To mi przypomniało czasy, jak to było kiedyś. Niezliczone ilości płyt CD/DVD z backupem zdjęć czy dokumentów, później czasy kluczy USB wykorzystywanych w tym samym celu. Wiele danych utraconych bezpowrotnie, bo coś się zapomniało, bo jakiś zagubiony w komputerze folder był nie tam, gdzie powinien. To wszystko, i później odtwarzanie czy dostosowanie systemu, zabierało nie rzadko wiele godzin, kupę nerwów i energii.
Co najgorsze, mój sposób korzystania z komputera – na przykład pobieranie niezliczonych ilości rożnego rodzaju aplikacji do testowania czy nieefektywne nawyki i przyzwyczajenia, między innymi ładowanie wszystkiego, co popadnie i co pobiorę z internetu na pulpicie powodowały, że z czasem korzystanie z komputera stawało się uciążliwe, stawał się powolny i wymagał jeszcze częstszego formatowania niż przy zwykłym użytkowaniu.
Lubiłem też często zmieniać zmieniać system, przetestowałem chyba wszystkie odmiany i dystrybucje Linuksa, a więc i każda z tych zmian również wiązała się z dodatkowym formatowaniem i robieniem kolejnych backupów.
Wszystko zmieniło się jednak wraz z upowszechnieniem usług chmurowych i pakietów biurowych dostępnych online. Od kilku lat wszystkie dokumenty, pliki, które otrzymuje na Gmaila czy zdjęcia i filmy, które zajmowały najwięcej miejsca, lądują u mnie na Dysku Google.
Nie bez znaczenia było też pojawienie się serwisów streamingowych, zarówno muzycznych jak Deezer czy później Spotify, jak i filmowych, najpierw HBO GO i później Netflix. Dzięki temu wszystkiemu, praktycznie wszystkie rzeczy, z których korzystałem na komputerze dostępne miałem online (kilkadziesiąt gier mam zgromadzone na koncie Steam, w każdej chwili mogę ściągnąć wybrane pozycje, ale już rzadko gram, więc nie będę się tu pochylał nad tematem gier), a na komputerze gromadzę jedynie pozostałości po testach, zrzuty ekranu czy pobrane dokumenty z Gmaila, no i też kolejne programy do testowania.
W takich warunkach korzystania z komputera pojawił się cztery lata temu (za 5 dni rocznica) Windows 10, ze znakomitą funkcją przywracania systemu do ustawień fabrycznych. Skończyły się formaty, utracone po drodze dane, nie pamiętam kiedy ostatnio używałem kluczy USB na własne potrzeby. Fakt, niebieski ekran z komunikatem, iż komputer napotkał problem i należy go uruchomić ponownie, z czasem pojawia się często w najmniej odpowiednich momentach, ale wtedy wystarczy kilka kliknięć, wyjście na spacer czy do kina i za godzinę dwie mamy czyściutki i świeży system, bez ręcznego formatowania, instalowania go ponownie i przywracania danych z backupów, co zajmowało zdecydowanie więcej czasu.
Tak, przywracanie do ustawień fabrycznych w Windows 10 to złoto zwłaszcza, że lubię pracować na „czystym” systemie, bez bałaganu na pulpicie czy w porozrzucanych folderach. Fakt, że nie umiem o niego zadbać na bieżąco, przyznaję, ale tym bardziej funkcja szybkiego przywracania do stanu początkowego jest dla mnie zbawienna.
Więcej z kategorii Felietony:
- Jak Reddit pokonał Wall Street i dlaczego z tego powodu rośnie CD Projekt
- Facebook mógłby dla mnie zniknąć. Jest kilka "ale"...
- Spędziłem kilkanaście dni na TikToku - to najdziwniejsza podróż, jaką ostatnio odbyłem
- Macie to swoje Post-PC. Już dawno temu mówiłem, że to kaszana
- Albicla. Serwis tak dobry jak wybory, które się nie odbyły