Całe szczęście, że obok tych głośnych blockbusterów z wielomilionowymi budżetami powstają też takie produkcje jak Geometry Wars. Nosząca podtytuł Dime...
Recenzja Geometry Wars 3: Dimensions. Niby proste, a jak wciąga (i frustruje)!
Całe szczęście, że obok tych głośnych blockbusterów z wielomilionowymi budżetami powstają też takie produkcje jak Geometry Wars. Nosząca podtytuł Dimensions trzecia (ale tak naprawdę szósta) odsłona produkcji, której korzenie sięgają daleko, daleko wstecz dostarcza ogrom zabawy - mimo, że teoretycznie znajduje się w cieniu tych wszystkich Assassynów, Dragon Age'ów i innych. Dlaczego warto zwrócić na nią uwagę?
Niektórych pewnie zaskoczy logo "Sierra" na okładce gry. Otóż po zamknięciu Bizarre Creations to seria wylądowała w rękach Activision. Sierra jest natomiast jednym, nawiązującym do starych (pięknych) czasów z oddziałów koncernu. Tym samy do akcji wkroczył też nowy deweloper - Lucid Games. Co z tego wyszło? Coś bardzo fajnego. Przyznam szczerze, że z serią spotykam się pierwszy raz i jestem pod wrażeniem, ile można wycisnąć z tak prostego gameplayu.
Całość z pozoru wydaje się bardzo prosta. Sterujemy małym statkiem, do czego używamy analogów na padzie - lewy to ruch, a prawy kierunek strzału. Trafiamy na wirtualną planszę, gdzie atakuje nas horda przeciwników. Każdy z nich po zniszczeniu zostawia zielone kryształki - zwiększają one nasz mnożnik punktów, co, jak się za chwilę przekonacie, jest tutaj szczególnie istotne. Jak sugeruje nazwa samej gry, mają one postać figur geometrycznych. Całość jest utrzymana w takiej geometryczno-cybernetycznej konwencji, która ani trochę mi nie przeszkadzała - wręcz przeciwnie. Ten futurystyczny klimat wsparty elektroniczną muzyką jest szalenie spójny i dopracowany. A dynamika rozgrywki sprawia, że każdy poziom jest szalenie intensywny i dostarcza ogromu wrażeń. Nie sądziłem, że trójkąty i kwadraty mogą robić ze mną takie rzeczy.
I na tym mógłbym skończyć, a wy pewnie napisalibyście, że to nudne jak flaki z olejem i w ogóle bleee. Diabeł tkwi w szczegółach. Twórcy zadbali o kilka trybów rozgrywki, z czego najważniejszym jest Adventure. Pokonujemy tutaj poziom za poziomem, a naszym celem jest uzbieranie określonej liczby punktów. Za każdym razem są trzy progi - przekroczenie każdego to jedna gwiazdka. Odblokowanie niektórych poziomów wymaga posiadania określonej liczby gwiazdek, więc warto śrubować swoje wyniki. I tu docieramy do sedna, bo gra jest bardzo wymagająca. Uzyskanie jednej gwiazdki w pierwszych poziomach przyprawiało mnie wręcz o frustrację. Tu zabrakło kilkunastu, tam kilkudziesięciu punktów... Twórcy ustawili progi tak, żeby uzyskanie maksimum było możliwe dopiero po jakimś czasie - gdy staniemy się naprawdę dobrzy.
Poszczególne poziomy nie sprowadzają się jedynie do jednej formuły. W jednych musimy wystrzelać jak najwięcej przeciwników w określonym limicie czasowym. W innych mamy trzy życia, a w jeszcze innych bossów do pokonania. Są też takie, gdzie zamiast strzelać musimy przelatywać jak najszybciej między bramkami. Twórcy zadbali o to, żeby główna kampania była możliwie najbardziej zróżnicowana i udało im się. A składają się na to również same plansze, które nie są jedynie płaskie. Często trafiamy na trójwymiarowe poziomy, gdzie poruszamy się np. po kuli i w gruncie rzeczy nie wiemy, co czyha na nas tuż obok - nie mówiąc o przeciwległej stronie. Innym razem poziom przypomina pastylkę, a jeszcze innym jest pofalowany i wypełniony dziurami lub blokami, po których nie można się poruszać. Sami przeciwnicy również zaskakują różnorodnością. Niektórzy poruszają się bezwiednie po planszy, inni lecą wprost na nas, a jeszcze inni starają się za wszelką cenę uciekać. Jest ich tutaj tylu, że opanowanie zachowań każdego typu, może początkowo przyprawić o zawrót głowy, ale to również jest dużym atutem tej produkcji. Na monotonię i rutyną z całą pewnością nie będziemy narzekać.
Tryb classic to pięć różnych typów rozgrywki, wśród których znajdują się zarówno te bardziej standardowe, jak i zupełnie wykręcone. Przykładowo w King będziemy ukrywać się przed przeciwnikami w specjalnych bańkach, które z czasem znikają - tylko będąc w środku możemy strzelać. Natomiast w Pacifism nie mamy broni w ogóle i musimy wykorzystywać przeciwników do niszczenia innych przeciwników. Zabawa tutaj jest szczególnie fajna, gdy mamy znajomych z którymi możemy rywalizować na tablicach wyników.
A skoro o zabawie ze znajomymi mowa, to gra obsługuje lokalny multiplayer dla maksymalnie czterech osób. Wówczas rywalizacja nabiera jeszcze większych rumieńców. Szkoda, że sieciowa odmiana nie wygląda tak dobrze, bo na serwerach nie uświadczymy zbyt wielu grających. A gra w Geometry Wars z kimś jest o wiele bardziej przyjemna.
Grę wyposażono jeszcze w kilka dodatkowych elementów, jak np. ulepszenia dla statku czy specjalne power-upy zwiększające siłę ognia. Niestety jest ich tutaj zdecydowanie za mało. Liczyłem na jakiś rozbudowany sklepik, gdzie będzie można zaszaleć (i bynajmniej nie mam tutaj na myśli płacenia kartą kredytową, a pewnie tak by się to skończyło), a tymczasem twórcy ograniczyli się zaledwie do kilku ulepszeń i raczej nudnych power-upów. Pole do popisu było tutaj znacznie większe.
Jestem pod dużym wrażeniem, bo nie spodziewałem się, że Geometry Wars 3 da mi tyle radości. Gra kosztuje kilkadziesiąt złotych (również na konsole - w Xbox Store jej cena wynosi 63 zł), a w zamian daje naprawdę dużo. Przechodzenie kolejnych poziomów, zdobywanie gwiazdek i rywalizacja ze znajomymi niesamowicie satysfakcjonują. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie każdy będzie bawił się tutaj dobrze. To prosta gierka z prostą (aczkolwiek piękną!) warstwą wizualną i wręcz banalną mechaniką rozgrywki. Ja tego typu tytuły nazywam "odstresowaczami" - wystarczy pół godzinki, żeby poczuć się lepiej (choć to też nie reguła - czasem niewiele brakuje do pogryzienia pada, ale to też jakiś sposób na rozładowanie emocji po ciężkim dniu). Jeżeli szukacie takiego przyjemnego i wymagającego zajęcia, to prawdopodobnie nic lepszego na nextgenach nie znajdziecie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu