Na co dzień wyznaję zasadę że jak wciągnąć się w gry mobilne, to tylko te premium. Bez mikropłatności, bez gatchy i innych elementów skutecznego wyciągania pieniędzy. Patrząc jednak jak cała Japonia zagrywa się w Pokemon Go (i mam tu na myśli ludzi w każdym wieku, nawet liczącą sobie więcej niż mniej babcię, która w metrze grała na dwa telefony ;), skusiłem się na instalację gry. Zalogowałem się na swoje konto którego nie ruszałem od dawna iiii… Przepadłem.
Jeżeli (tak jak większość) pamiętacie Pokemon Go jako tytuł z ciągłymi problemami i brakiem opcji, to spieszę poinformować że to już dawno nieaktualne. Ekipa pracująca nad grą przez te trzy lata stałe serwowała aktualizacje, które uczyniły ją zupełnie inną grą niż była na początku. Dodanie walk to dopiero początek: raidy, kolejne generacje stworków, dziesiątki nowych opcji i regularnie organizowane eventy to rzecz która nie pozwala się oderwać od ekranu. A gdy dodamy do tego wszystkie sekcje z przyjaciółmi (wymiana prezentów, wyzywanie na pojedynki) i dbanie o poziom przyjaźni z naszym Pokemonem nagle okazuje się, że nawet nie wiadomo kiedy mijają kolejne minuty, a my wciąż jesteśmy wpatrzeni w ekran smartfona. Mam tylko pewne obawy czy teraz, po powrocie z urlopu, ta zabawa będzie równie przyjemna. Bo co do tego że nie ma lepszego miejsca na zauroczenie się Pokemon Go niż Japonia — nie mam żadnych wątpliwości.
Tam, jak wspominałem, grają mali i duzi. A wcale nie trzeba zaglądać do nerdowskiej Akihabary, by trafić na dziesiątki Poke Stopów z lure’ami i śmiałkami gotowymi dołączyć do nas w walce z silnymi przeciwnikami. Większość z nich to zaprawieni w bojach gracze, którzy mają w swojej ekipie naprawdę silne stworki, a czterdziesty poziom to tamtejszy standard. Na każdym kroku można zgarnąć nie tylko dziesiątki Pokemonów, ale też zdobywanie przedmiotów których używa się na co dzień nie stanowi żadnego wyzwania. Bo właściwie gdziekolwiek jesteśmy czekają na nas pakiety Poke Stopów, w kwadrans można więc zgarnąć nie tylko dziesiątki Poke Ballów (i tych lepszych również), ale też tych pozwalających uleczyć Pokemona, oferujących łatwiejsze złapanie stworka czy serwujących dodatkowe boosty.
Niby wszędzie gdzie pojawiają się wielkie marki, sukces jest murowany. Cóż, nie zgadzam się — czego najlepszym przykładem są tworzone na podstawie uwielbianych filmów i gier tytuły (nawet, de facto, ogarniany przez tę samą ekipę produkt osadzony w świecie Harry’ego Pottera nie ma specjalnego szczęścia). Pokemon Go to, poza kultową marką w tle i bardzo trudnym startem, ogromny projekt który jest stale rozwijany. Jego twórcy nie miotają się jak dzieci we mgle, wręcz przeciwnie. Mają wizję produktu do którego dążą, słuchają społeczności, a efekt jaki jest — widać gołym okiem. To działa. I choć szaleństwo które rozegrało się przy okazji premiery Pokemon Go minęło bezpowrotnie, to sam produkt ma się świetnie. Każdego roku generuje coraz więcej zysków, a jak pokazały mi ostatnie dni — nie trzeba zostawiać tam kilkudziesięciu złotych miesięcznie by się dobrze bawić. No, przynajmniej nie trzeba było w Japonii. Zobaczymy jak sprawy mają się lokalnie ;-)
Więcej z kategorii Pokemon Go:
- Twórcy Pokemon GO nauczyli się zarabiać, ale wciąż nie umieją zorganizować wydarzenia w grze
- Moc nowości w Pokemon GO: startuje region Kalos, a trenerzy mogą wbić 50 poziom!
- Pokemon Go Fest 2020: twórcy (nareszcie) nauczyli się robić eventy!
- Bardziej imponującego "stanowiska gracza" długo nie zobaczę
- Mimo obecnej sytuacji, zanotowano 20% wzrost aktywności w Pokemon GO! - rozmawiamy z szefową marketingu Niantic