Nie jestem fanem boksu, ale lubię anime o sztukach walki. W tym przypadku dość klasycznej, choć w bardzo ciekawy sposób zmodyfikowanej. Obejrzałem nowe anime Netflix - Levius. I wiecie co? Bardzo dobrze się bawiłem.
Artur Szpilka mógłby się z tego serialu wiele nauczyć. Recenzja Levius, nowego anime od Netflix
Levius to animacja oparta o mangę autorstwa Haruhisa Nakata. Przedstawia dość ciekawą i intrygującą wizję świata, w którym technologia opiera się o parę. Tak, dobrze kombinujecie -myśląc "steampunk" jesteście bardzo blisko. O ile jednak twórcy niespecjalnie pozwalają nam zapoznać się z samym światem, to jako główny technologiczny punkt opowieści jasno wskazują na mechaniczne protezy kończyn, które napędza para.
Para uzyskiwana ze specjalnej wody Agartha. Sztuczne kończyny nie byłyby specjalnie ciekawym temat do anime, jednak w przedstawionym w animacji świecie opiera się na nich bardzo popularny mechaniczny boks, gdzie poza umiejętnościami czysto sportowymi, liczy się również ogarnięcie inżynierów, których zadaniem jest stworzenie, skalibrowanie i utrzymanie w jak najlepszej kondycji metalowych kończyn.
Levius to nastolatek, który będąc jeszcze dzieckiem stracił rękę. W dość specyficznych okolicznościach, przeżył bowiem wojnę - i to właśnie ona oraz wydarzenia, które miały miejsce kilka lat temu definiują jego charakter. To tajemniczy introwertyk, który próbuje wygrać własnymi demonami. Jest dobrym, szczerym chłopakiem, trochę naiwnym, ale ma jeden niesamowity dar. Wytrenowany pod czujnym okiem wuja, stał się gwiazdą wspomnianego wcześniej mechanicznego boksu - choć postura w ogóle na to nie wskazuje.
Przeczytaj też: Recenzja Baki - anime na Netflix
Co ciekawe, liga mechanicznego boksu nie ma kategorii wagowych tylko dywizje, w których sportowcy wspinają się do kolejnych grup coraz lepszych zawodników i tam zdobywają pozycje. Droga kariery Leviusa nie jest usłana różami, a ma on o tyle ciężej, że w przeciwieństwie do innych zawodników, posiada tylko jedną mechaniczną rękę. Nie staje mu to jednak na przeszkodzie by piąć się coraz wyżej - i tu dochodzimy do skojarzeń z Rockym, który przecież też trafiając na coraz mocniejszych i bardziej niebezpiecznych przeciwników spędzał długie godziny w sali treningowej starając się wejść na poziom wcześniej dla siebie nieosiągalny.
Levius jest więc opowieścią o rozwoju, marzeniach. Ale i strachu, zwątpieniu, chciwości i oszustwie. Mamy tu pełne spektrum zarówno emocji, charakterów jak i postaci.
Nie chcę za bardzo zdradzać fabuły żeby nie psuć Wam przyjemności seansu, wspomnę tylko że w pewnym momencie sam fakt pięcia się w górę i zdobywania coraz lepszych pozycji w rankingu schodzi na boczny tor by sięgnąć po głębszą motywację, nadającą tak naprawdę opowieści sens.
Przeczytaj też: Recenzja Kengan Ashura - anime na Netflix
Levius to nowe anime oznaczone jako materiał Netflix. I choć to nie serwis jest jego autorem, światowa dystrybucja trafiła właśnie na tę platformę. Producentem jest Polygon Pictures, które możecie kojarzyć z takich produkcji, jak na przykład Blame!, Ajin, czy animowanej serii Godzilla. Z jednej strony to plus, bo studio wypuszcza naprawdę udane produkcje, z drugiej grupa hardkorowych miłośników anime omija ich filmy szerokim łukiem. Dlaczego? To nie klasyczna animacja rysowana, ale 3DCG (czyli animacja wykorzystująca komputer) - oznacza to, że obrazkowi brakuje takiego klasycznego, analogowego sznytu i dość mocno rzuca się w oczy trypowy digital. Mi akurat specjalnie to nie przeszkadzało, choć były momenty, że przesadzono. Ogólnie jednak "kreska" się broni i wizualnie to naprawdę udane widowisko.
Jeśli chodzi o dynamikę walk w ringu, odpowiednią ilość "przegadanych" momentów również. Levius wydaje się pod tym względem zdecydowanie mniej przesadzony niż choćby Baki czy Kengan Ashura, co nadaje opowieści więcej realizmu. O ile oczywiście można mówić o realizmie w przypadku steampunkowego świata. Mamy charakterystycznych, pozostających w pamięci bohaterów, całkiem ciekawe historie ich przygody z tym specyficznym sportem, jasno narysowane charaktery. Nie jest to oczywiście przeintelektualizowana opowieść, którą będziecie wspominać za 10-15 lat jako anime kluczowe dla gatunku czy poruszające jakieś specjalnie ważne społeczne kwestie - ale podczas seansu 12 odcinków pierwszego sezonu w ogóle się nie nudziłem. Ba, zaliczyłem wszystko w dwa wieczory i było mi trochę przykro, że to już koniec obcowania z ringiem mechanicznego boksu i obserwowania przygód głównego bohatera. Nie jest to najlepsze anime dostępne w serwisie, ale zdecydowanie tytuł wart sprawdzenia. O ile oczywiście zaakceptujecie tę specyficzną kreskę - mam bowiem wrażenie, że to właśnie ona odrzuci od telewizorów większość fanów anime.
Zobacz też: Najlepsze anime dostępne na Netflixie. Japońskie animacje, które warto poznać!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu