Przenośny klimatyzator - niepozorne urządzenie, które ratuje w upały, nie zabija ceną i... po prostu działa!
Mamy klimat, jaki mamy. Nie pamiętam by lato kilkanaście lat temu było tak upierdliwe jak teraz. Było ciepło, było gorąco, ale przyznam że ostatnie lata w mieście są dla mnie nie do zniesienia — prawdopodobnie spora w tym zasługa obecnej infrastruktury, ale ponad 30 stopni w cieniu przy nagrzanej wielkiej płycie to dla mnie katorga. Znosiłem to (nie powiem, że dzielnie) przez lata. W ubiegłym roku przez lwią część upałów miałem dostęp do testowanego przenośnego klimatyzatora Eberg Cooly C35HD, który uświadomił mi, że bez kucia ścian, pozwoleń i kombinacji można mieć w pokoju przyjemną temperaturę nawet, gdy za oknem szaleje upał. O ile (mimo upału) miniony czwartek był jeszcze znośny, to w piątek granica została przekroczona. W mieszkaniu nie dało się już oddychać, a ja nie zwlekałem - wsiadłem do samochodu, odwiedziłem popularny elektromarket i kilkadziesiąt minut później chłodziłem pokój przenośnym klimatyzatorem. Użeranie się z upałem nie jest warte tego 1500 złotych.
Nie zamontuję klimatyzacji, ale wstawię tę przenośną
Przenośny klimatyzator ma swoje grzechy. Jest sporych rozmiarów (gdzieś go trzeba przechowywać przez cały rok), trzeba zadbać o wystawienie rury na zewnątrz (u mnie: po prostu przez okno), hałasuje w pomieszczeniu — poznałem je wszystkie już w ubiegłym roku. Żaden z nich jednak nie jest na tyle dotkliwy, co upał, przez który trudno mi w nocy wypocząć, trudno skupić się na pracy, trudno czerpać przyjemność z czasu wolnego — bo zamiast skupiać się na tym co czytam, oglądam, widzę, robię — myślę wyłącznie o tym, jak jest piekielnie gorąco. Dlatego ten jego szum jest niczym, z porównaniem do doskwierającego upału. I tak, wciąż cenię sobie jego mobilność — dzięki łatwemu przenoszeniu go między pomieszczeniami można zadbać o to, by przyjemna temperatura była tam, gdzie obecnie przebywam.
Nawet jeśli będzie to 10 dni w sezonie, to będzie to 10 dni irytacji mniej. Tak, uważam że warto kupić przenośny klimatyzator
Mieszkanie jest miejscem w którym pracuję, żyję, odpoczywam. Kilka lat temu, gdy całe dnie spędzałem w biurze — upały były znacznie mniej dotkliwe. Dwie godziny w drodze (wiadomo, że klimatyzacja w aucie działała ;), osiem w klimatyzowanym pomieszczeniu, nie odczuwałem tego tak bardzo. Sytuacja się jednak zmieniła, trzeba więc sobie radzić. Przenośny klimatyzator nie jest najbardziej praktycznym urządzeniem na świecie, ale spełnia swoją rolę: chłodzi, daje ukojenie w upalne dni. I choć nie wygląda on ładnie, a wystająca przez okno rura prezentuje się komicznie, to... po prostu działa. I właśnie przez to że korzysta się z tego sprzętu nie więcej, niż przez kilkanaście dni w skali roku, wydaje mi się on wciąż dużo bardziej opłacalną inwestycją niż montowany na stałe sprzęt. Nie trzeba kuć ścian, prosić spółdzielni o zgodę, przyjmować dwa razy w roku technika (nie wiem czy wszystkie, ale na pewno część producent wymaga takich wizyt dla ważności gwarancji). Trzeba tylko przemyśleć gdzie będzie leżakować, gdy przestanie być potrzebny na kolejnych 10 miesięcy.
Sprzęt który kupiłem nie jest ani designerski, ani z najwyższej półki. Kosztował półtora tysiąca złotych — blisko połowę mniej, niż blender z którego korzystam, co jest... dość zabawne. Ale no właśnie - z blendera korzystam codziennie (właściwie to najczęściej nawet kilka razy dziennie) — a tutaj, zakładam, nie dobrnę nawet do 30 dni w skali roku. Póki co szumi od trzech dni. Rozpoczynam liczenie!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu