Filmy

Poszedłem do kina na dobry kryminał i... omijajcie to szerokim łukiem!

Maciej Sikorski
Poszedłem do kina na dobry kryminał i... omijajcie to szerokim łukiem!
Reklama

Jak z dobrej książki zrobić kiepski film? Przykładów jest po prostu masa, może się nimi pochwalić każda nacja i każde pokolenie. Czasem fani literackiego pierwowzoru płaczą w kinach, bo ktoś "zniszczył" ich wyobrażony świat, podniósł rękę na ulubionych bohaterów, dokonał aktu obrazoburczego. Tak jest obecnie z miłośnikami twórczości Jo Nesbø. Filmowcy wzięli się za przenoszenie na ekran postaci stworzonych przez skandynawskiego mistrza kryminału i...polegli na całej linii. Tego obrazu nie da się obronić.

Pierwszy śnieg (The Snowman) to ponoć jedna z najlepszych części literackiej serii liczącej już ponad dziesięć tytułów. Głównym bohaterem jest Harry Hole, policjant, a przy tym pijak i awanturnik. Postać, jakie widziały już i strony książek i filmowe taśmy. Ale Jo Nesbø podobno nie poszedł w powielanie starych historii, stworzył pełnokrwistego stróża prawa z problemami i osadził go w świetnie nakreślonym świecie. Od fanów kryminałów niejednokrotnie słyszałem, że tej serii zdecydowanie warto poświęcić czas, że norweski autor potrafi czarować piórem. Tym gorzej dla filmu...

Reklama

Mogłoby się wydawać, że ten projekt był skazany na sukces: dobra książka jako podstawa, intrygujący bohater, ceniony reżyser (Tomas Alfredson), Martin Scorsese jako producent, świetne, klimatyczne lokalizacje i przede wszystkim grupa dobrych aktorów: Michael Fassbender, Charlotte Gainsbourg czy J.K. Simmons to doświadczeni i nagradzani fachowcy w swoim rzemiośle. Czego można chcieć więcej? Widz dość szybko dochodzi do wniosku, że... scenariusza. Z tym ewidentnie był problem, ale okazuje się, że dostrzegł to także reżyser. Niedawno tłumaczył dlaczego do kin trafił słaby film i wskazywał na pośpiech, skrócenie czasu zdjęciowego. Ponoć nie nakręcono wszystkiego, co zaplanowano, a przy montażu okazało się, że dziury są zbyt duże. Porównał to do układanki, w której brakuje puzzli.

Kto zawinił? Jedni wskażą na reżysera, drudzy na producentów, ktoś inny i tak będzie miał żal do scenarzystów. To jednak nie robi większej różnicy, bo czasu nie cofniemy. Przy okazji warto jednak podkreślić, że kolejny raz widzimy, jak kończy się próba skondensowania rozbudowanej historii w filmie. Niedawno krytykowałem tytuł Mroczna wieża za ten sam grzech. Skoro powstało jedenaście książek, a Pierwszy śnieg jest siódmą częścią, to może warto zacząć od początku, by potem zachować logikę? I najlepiej rozpisać to na serial. Nie zdziwiłbym się, jeśli każdy sezon mógłby bazować na jednym tytule. Zabawa na lata dla twórców i fanów, przy dobrej realizacji także solidny zastrzyk gotówki. Tymczasem...

Tymczasem widz ma wrażenie, że wpada w środek jakiejś historii, która z każdą minutą robi się coraz dziwniejsza. Harry Hole to wybitny policjant? Z filmu to nie wynika - tam sprawia wrażenie idioty. Ten zarzut można zresztą odnieść do całej norweskiej policji. Jest alkoholikiem? Cóż, Fassbender marnie wypadł w tej roli: nie wystarczy raz zasnąć na ławce czy ulicy, by przekonać wszystkich, że ma się problem. Jeszcze lepsze jest to, że ów problem nagle znika. Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Oszczędzając szczegółów tym, którzy na fil jednak się wybiorą, napiszę, że zakończenie to także magiczna różdżka i coś na kształt Deus ex machina. Scena pojedynku policjanta z seryjnym mordercą po prostu bawi.

Problem jest z papierowymi postaciami, z intrygą, która staje się oczywista po 30 minutach (na końcu nie mogłem uwierzyć w to, że osoba najbardziej pasująca do zbrodni faktycznie je popłeniała), wątkami, które albo nie są dostatecznie rozwinięte albo okazują się zbędne. Przy tym trzeba podkreślić, że trailer obfituje w sceny, których... nie znajdziecie w filmie. Szacunek do tego obrazu topnieje niczym bałwan wystawiony latem na afrykańskiej pustyni. Pozytywne wrażenie robią zdjęcia, zwłaszcza te prezentujące norweską przyrodę zimą. Ale i w nich zabrakło mroku, a prawda jest taka, że krajobrazy z Północy mogę podziwiać na YouTube bez wycieczki do kina.

Po zakończonym seansie usłyszałem od Partnerki, że byłaby w stanie to zaakceptować, gdybyśmy mówili o kryminale klasy B emitowanym w czwartkowy wieczór na kanale telewizyjnym o niskiej oglądalności. Sęk w tym, że wybraliśmy się na tytuł, który miał być hitem i początkiem solidnej serii. Chyba nie będzie. Jeśli chcecie zobaczyć dobry film w kinie, polecam obraz Twój Vincent - nawet ta animacja bardziej trzyma w napięciu...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama