Kompleks polaczkowatości - tak można określić wczorajszą odpowiedź rodzimych mediów na tabloidalny artykuł z Washington Post. Dziennikarze, którzy do ...
Polskie media, cebula, słoma i Washington Post
Dziennikarz, pisarz, nauczyciel akademicki, specja...
Kompleks polaczkowatości - tak można określić wczorajszą odpowiedź rodzimych mediów na tabloidalny artykuł z Washington Post. Dziennikarze, którzy do niedawna cmokali nad sukcesem Wiedźmina i wisienką na torcie, jaką było wręczenie gry amerykańskiemu prezydentowi, nagle jak jeden mąż schowali się do budy i zaczęli wczoraj powarkiwać, bo im Wielki Brat dał wzór. Cóż, podobno tylko krowa nie zmienia poglądów...
Czy żalę się na brak patriotyzmu i dumy narodowej? Bynajmniej. Jedno i drugie jest mi obce. Piję natomiast do braku logiki, zaściankowości i kompleksów, a wszystkim tym wczoraj wykazali się dziennikarze spod znaku "kopiuj/wklej", którzy bezmyślnie przedrukowali opinię wyciągniętą z psiego zada.
Komputerowy Wiedźmin to jeden z ciekawszych w Polsce przykładów wskazujących na to, jak wykreować markę poprzez zmyślną, wielowątkową promocję. To właśnie przede wszystkim sukces CD Projektu spowodował, że politycy polscy zaczęli się chwalić rodzimymi grami w świecie. Pomińmy wątek dotyczący tego, czy chwalić się powinni, skoro nie tworzą sprzyjających warunków do rozwoju branży. To temat na inną dyskusję.
Tutaj ważny jest fakt, że Wiedźmin przyklepał mieczem to, co rozpoczął Chmielarz ze swoim Painkillerem - amerykański sukces. Właśnie dzięki temu na całym świecie kupowane są nasze gry - nie dlatego, że trzeba wesprzeć biednych Polaczków, którzy mają ogony i żyją na drzewach - lecz dlatego, że te gry są po prostu dobre i w niczym nie ustępują produkcjom zagranicznym. Król Janusz może sobie paplać o "murzynach Europy", ale prawdą jest, że polski gamedev stoi w równym rzędzie ze światową konkurencją.
I jest git, bajerka, cymes, wporzo i co tam jeszcze da się dorzucić. Aż tu nagle wkracza dziennik, który nie istnieje w świadomości przeciętnego Polaka i na którego treści śmiało możemy, jak mawia się w pewnych sferach, wyłożyć śląską kiełbasę. Ktoś popełnia artykuł o tym, ile to prezentów dostał prezydent galaktyki w latach 2009 - 2012, oceniając je wedle własnego widzimisię. Kopniak wymierzony zostaje w Wiedźmina, który nie tylko otrzymuje w tym pseudorankingu ostatnie miejsce, ale i zostaje skwitowany dość obcesowym komentarzem. I oczywiście nie ma to nic wspólnego z faktem, że Polska okazała się właśnie słabym ogniwem w temacie amerykańskich tajnych więzień dla terrorystów i "terrorystów". Czysty przypadek...
Ale, jak rzekłem, nie ma co zaprzątać sobie głowy brukowym artykulikiem. Śląska kiełbasa i cześć pieśni.
Problem jednak w tym, że artykułem niezdrowo podniecili się internetowi kopiści... pardon... dziennikarze, którzy z wypiekami na twarzach i zadach poszli w sukurs amerykańskim kolegom po fachu. Pogooglujcie i zobaczcie, jakie tytuły opanowały wczoraj polski cebulonet. To, że przy okazji można było skopać premiera, to dodatkowy profit (ot, chociażby taki tytuł: "Kto wręczył najgorszy prezent Obamie? "Washington Post": premier Donald Tusk").
Nikt jednak nie zapytał, co oznacza ów ranking dla polskiego gamedevu. Czy Wiedźmin przestanie się sprzedawać? Czy oceny na Metacritic spadną do zera? Czy polskie gry to jednak cebula? Otóż, panowie dziennikarze, Washington Post ma tyle do gier, co prącie do ucha. W rankingu wyżej plasują się... psia micha, pudełko na płyty CD od Putina i kilka flaszek różnej maści samogonu - sami więc zadajcie sobie pytanie, czy aby na pewno jest sens robić z igły widły. No ale wiadomo - złe wiadomości to dobre wiadomości, nawet jeśli wyssane są z d... palca, a przy tym zawsze można dać wtedy wyraz własnym kompleksom.
Szkoda, że cały polski cebulonet nagle zapomniał, jak wielki sukces osiągnęła Polska właśnie dzięki Wiedźminowi. No ale o sukcesach nikt przecież czytać nie chce. Proste.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu