Filmy

Premiery kinowe do obejrzenia w domu to ambitny plan Screening Room

Konrad Kozłowski
Premiery kinowe do obejrzenia w domu to ambitny plan Screening Room
Reklama

Usługi VOD przyzwyczaiły nas do ogromnego komfortu i zupełnej swobody w oglądaniu filmów oraz seriali - hasło "kiedy chcesz i gdzie chcesz" jest przywoływane przez niemalże każdą z firm oferujących treści na życzenie. Kino wciąż trzyma asa w rękawie, jakim są (głośne) premiery, na których dotarcie do oferty VOD czekamy dość długo. Screening Room ma być usługą, która to zmieni, ale na droga do sukcesu już na samym początku jest niezwykle wyboista.

Podzielona branża

Ku niemałemu zaskoczeniu, wśród znanych osobistości branży filmowej znalazły się osoby, które popierają działania włodarzy Screening Room. Na marginesie warto dodać, że usługa ta jest pomysłem Seana Parkera - tego samego, który powołał do życia Napstera i miał spory udział w pierwszych podbojach Facebooka. Steven Spielberg, Martin Scorsese i Peter Jackson to osoby, których przedstawiać nie trzeba i ich poparcie dla Screening Room oznacza bardzo wiele. Z drugiej zaś strony nie brakuje także głosów mniej przychylnych takiej inicjatywie, jak chociażby opinia Todda Phillipsa (reżyser Hangover), którego zdaniem takie próby poważne zagrażają atmosferze dostępnej tylko na sali kinowej. Stwierdził też, że zbyt szybko chcemy "zamienić filmy w telewizję". Todd nie wymienił usługi z nazwy, ale jego przesłanie jest bardzo jasne.

Reklama

Screening Room jest jak na razie jedyną tego typu usługą, a rozmowy z wielkimi wytwórniami mają już trwać. Disney, rzekomo, kompletnie nie jest zainteresowane rozpoczęciem współpracy, podczas gdy tacy giganci jak Universal Fox oraz Sony nadal prowadzą negocjacje. To dość zaskakujące informacje, tym bardziej że Sony z uporem maniaka stara się rozwijać własne usługi (jedną z nich jest VOD z filmami 4K UltraHD, która ma ruszyć już niedługo). Czy w przypadku "wejścia na pokład" całej trójki Disney zostałoby przyparte do ściany? Uważam, że w takiej sytuacji bardziej prawdopodobne stałoby się przygotowanie przez Disney niezależnej oferty, choć na chwilę obecną trudno wykluczyć którykolwiek ze scenariuszy. Warner Bros. definitywnie sprzeciwiło się pomysłowi na Screening Room zapowiadając dalszą ścisłą współpracę z kinami i odrzucając wizję pojawienia się "trzeciej strony", jaką oczywiście byłaby ta nietypowa usługa streamingowa.

Nie będzie tanio. Będzie bardzo drogo

Bilet do kina uprawniający nas do obejrzenia filmu wiąże się z całym szeregiem ograniczeń. Wstęp na projekcję posiada określona liczba osób, a przechwycenie (nagranie) oglądanego filmu jest prawie niemożliwe. Wszystko to ulega zmianie, gdy ten sam film będziemy mogli obejrzeć w domu. Dystrybutor traci jakąkolwiek kontrolę nad tym, ilu widzów znajdzie się przed ekranem, dlatego zbyt niska cena mogłaby być po prostu nadużywana, a seanse w kilka(naście) osób byłyby niezwykle opłacalne.

Dlatego jednym z argumentów w rozmowach Screening Room z wytwórniami jest cena dostępu do filmu. Jednorazowy bilet to koszt 50 dolarów, ale to nie wszystkie wydatki jakie czekają widzów. W ich domach musiałaby być obecna także specjalna przystawka do TV zapobiegająca wykonywaniu kopii, a jej cena wyniosłaby 150 dolarów. Czy osoby, które są preferowałyby domowe seanse zamiast wizyt w kinie byłby skłonne wydawać tak dużo? Ile takich osób może być?

Ilu tak naprawdę jest chętnych?

Na te oraz wiele innych pytań starała się znaleźć odpowiedziedź firma MarketCast. Z przeprowadzonej przez nią sondy wynika, że co czwarta zapytana osoba z pewnością zapłaciłaby za możliwość oglądania premier w zaciszu domowym, lecz część osób z tej grupy nie zareagowało zbyt pozytywnie na informację o kwocie 50 dolarów. Zapytani o koszt, jaki byliby gotowy ponieść odpowiadali około 35 dolarów.

Chris Rethore z firmy MarketCast, odpowiedzialny za to badanie, podsumował je w następujący sposób: pojawienie się usługi premium VOD nie oznaczałoby zwiększenia zysków biznesu filmowego. Taka usługa zastępowałaby jedyne dostępne teraz rozwiązanie, czyli wyjście do kina, które wiąże się z wieloma innymi wydatkami niż same bilety wstępu (doskonale o tym wiemy mając w głowie ceny przekąsek i napojów w kinach). Jedna trzecia wszystkich zapytanych stanowczo zadeklarowała brak zainteresowania usługą, która wymagałaby dodatkowego sprzętu w cenie 150 dolarów. Potrzeba posiadania dodatkowego osprzętowania również nie przypadła do gustu potencjalnym widzom (tak stwierdziło 8/10 zapytanych), a ponad 1/3 zapowiedziała, że nie byliby nim zainteresowani nawet gdyby był on bezpłatny.

O ile te dane mnie nie zaskoczyły, to statystyka dotycząca widzów, którzy z większą ochotą wracaliby do kina wybierając taki seans ponad domowe oglądanie już tak. Połowa konsumentów stawia wizytę w kinie ponad proponowane przez Screening Room rozwiązanie.

Najbliższe tygodnie i miesiące mogą okazać się decydujące. Jeżeli do partnerów Screening Room dołączy jedna, dwie lub trzy wspominane wytwórnie, to powolutku będzie można mówić o początkach rewolucji. Kosztownej dla widzów, ale wychodzącej naprzeciw pewnej grupie klientów. Dotarcie oferty Screening Room do Polski to jeszcze bardziej odległy temat, ale przed wyzwaniem, z którym musi radzić sobie w tej chwili telewizja, mogą stanąć w pewnej chwili także i kina.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama