Przestępcy są bezkarni, dopóki są całkowicie anonimowi. W dobie powszechnego dostępu do Sieci oraz niesamowicie rozwiniętych technologii niemalże nikt...
Prywatność? Jaka prywatność? Czyli o tym jak brytyjska Policja skanuje twarze podczas koncertów
Przestępcy są bezkarni, dopóki są całkowicie anonimowi. W dobie powszechnego dostępu do Sieci oraz niesamowicie rozwiniętych technologii niemalże nikt nie jest w pełni anonimowy. Do prywatności w Internecie podchodzę zapewne w możliwie najbardziej zdrowy sposób - skoro korzystam z takich usług, jak Facebook - płacę informacjami o sobie. Nie lubię jednak żyć z myślą, że w jakiś sposób jestem inwigilowany - zapewne tak się dzieje, a nie mam o tym zielonego pojęcia. Nie mam jednak nic do ukrycia - płacę podatki, nie kradnę, nie rozrabiam. Grzeczny ze mnie człowiek w sumie.
A co z przestępcami? Z reguły jestem ostrożny i nawet jak idę ulicą, to: portfel i telefon trzymam w miejscach, gdzie złodziej będzie musiał się nagimnastykować, by cokolwiek wyciągnąć mi z kieszeni. Swoich rzeczy pilnuję i potrafię po stokroć sprawdzać kieszenie systemem: "mam telefon, mam portfel, mam to i tamto". Paranoik ze mnie, może jeszcze dlatego nikt mi nic nie ukradł.
W dużych skupiskach ludzi nietrudno jednak o takie incydenty - tłum skutecznie maskuje przestępców czyhających na nasze urządzenia. Stąd też brytyjska policja zdecydowała się użyć technologii rozpoznawania twarzy do identyfikowania i łapania kieszonkowców podczas festiwalu muzycznego "Download".
W USA FBI już korzysta z takich technologii - na podstawie zapisów z miejskich monitoringów możliwe jest odnalezienie poszukiwanych przestępców. Oni muszą jakoś się poruszać po kraju - mimo tego, że oczywiście unikają wymiaru sprawiedliwości, trudno jest siedzieć w jednym miejscu. Przestępca musi się przemieszczać, by nie zostać złapanym - na jego tropie przecież cały czas są stróżowie prawa.
Problem z użyciem technologii rozpoznawania twarzy w Wielkiej Brytanii jest jednak nieco inny - o jej wykorzystaniu nie wiedzieli uczestnicy wydarzenia. Czy to dobre rozwiązanie? Z punktu widzenia służb tak, bowiem przestępcy również nie mieli informacji o tym, że mogą być wykryci dzięki takim zabiegom. A co z resztą, która sobie tego nie życzy?
I choć jednostka policji z Leicester zarzeka się, iż wszelkie dane, które nie posłużyły do zidentyfikowania przestępców zostały potem zniszczone, niektórzy nie są tego do końca pewni. Zgromadzono dane bez wiedzy uczestników wydarzenia - to obrońcom prywatności może dać wiele powodów do rozmyślania. Czy taka inwigilacja jest zasadna? Czy służby nie przesadzają? Ile znaczymy jako ludzie dla instytucji strzegących prawa?
Chcę być bezpieczny
Rozmawiając przy piwie ze znajomymi o słabnącym znaczeniu prywatności gdziekolwiek, powszechnym odkrywaniu kart w mediach społecznościowych i nadużyciach stwierdziłem, że te kwestie generalnie mało ludzi obchodzą. Jeżeli ktoś ma jakieś wątpliwości, to głównie są to osoby interesujące się tematyką IT. Reszta albo nie ma o tym zielonego pojęcia, albo sprawę zwyczajnie "olewa". Z jednej strony to przerażające, a z drugiej natomiast - normalne. Uważam, że jeżeli takie przedsięwzięcia mają na celu zapewnić bezpieczeństwo mnie, albo mojej rodzinie - proszę bardzo. Bylebyście nie słuchali, czy śpiewam pod prysznicem, sprawdzali co ile dni się golę, czy nie zaglądali mi do sypialni (na wszelki wypadek - chrapię). Jestem absolutnie za identyfikowaniem przestępców - podczas, gdy ludzie uczciwie pracują i zarabiają na siebie, oni mają w nosie prawo i czyjąś własność. Sięgają po to jak po swoje. Sprawa nie jest jednoznaczna. Owszem, takie rozwiązania mają wiele zalet, jednak wkraczamy na bardzo śliskie obszary naszej prywatności - a raczej jej braku.
Ale zadajmy sobie pytanie - czy dzisiaj można mówić w ogóle o jakiejkolwiek prywatności?
Grafika: 1, 2, 3
Źródło: Gizmodo
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu