remember Me jest straszliwie nudne w swojej przeciętności. Drobne nowinki, dobra muzyka i niezłe animacje są na tyle mikroskopijną częścią gry, że szkoda marnować dla nich pieniądze i dziesięć godzin potrzebne do jej przejścia. Jeżeli musicie sięgać po ten tytuł, to róbcie to tylko w ostateczności. Pierwsze godziny były zachęcające, ale im dalej w las, tym gorsze pozostawało we mnie wrażenie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu