Nowy serial HBO "Pingwin" to produkcja nie tylko dla fanów "Batmana". To dobra propozycja dla każdego, kto lubi naprawdę dobre seriale.
Seriale z uniwersum "Batmana" oraz innych komiksów DC nie są niczym zaskakującym - przez lata dostawaliśmy mnóstwo produkcji, które w lepszy lub gorszy sposób zabierały nas do tego świata. "Pingwin" jest jednak pewnym fenomenem, ponieważ wywodzi się z filmu, któy miał być całkowicie oddzielnym projektem, a oprócz tego to serial, który stawia nie tylko w głównej mierze, ale całkowicie na tytułową postać, nie wciągając w fabułę Człowieka Nietoperza.
Odpowiedź na pytanie, czy Robert Pattinson - lub ktokolwiek inny - sportretuje Batmana w seriali "Pingwin" znaliśmy już dawno: nie dojdzie do tego i po seansie kilku odcinków nowej produkcji HBO wiem dlaczego. Tutaj po prostu nie ma miejsca i czasu na wprowadzanie go nawet na chwilę, ponieważ całość powstała z myślą o opowiadaniu historii Oswalda Copplebota, a także kilku postaci drugoplanowych. Wśród nich jest córka znanego mafioza Sofia Falcone, ale także Salvatore Maroni oraz Alberto Falcone. Dla każdego z tych bohaterów rozpisano dobrze wyważone wątki, które ciekawią, wciągają i powodują, że z zainteresowaniem śledzimy ich losy. Nic jednak nie może równać się z tym, jak potraktowano "Pingwina".
Pingwin - recenzja serialu HBO
Serial poświęcony jednemu z najbardziej znanych przeciwników Batmana to niemalże studium tej postaci. Produkcja nie wykłada kawy na ławę, ale krok po kroku tłumaczy, przedstawia i obrazuje motywacje Copplebota, a także jego pragnienia. To nie jest jeden z tych czarnych charakterów, który sięga po władzę, pieniądze lub strach konkurencji dla samej sztuki - wszystko wynika z czegoś, jest to dobrze wyjaśnione, a w centrum tak skrupulatnie i udanie rozpisanej fabuły znajduje się Colin Farrell. Aktor wspominał, jak wiele wysiłku kosztuje go granie Pingwina, dlatego niektórzy zaczęli wątpić, że gwiazda wróci do tej roli, ale chyba trudno będzie mu z tego zrezygnować, ponieważ jest to jedna z najciekawszych i najlepszych jego kreacji w ostatnich latach.
Nie tylko charakteryzacja, ale jego maniery, zachowanie czy gestykulacja powodują, że niemożliwe jest rozpoznanie aktora po czymkolwiek - Farrellowi udało się nie tylko powtórzyć występ z "Batmana", ale prawdopodobnie wykorzystał wielkobudżetową produkcję jako trampolinę do tego projektu. Kilka rzeczy udało mu się poprawić, rozbudować i rozwinąć, dzięki czemu Pingwin jest czymś więcej, kimś więcej, niż tylko złol z komiksów. Po części zaczynamy go rozumieć, ba, nawet trzymamy coraz częściej za niego kciuki chcąc, by udało mu się osiągnąć część swoich celów. Bywa brutalny, dosadny i bezwzględny, ale też niezdecydowany, zagubiony i rozdrażniony, co buduje go jako… człowieka, mimo że mało kto go tak przecież postrzega.
Mogliście już usłyszeć, że serial "Pingwin" przypomina "Rodzinę Soprano" i rzeczywiście podobieństwa są zauważalne, ale tylko dlatego, że twórcom udało się sięgnąć po te lepsze cechy hitu HBO. Śledzenie rozwoju fabuły oraz rozwoju postaci daje niesamowitą satysfakcję, a nie mówimy przecież o typowym kinie akcji, gdzie każdy odcinek będzie pełen eksplozji, pościgów, strzelanin i mordobicia. Wręcz przeciwnie - utarczki słowne, wymiana spojrzeń i przebiegłe działania dają więcej frajdy, niż puste blockbustery. Nie byłem początkowo przekonany do występu Cristin Milioti jako Sofia Falcone, ale aktorka udowodniła, że drzemie w niej coś znacznie więcej, niż delikatność i subtelność, które można znać z innych produkcji Tu pokazuje się z innej, nieznanej pewnie większości osób strony, a serial na tym zyskuje, bo jesteśmy realnie zaskoczeni. jej decyzjami i działaniami.
Spin-off Batmana bez Batmana? To nie problem
Ogromny wpływ na odbiór serialu ma oprawa wizualna, która sprawia, że powrót do mrocznego i brudnego Gotham jest za każdym razem dziwnie przyjemne. Na czas odcinka zatapiamy się w tym świecie, który bazuje co prawda na stylistyce i scenografiach z filmu, ale oferuje znacznie, znacznie więcej, niż "Batman" Matta Reevesa. Zaglądamy tam, gdzie ani poprzedni, ani nadchodzący film zapewne nie miałyby czasu zajrzeć, a to sprawia, że można mieć poczucie, iż odwiedzamy tajne zakamarki świata, który jest przed nami chowany. W gigantycznym stopniu wpływa to na atmosferę serialu, bo całość wręcz ocieka klimatem. Problemy? Fabuła nie trzyma ogromnych asów w rękawie, nie napotykamy regularnie na zwroty akcji i niespodzianki, a całość jest dość powolna i sporej części widowni może zabraknąć cierpliwości. W moim odczuciu jest to jednak pewna zaleta "Pingwina", bo twórcy nie spieszą się z opowiadaniem historii, lecz dają nam czas na poznanie bohaterów i chłonięcie każdej sceny, które ewidentnie były z niezwykłym namaszczeniem planowane i kręcone.
"Pingwin" nie odkrywa koła na nowo, serwuje zbiór sprawdzonych i działających rozwiązań oraz wytrychów, dzięki czemu ogląda się go tak dobrze - całość została niezwykle sprawnie połączona i wyważona. Klimat Gotham i postaci wylewa się z ekranu, ale nie wiem, czy większość widzów będzie chciała binge’ować “Pingwina”. Czasem jeden odcinek będzie zupełnie wystarczający. O, to kolejna cecha wspólna z emitowaną co tydzień “Rodziną Soprano”, najwyraźniej nie da się od tego uciec.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu