Rynek kamerek internetowych w 2020 roku eksplodował. Praca zdalna znacząco zwiększyła popyt na te urządzenia, a ich producenci nie wyrabiali z dostawami. To też zachęciło inne marki do wejścia w nowy segment. Elgato Facecam co prawda nie do końca wpisuje się w opisywany wyżej trend, bo nie jest to kamerka stricte do Meeta czy Zooma. To raczej profesjonalne narzędzie dla twórców i streamerów. Czy udane?
Należące do Corsaira Elgato ma w swojej ofercie szeroką gamę akcesoriów dla streamerów. Brakowało im tylko kamerki – aż do teraz. Elgato Facecam nie jest jednak rozwiązaniem z najwyższej półki. Chcąc uzyskać krystaliczną jakość powinniśmy sięgnąć raczej po przystawki do aparatów i kamer (które również mają w swojej ofercie). Facecam to coś pomiędzy – jakość obrazu klasy premium wystarczającą do streamów i zaspokajająca potrzeby tych średnio-zaawansowanych twórców.
Kamerka jaka jest każdy widzi
Skłamałbym pisząc, że wizualnie kamerka w jakikolwiek sposób się wyróżnia na tle konkurencyjnych rozwiązań. Konstrukcyjnie dość blisko jej do Logitech StreamCam – kamerki z podobnego segmentu, choć zdecydowanie prostszej. Elgato Facecam jest zauważalnie większa (79 x 48 x 58 mm) i masywniejsza (96 g). Nie da się jednak nie zauważyć nieco tandetnego plastiku, z którego wykonano obudowę. Nie jest to gadżet, który wymaga solidnej konstrukcji, ale zastosowane tworzywo wydaje się naprawdę tanie (a przecież mówimy o kamerce premium!)
Kamerkę wyposażono w estetyczny dekielek, którym możemy zasłonić obiektyw, kiedy nie nagrywamy. Wokół obiektywu mamy charakterystyczne prążki. Po lewej umieszczono też diodę LED informującą o statusie urządzenia, a po prawej informacje o zastosowanej optyce – Elgato Prime Lens 1080p60 24mm 1:2:4.
Z tyłu zastosowano głębokie podłużne rowki, które zastosowano w celu lepszego odprowadzania ciepła z wnętrza obudowy. Po drugiej stronie plastiku mamy bowiel zastosowany metalowy heatsink. Umieszczono tutaj też złącze USB-C. Stosowny kabelek (USB-C – USB-A) otrzymujemy oczywiście w zestawie. Tu warto podkreślić, że kamerka musi być podłączona bezpośrednio do komputera i nie współpracuje z żadnymi hubami.
Całość osadzono na nóżce – i tu miłe zaskoczenie – którą da się odkręcić i w ten sposób otrzymujemy dostęp do gwintu 1/4". Kamerkę Elgato Facecam możemy zatem przykręcić do dowolnego statywu czy gimbala – ważne, by miała połączenie przewodowe z komputerem.
Sama stopka generalnie prezentuje się dość przyzwoicie. Znowu we znaki daje się tutaj ten nieprzyjemnie wyglądający tani plastik. Sytuację uratowano trochę stosując gumę od wewnątrz – żeby po zamocowaniu na ekranie urządzenie nie ześlizgiwało się.
A jak widzi kamerka?
Jako produkt adresowany głównie do entuzjastów Elgato Facecam nie posiada topowych podzespołów. Wystarczy zresztą sam fakt, że kamerka nagrywa obraz w 1080p z płynnością 60 kl/s. Do rejestrowania naszej twarzy podczas grania lub opowiadania o tym, co dzieje się na ekranie z pewnością to wystarczy. Jeżeli jednak chcemy nagrywać ładne materiały, szybko zacznie nam doskwierać brak 4K (które przydaje się chociażby do kadrowania ujęć).
Jak już wcześniej wspomniałem, zastosowanie znalazła tutaj autorska optyka Elgato Prime Lens. Składa się na nią zespół ośmiu szklanych soczewek o jasności f/2,4 i stałej ogniskowej 24 mm. Kąt widzenia kamerki to 82 stopnie. Same soczewki mają się charakteryzować asferyczną powierzchnią i być wykonane ze szkła o niskiej dyspersji. Producent mówi również tutaj o aż osiemnastu powłokach antyrefleksyjnych oraz filtrze podczerwieni. Wszystko po to, by zapewnić użytkownikowi maksymalną możliwość jakość nagrań – bez aberracji chromatycznej, flar czy zniekształconych barw.
Sercem kamerki, które ma się składać na tę jakość jest matryca Sony Starvis CMOS zoptymalizowana pod kątem zastosowań wewnątrz pomieszczeń. Sensor współpracuje z zaawansowanym procesorem obrazu odpowiedzialnym za pomiar ekspozycji, korekcję kolorów, ostrzenie, balans bieli i całą masę innych aspektów. Co ciekawe kamerka posiada też niewielką pamięć flash, dzięki czemu jest w stanie zapamiętywać nasze ustawienia niezależnie od komputera, do którego zostanie podłączona.
Trzeba przyznać, że to wszystko przekłada się na naprawdę dobrą jakość nagrań. Płynność 60 kl/s jest na wagę złota, nie zapominajmy też, że nie ma tutaj żadnej kompresji! Sam obraz wymaga oczywiście odpowiedniego doświetlenia (bez niego nawet nie uruchamiajmy kamerki - ona została skalibrowana do pracy w najlepszych możliwych warunkach), ale w zamian otrzymujemy świetne odwzorowanie kolorów, solidną ostrość i zadowalającą szczegółowość. Początkujący Youtuberzy będą zdecydowanie zadowoleni - podobnie jak zaawansowani streamerzy i wszyscy, którzy niekoniecznie potrzebują ostrego jak żyleta 4K w swoich filmach.
Czego tutaj nie znajdziemy? Na pewno autofocusa, co oznacza, że musimy pilnować się, by podczas nagrań utrzymywać stałą odległość od obiektywu – między 30 a 120 cm. Producent nie zaimplementował też żadnego mikrofonu, wychodząc z założenia, że twórcy i tak będą używać własnego, dużo lepszego. Słusznie.
Wraz z kamerką debiutuje dedykowana jej aplikacja – Camera Hub. Za jej pomocą możemy dostosować niemal każdy element obrazu – począwszy od kontrastu, nasycenia kolorów i ostrości, przez pomiar ekspozycji (i jej kompensację), a na balansie bieli skończywszy. Nie zabrakło też trybu redukcji szumów, który niestety działa tak sobie oraz funkcji anti-flicker. Dużym plusem aplikacji jest odczytywanie ISO kamerki na bieżąco, dzięki czemu łatwiej nam dostosować optymalne oświetlenie. Całość współpracuje też z przystawkami StreamDeck będącymi niezwykle ważnymi elementami ekosystemu Elgato.
Czy warto?
To już w dużej mierze zależy od tego, czy robicie cokolwiek więcej z kamerką niż tylko wideorozmowy. Do tych bowiem Elgato Facecam nadaje się tak średnio ze względu na brak wbudowanego mikrofonu (ale hej – są przecież słuchawki z mikrofonem, czyż nie?) oraz… swoją cenę. Za Facecam zapłacimy bowiem aż 899 złotych. Tyle samo kosztuje Razer Kiyo Pro, który co prawda też nagrywa w 1080@60, ale ma tryb HDR i wbudowany mikrofon z funkcją redukcji szumów.
W przypadku Elgato na pewno dopłacamy za kompatybilność z całym tym ekosystemem usług i urządzeń, co jest bezcenne w sytuacji, kiedy chcemy płynnie kontrolować nasze streamy i mieć łatwy dostęp do najważniejszych funkcji oraz rozwiązań.
Z całą pewnością jednak Elgato Facecam nie jest kamerką dla osób, które nie tworzą i nie nagrywają. Rozwiązania do wideorozmów i konferencji to zupełnie inna kategoria, z którą to urządzenie nie ma wiele wspólnego (no może poza nazwą).
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu