Nie będę nawet próbował udawać, że jestem wielkim fanem animacji komputerowej w wydaniu Netflixa. Ich filmy i seriale CGI wyglądają, moim zdaniem, paskudnie. I zasiadając do najświeższego filmu Pokémon: Zemsta Mewtwo – Ewolucja, będącego odświeżoną wersją pierwszej kinówki z kieszonkowymi stworkami byłem nastawiony dość... ujmijmy to delikatnie: sceptycznie. Kilkanaście minut później nostalgia wygrała.
Nowy film Pokemon już dostępny na Netflix. Masa nostalgii i pomysł na weekendowy seans z rodziną
Film pierwszy, ale w nowej formie — to właśnie Pokémon: Zemsta Mewtwo – Ewolucja
Na wstępie kapka prywaty. Pokemony to seria, z którą dorastałem. Od pierwszego odcinka śledziłem przygody Asha i spółki na antenie Polsatu, kiedy więc pojawiły się wieści na temat filmu kinowego — wierciłem rodzicom dziurę w brzuchu o bilety na pierwsze możliwe seanse. I udało się — miałem przyjemność zobaczyć go w dniu polskiej premiery. Czy był to film wybitny? Nie, ale to były moje ukochane Pokemony na wielkim ekranie. I pewnie przemawia przeze mnie sporo sentymentu, ale miło jest tych kilkanaście lat później powrócić do tematu. Tym bardziej, że Pokémon: Zemsta Mewtwo – Ewolucja to właściwie to samo — ale w nowej odsłonie. W sam raz dla sentymentalnych staruchów jak ja, no i młodego pokolenia, które może nie mieć sposobności — albo po prostu czasu — na nadrobienie wszystkich z dwudziestu filmów.
Pokémon: Zemsta Mewtwo – Ewolucja skupia się na legendarnych Pokemonach z pierwszej generacji — czyli tytułowym Mewtwo oraz pierwowzorze na podstawie którego został stworzony przez naukowców, uważanego za wymarłego Mew. Kiedy laboratoryjny eksperyment zdaje sobie sprawę z tego kim jest i że został stworzony z niewłaściwych pobudek, postanawia się zbuntować. Jak prawdziwy typ niepokorny chce całemu światu udowodnić, że ten nie ma racji. Że Pokemony są silne i niezależne — a opiekunów (trenerzy) są im zbędni do szczęścia. Dlatego też zaprasza na specjalne spotkanie najdzielniejszych trenerów z regionu, gdzie zmusza ich do walki ze stworzonymi laboratoryjnie klonami.
Znane trio znów staje do walki z niezwykle silnym Pokemonem
Ash, Misty i Brock — czyli beztroska ekipa znana z pierwszej serii. To właśnie oni są głównymi bohaterami Pokémon: Zemsta Mewtwo – Ewolucja. Miło zobaczyć znane twarze. Mimo wszystko skłamałbym mówiąc, że to film dla wszystkich. Jeżeli macie już swoje lata na karku i pamiętacie pierwowzór, prawdopodobnie — tak jak i ja — z uśmiechem dotrwacie do napisów końcowych. Próżno w tamtejszym przesłaniu szukać rozmachu w animacji i subtelności jeżeli chodzi o kreacje bohaterów czy morał, znanych chociażby z pixarowskich produkcji. Nie brakuje jednak uwielbianych Pokemonów i kilku efektownych scen, które — przyznaję — nawet u mnie wywołały efekt "wow". Oklaski należą się także polskiej wersji językowej — dubbing wypadł świetnie, podobnie zresztą jak i spolszczone piosenki. Nie spodziewałem się, że pod względem udźwiękowienia będzie aż tak dobrze!
Podróż do przeszłości warta półtorej godziny popołudnia
Nie ma się co czarować: Pokémon: Zemsta Mewtwo – Ewolucja to nie jest film wybitny. Z mojej perspektywy to produkcja grająca na nostalgii, urocza i przywołująca wspomnienia z dzieciństwa. Starzy wyjadacze prawdopodobnie podejdą do niej tak samo jak ja — i nie będą mieć poczucia straconych 90 minut. Młodsi widzowie, ci którzy dopiero zapoznają się z Pokemonami, także nie będą mieć powodów do narzekań. To naprawdę solidnie przygotowany film, który ogląda się z przyjemnością. Zew przygody, efekciarskie sceny walk i ulubieni bohaterowie: czego tu nie lubić?!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu