Patronat medialny

"Po napisaniu tej książki nie odebrałbym tajemniczej przesyłki" - Remigiusz Mróz o książce "Hashtag"

Konrad Kozłowski
"Po napisaniu tej książki nie odebrałbym tajemniczej przesyłki" - Remigiusz Mróz o książce "Hashtag"
13

Na wirtualne i fizyczne półki księgarni trafiła nowa książka Remigiusza Mroza pt. "Hashtag". Jak się okazuje, część pomysłu na książkę tkwiła w głowie autora od kilku lat, ale to SMS od firmy kurierskiej odegrał najważniejszą rolę - zdradził nam w rozmowie. W wywiadzie dopytuję także o postępy w pracach nad serialami opartymi o książki Remigiusza Mroza.

Nowa książka Remigiusza Mroza pt. "Hashtag", której patronuje AntyWeb

Twoja paczka już na Ciebie czeka!” – brzmiała wiadomość, która wydawała się zwykłą pomyłką. Tesa nie spodziewała się żadnej przesyłki, niczego nie zamawiała w sieci – a nawet gdyby to zrobiła, z pewnością nie wybrałaby dostawy do paczkomatu. Jeśli nie musiała, nie wychodziła z domu.

Postanowiła jednak sprawdzić tajemniczą przesyłkę – i okazało się to największym błędem, jaki kiedykolwiek popełniła. Wpadła bowiem w spiralę zdarzeń, która miała zupełnie odmienić jej życie…

Gdy Tesa na nowo odkrywa swoją przeszłość, przez media społecznościowe przetacza się nowy trend. Kolejni internauci zamieszczają wpisy z hashtagiem #apsyda. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że osoby te od lat uznawane były za zaginione…

Rozmowa z autorem o nowej książce, serialach, Twitterze i jego stosunku do technologii

- Dosyć ogólnie, ale muszę o to spytać - czemu hashtag? Czy wpadł Pan na pomysł na książkę podczas przeglądania Twittera lub innego serwisu społecznościowego? A może było to jakieś zdarzenie, do którego ktoś podlinkował? Nie wiem, strzelam :)

- Wszystko przez esemesa od firmy kurierskiej – czasem tyle wystarczy, żeby w głowie zrodził się jakiś pomysł. W tym wypadku było to powiadomienie, że czeka na mnie przesyłka w paczkomacie, mimo że niczego nie zamawiałem. Wszystko inne się zgadzało, więc nie wyglądało na to, by ktoś wpisał błędny numer telefonu. Ostatecznie okazało się, że pomyłka wynikła z prozaicznego powodu, ale to kazało mi zastanowić się nad innymi, hipotetycznymi możliwościami, dla których ktoś miałby wysłać mi taką niespodziewaną paczkę…

Sam pomysł na tweety pochodzące od zaginionych osób zakiełkował jednak dużo wcześniej, w 2014 roku. Zacząłem wtedy pisać zupełnie inną wersję tej historii, ale szybko zrezygnowałem, biorąc coś innego na warsztat. Do projektu wróciłem rok później, usunąłem wszystko, co do tamtej pory napisałem i zacząłem od zera, tworząc odmienną fabułę. Ostatecznie Hashtag różni się od swoich poprzedników wszystkim, oprócz samych tweetów. Było coś wyjątkowo intrygującego w tym, że wysyłają je osoby uznane za zaginione. A ja chciałem sprawdzić, dlaczego tak się dzieje.

- Twitter nie ma tak rozbudowanej bazy użytkowników w Polsce jak chociażby w krajach anglojęzycznych. Popularność tego medium nad Wisłą jest raczej dość skromna - czy to był jeden z powodów zainteresowania się taką tematyką?

- Nie, bo to historia decyduje, jakim torem się toczy. Nigdy nie planuję na chłodno, że lepiej zająć się tym czy innym, dzieje się to właściwie samoistnie. W pewnym sensie jestem wprawdzie dróżnikiem, ale jeśli nagle skieruję opowieść na inny tor, pojawi się niebezpieczeństwo, że zderzy się z czymś lub wykolei. W Polsce rzeczywiście roztropniej byłoby sięgnąć po Facebooka czy Instagram, bo Twitter działa prężnie przede wszystkim w sferze polityki, ale ta historia zawsze związana była dla mnie z tym ostatnim. Dlaczego? Trudno powiedzieć, tak samo jak niełatwo zidentyfikować ten jeden moment, w którym otrzymanie esemesa od firmy kurierskiej zamieniło się w zalążek całej fabuły Hashtagu.

- Nie obawiał się Pan, że taki tytuł - niewiele mówiący sporej części czytelników - nie zainteresuje nawet wiernych czytelników?

- Tkwił w mojej głowie od kilku lat, więc nie miałem dużego wyboru – przez ten czas zdążyłem się do niego przyzwyczaić i nie wyobrażałem sobie, by książkę zatytułować inaczej. Ryzyko zawsze istnieje, szczególnie przy tytułach związanych z terminologią prawniczą czy górską, ale koniec końców pisarska intuicja zazwyczaj podsuwa dobre rozwiązania. Wydaje mi się, że jeszcze parę lat temu wydawcy obawiali się trochę obcych tytułów, ale jesteśmy już chyba na takim etapie, że gdyby dziś „Die Hard” wchodził na ekrany kin, zostalibyśmy przy oryginale…

- Po raz pierwszy porusza Pan tak naprawdę sprawy związane silniej z nowymi technologiami - czy w takim świecie porusza się Panu łatwiej? A może trudniej i przez to frajda z pisania była większa?

- Nowe technologie przewijały się jako wątki poboczne dość często. Kilkakrotnie pojawiały się sprawy związane z deep webem, onion routerami i IRC-em, a jeden z tomów politycznej serii jest osnuty wokół społecznościowych algorytmów profilujących Michała Kosińskiego. W przypadku Hashtagu sama technologia nie jest tak istotna, jak jej konsekwencje – to przede wszystkim thriller psychologiczny, w którym tak naprawdę do końca nie wiadomo, co jest psychozą, a co rzeczywistością.

- Czy Pan osobiście odebrałby tajemniczą przesyłkę, jaką otrzymała Tesa?

- Po napisaniu tej książki? Stanowczo nie (śmiech). Cała ta sprawa wynikła z tego, że ktoś, kto wcześniej zamawiał na mój adres inną przesyłkę, nie zmienił wcześniej wprowadzonego w formularzu numeru telefonu. Zamówił coś dla siebie, ale powiadomienie przyszło do mnie. Równie dobrze mógł to jednak być przecież zalążek tego, co w książce przeżyła Tesa…

-  Jaki jest Pański stosunek do wirtualnego świata, który jest jednocześnie tak nam bliski, a potrafi nas tak od niektórych oddalić?

- Pozytywny, choć odnoszę wrażenie, że zamykamy się coraz bardziej w naszych bańkach informacyjnych. Portalom społecznościowym opłaca się to robić, my dzięki temu czujemy się bardziej komfortowo, a więc wydaje się, że ten trend będzie się umacniał. I to chyba jest największe niebezpieczeństwo, bo z zanurzania się coraz głębiej w ideologicznej sferze komfortu nic dobrego nigdy nie wynikło.

- To już czwarta Pańska książka w tym roku - mamy lipiec, dokładnie połowę. Czy to oznacza, że następne miesiące będą równie angażujące?

- Istnieje takie ryzyko (śmiech).

- Nie mógłbym nie zapytać o plany przełożenia książek na scenariusze - na jakim etapie są prace i kiedy możemy spodziewać się pierwszych efektów?

- Powiedziałbym, że ekranizacyjna ciąża jest najbardziej zaawansowana w przypadku Chyłki – i że jest to już ósmy miesiąc. Czytałem scenariusze wszystkich odcinków i właściwie nie mógłbym wymarzyć sobie lepszych – materiał różni się od tego książce, nie jest więc kalką tego, co już znamy, ale jednocześnie co rusz autorzy puszczają oko do osób, które czytały książkę. Jeśli chodzi o przeniesienie na ekran Forsta i „W kręgach władzy”, to doszło już do poczęcia, test ciążowy wypadł pozytywnie, ale do rozwiązania jeszcze trochę czasu.

- Czy perspektywa przekucia książki na serial wpływa na Pańską działalność? Czy podczas pisania "Hashtaga" pomyślał Pan sobie: "to byłby całkiem niezły serial”?

- Wpływa w tym sensie, że Hashtag pisałem z założeniem, że tę historię wyłączam z katalogu książek do ekranizacji. Po pierwsze ze względu na to, że w tej chwili jest dość dużo projektów w realizacji, a po drugie dlatego, że moim zdaniem to fabuła, którą można przedstawić jedynie w formie powieści. Ale jeśli kiedyś znajdzie się ktoś, kto będzie miał ciekawy pomysł na przekucie tego w scenariusz i filmowe zagospodarowanie końcowego twista… czemu nie? Generalnie w trakcie pisania o tym nie myślę, choć na pewno rozmowy z producentami wpływają na to, jak sam patrzę na pewne rzeczy. Ostatecznie jednak ekranizacje i książki to dwa oddzielne światy – co mam nadzieję będzie dość dobrze widać w nadchodzących produkcjach. Idą one w trochę innym kierunku, choć jednocześnie pozostają na głównym fabularnym torze, który wyznaczyła sama opowieść. Wszak to ona jest panem i władcą – zarówno dla mnie, jak i dla producentów.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu