Gry

Recenzja Blood Bowl 2. Gra sportowa, w której nie ma sportu (i dobrze)

Tomasz Popielarczyk
Recenzja Blood Bowl 2. Gra sportowa, w której nie ma sportu (i dobrze)
Reklama

Boisko otoczone przez tabun zdziczałych kiboli, gromady orków, krasnoludów, elfów i goblinów naprzeciw siebie, a gdzieś tam w tle futbol amerykański -...

Boisko otoczone przez tabun zdziczałych kiboli, gromady orków, krasnoludów, elfów i goblinów naprzeciw siebie, a gdzieś tam w tle futbol amerykański - Blood Bowl 2 wjeżdża na pecety i konsole niczym rozpędzony ogr miażdżąc wszystko po swojej drodze i chwytając graczy za karki. Krwawą jatkę czas zacząć ponownie!

Reklama

Graliście w Blood Bowl? No to macie nade mną przewagę, bo ja nie miałem tej przyjemności (mimo, że Legendary Edition wisi na liście gier na Steamie od paru dobrych miesięcy). Jako fan papierowych erpegów jednak zawsze gdzieś tam z tyłu głowy miałem myśl, żeby posmakować tej produkcji. W końcu, gdy wyszedł sequel, rzuciłem się bez zastanowienia, żeby zobaczyć ile tak naprawdę jest to warte. Spodziewałem się, po opiniach w sieci, że to krwawa produkcja, w której sport stanowi tylko pewne tło dla bitki dwóch drużyn. Nie spodziewałem się jednak, że...

...to turówka!

Wiem, to głupie - przecież mogłem obejrzeć sobie pierwszy lepszy gameplay czy nawet trailer, żeby przekonać się o tym na własne oczy. Blood Bowl 2 to osadzona w fantastycznym uniwersum Warhammera gra, która zasadami bardzo mocno przypomina klasyczne bitewniaki. Pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu jeździłem na konwenty fantastyki, gdzie można było właśnie spotkać fanów tej rozrywki. W plastikowych neseserkach nosili zawsze przy sobie samodzielnie pomalowane figurki. W sytuacji zagrożenia życia natomiast wyciągali je na stół i posyłali do ataku z miną bezwzględnego, pozbawionego skrupułów wodza. Gwoli ścisłości, nic nie mam do fanów bitewniaków. Trochę nawet im zazdroszczę, że potrafili tak starannie i ładnie malować te figurki. Mi nie starczyłoby chyba cierpliwości. Zresztą sam Blood Bowl bazuje na papierowej grze o tej samej nazwie - nie jest to zatem żaden autorski twór.

Wracając jednak do recenzowanej produkcji, jak nazwa sugeruje jest to sequel, a więc teoretycznie powinniśmy się spodziewać wszystkiego więcej, lepiej i mocniej. Jak się jednak okazuje, tak nie jest. Okazuje się, że jest ich zaledwie osiem, kiedy w jedynce było ponad dwadzieścia. Wyczuwam zapach płatnych DLC... Niewykluczone, że drużyny zostały lepiej dopracowane niż w poprzedniej części, ale to tylko częściowo usprawiedliwia twórców.


Do dyspozycji oddano nam kilka trybów zabawy. Możemy rywalizować z komputerowymi przeciwnikami w krótkiej, aczkolwiek bardzo klimatycznej i wciągającej kampanii fabularnej. Obejmujemy tutaj drużynę w rozsypce, którą musimy poprowadzić na szczyt i zdobyć mistrzostwo. Niewątpliwym plusem kampanii są komentatorzy - ogr i wampir, którzy nam towarzyszą przez cały czas oraz zapowiadają kolejne spotkanie. Doskonale komponuje się to z humorystyczną konwencją gry. Single'a należy jednak bardziej traktować jako trening przed poważnymi starciami (SI jest głupia jak but i popełnia żałosne błędy), a te odbywają się w sieci z innymi graczami. W trybie sieciowym możemy od zera zaprojektować swój własny zespół, a także całą otoczkę wraz ze strojami i stadionem. Następnie dołączamy do jednej z wielu lig (albo tworzymy swoją) i idziemy po trupach w stronę mistrzostwa tłukąc przeciwników, zarabiając pieniądze i szalejąc na sieciowym rynku transferowym.

Niestety nie ma możliwości rozegrania szybkiego, pojedynczego starcia przez internet z losowym przeciwnikiem. To duży minus. Rekompensuje to jednak możliwość grania ze znajomymi. I tutaj niespodzianka, bo mamy też lokalny tryb wieloosobowy, a wiec możemy rywalizować we dwójkę przy jednym komputerze. Obecnie takie dodatki należy przyjmować z wdzięcznością, bo producenci gier nas nie rozpieszczają i wycinają wszelkie split-screeny szybciej niż Google pirackie filmy na YouTubie.

Zaczynamy zatem zabawę i co widzimy? Po ogarnięciu spraw związanych z zarządzaniu naszą 11-osobową drużyną (te są naprawdę skromne) trafiamy na pole bitwy. Początek wygląda podobnie, jak w meczu NFL. Szybko jednak tracimy ostatnie złudzenia, że mamy do czynienia z grą sportową. Dowodzący tura po turze przesuwają swoje jednostki po mapie i wzajemnie leją. Każdy manewr taki jak atak, podanie czy nawet minięcie przeciwnika, w zależności od okoliczności i umiejętności jednostek wiąże się z koniecznością rzutu kośćmi. Od ich wyniku zależy bardzo wiele. Może się bowiem okazać, że w wyniku naszego ataku zostaliśmy... ogłuszeni. Efekty mogą być zatem różne. Ta losowość początkowo czyni grę nieprzewidywalną, ale z czasem zaczyna mocno frustrować. Szczególnie, gdy pokrzyżuje nam misternie zaplanowaną taktykę.

Reklama


A skoro o taktyce mowa. Gramy na punkty, a te zdobywamy wraz z przyłożeniami. Cel jest zatem prosty - dorwać piłkę, a następnie skierować trzymającego ją zawodnika w stronę linii końcowej nieprzyjaciela. Cały mecz trwa określoną liczbę tur, a po połowie następuje przerwa. Czasem zdarzają się nieprzewidziane okoliczności jak np. kibice na boisku, którzy biją naszych zawodników, albo zdenerwowany sędzia, który... robi to samo. Cóż, w Blood Bowl 2 to dość normalne zjawisko. W miarę upływu czasu nasi zawodnicy awansują na wyższe poziomy, a my zdobywamy fundusze na ich udoskonalanie. Drużyna zatem się rozwija i ewoluuje, nabierając krzepy, tężyzny oraz umiejętności,. które urozmaicają zabawę.

Reklama

Piękne mordobicie... O, ja już to gdzieś widziałem!

Pod względem graficznym Blood Bowl jest naprawdę ładny, co jest zasługą nowego silnika graficznego. Stadiony, modele postaci, a nawet murawa - wszystko prezentuje się tutaj bardzo przyzwoicie i nie odstaje od współczesnych standardów. Co bardzo ważne, utrzymano tutaj wysoki poziom spójności oraz typowy dla Warhammera klimat, który jest jednym z największych atutów tego uniwersum. Sęk w tym, ze dokonań grafików nie oglądamy zbyt często - głównie podczas efektownych zbliżeń podczas walki, ale tutaj pojawia się pewien problem.


Blood Bowl 2 jest bardzo mocno okrojony z zawartości. Widać to już podczas tworzenia naszej drużyny, gdzie mamy do dyspozycji zdecydowanie za mało twarzy. Nawet generator imion i nazwisk zbyt często się powtarza. Czarę goryczy przelewają jednak animacje starć podczas gry. Każdy atak jest niemalże taki sam i po kilku godzinach już nie można patrzeć na to, jak nasi podopieczni piorą przeciwnika tym samym ciosem. A wystarczyło opracować ze 3-4 różne warianty, żeby rozgrywka zyskała na efektowności. A tymczasem na tym polu Blood Bowl 2 rozczarowuje. Najważniejszy tak naprawdę element tej gry (jej kwintesencja rzekłbym) został potraktowany po macoszemu.

Udźwiękowienie spełnia dobrze swoją rolę. Odgłosy na boisku są przyzwoite, choć fajnie by było znowu zobaczyć większe zróżnicowanie. Nie mogę natomiast złego słowa powiedzieć na narrację w kampanii. Wspomniani przeze mnie ogr i wampir są mistrzami w swoim fachu. Wcale bym się nie obraził, gdyby tak zapowiadali w studiu mecze polskich reprezentantów. To w sumie mogłoby być całkiem ciekawe.

Chcę więcej!

Teoretycznie wszystko jest na swoim miejscu: ogr pierze elfa, ork depcze człowieka, a krasnoludy piją piwo. Niestety to jedynie obrazek rodem z plakatu wyborczego, bo gdy sięgniemy głębiej to wtórność bije nas po oczach równie mocno, co rozpędzony minotaur. Mam wrażenie, że Blood Bowl 2 jest jedynie fundamentem pod dziesiątki DLC, które będą dodawać nowe rasy, modele postaci, animacje itd. Obecnie wszystkiego jest bowiem tutaj za mało.

Reklama

Sama gra jest naprawdę fajna i wciągająca - dla fanów bitewniaków będzie to prawdziwa gratka, ale pozostali też powinni się tutaj odnaleźć (choć w trybie sieciowym nie ma litości...). Fantastyczny klimat Warhammera, futbol amerykański w krzywym zwierciadle i nieustanne pranie się po twarzach to elementy, które stanowią o wyjątkowości Blood Bowl 2. Odstraszać może jednak trochę duża losowość starć, a także raczej niewielkie nastawienie na pojedynczego gracza. Rekompensuje to jednak lokalny multiplayer, do którego zdecydowanie warto zaprosić znajomych, i który przydaje się do rozwiązywania konfliktów z drugą połową w domu (ekhm...).

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama