Polska

Pierwszeństwo pieszego na przejściu? Proszę, nie róbcie tego

Jakub Szczęsny
Pierwszeństwo pieszego na przejściu? Proszę, nie róbcie tego

Jak bumerang powraca do nas temat pierwszeństwa pieszych na przejściach. Według aktualnych zapisów w literze prawa, ten użytkownik drogi ma pierwszeństwo w wyznaczonym miejscu, kiedy już na nim się znajduje (z pominięciem wysepki dla pieszych). Posłowie zamierzają przyjrzeć się tej zasadzie z zamiarem rozszerzenia praw niezmechanizowanych użytkowników drogi.

Jak podaje serwis BRD24.pl, poseł Jerzy Polaczek, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Infrastruktury wyraził zamiar parlamentarzystów co do zmian w pierwszeństwie pieszych na drodze. Jest to powrót do obietnic Sejmu poprzedniej kadencji, który również wyrażał zainteresowanie tą kwestią. Zarówno dzisiejsza partia rządząca, jak i poprzedni obóz uważają, że pieszy powinien mieć pierwszeństwo jeszcze przed wkroczeniem bezpośrednio na pasy. Z punktu widzenia pieszego to jak najbardziej dobra wiadomość. W beczce miodu znajduje się jednak łyżka dziegciu.

O ile sam pomysł na ustanowienie pierwszeństwa przed pasami jest dobry, to nietrudno mi jest wyobrazić sobie jego negatywne skutki

Nie oszukujmy się - kierowcy mają daleko w poważaniu pieszych. Wyraża się to wprost w stylu jazdy szczególnie w miastach, który objawia się kompletną niechęcią przepuszczania pieszych na przejściach nawet w trakcie silnego deszczu "bo mnie się spieszy!", a także w niezwykle niebezpiecznym wyprzedzaniu w takich miejscach. W efekcie tego, piesi albo muszą grzecznie czekać kilka minut, aż ktokolwiek ich przepuści, albo po prostu boją się nawet wtedy, gdy ktoś zdobędzie się na gest dobrej woli i przed zebrą się zatrzyma. Z sąsiedniego pasa może nadjechać bowiem pojazd, którego kierowca nie rozumie zakazu wyprzedzania na przejściach.

Czy wprowadzenie zasady, wedle której pieszy miałby mieć pierwszeństwo jeszcze przed wkroczeniem na pasy miałoby jakieś jednoznacznie dobre skutki? W przypadku kolizji pieszych z samochodami na pasach wyjaśniałoby to pewne kwestie sporne - to na pewno. Wszystko fajnie, ale pieszy nie jest chroniony przez blaszaną puchę, jaką jest auto. Jeżeli w ogóle dożyje wyjaśnienia sprawy przez policję lub sąd, to będzie mieć całkiem sporo szczęścia. Co roku w Polsce ginie nawet 1000 pieszych - to bardzo, bardzo dużo.

Ale piesi nie są lepsi. I mówię to jako pieszy i kierowca

Po pierwsze - piesi uwielbiają ładować się pod koła samochodów - i to znienacka. Codziennie poruszam się po mieście autem i raz na jakiś czas zauważam mocno nieuważnych niezmotoryzowanych uczestników ruchu, którzy prawdopodobnie są mylnie przeświadczeni o swojej nieśmiertelności. Wgapieni w telefony, ze słuchawkami na uszach zapomnieli o tym, czego uczono ich już w przedszkolu i nie rozglądają się przed wejściem na pasy. Co więcej, nierzadko zatrzymują się przed przejściem tylko po to, by "sprawdzić coś w telefonie" (nie wyrażają chęci wkroczenia na pasy) i po chwili... wskakują na nie tak, jakby nigdy nic. Dobre hamulce i szybki czas reakcji to podstawa w takich sytuacji.

Obawiam się, że wprowadzenie takiego przepisu spowodowałoby, że "nieśmiertelni piesi" jeszcze bardziej mieliby w poważaniu to, że ich nie chroni kupa blachy i absurdalnie - w sytuacji jeszcze mniejszej refleksyjności wkraczaliby na pasy. Bo "mają pierwszeństwo". W sytuacjach, kiedy stawka dotyczy życia i zdrowia ludzkiego, pierwszeństwo ma ten, kto mniej ucierpi w ewentualnym wypadku. Samochód jadący nawet 30 km/h może wyrządzić poważną krzywdę. Ba, można umrzeć nawet od upadku z łóżka.

Najpierw wypracujmy dobre nawyki - zarówno wśród kierowców, jak i pieszych

Patrol policji w niebezpiecznym miejscu, gdzie znajduje się przejście dla pieszych powinien sprawdzać, czy nawyki jednych i drugich są odpowiednie. Największe grzechy kierowców? Wyprzedzanie na przejściach, bardzo wysoka prędkość i ślepota na znajdujących się w pobliżu pieszych. A u pieszych? Przechodzenie przez nie ze smartfonami w ręku, bez weryfikacji, czy rzeczywiście można przekroczyć krawężnik i wejść na jezdnię. Hej, hej - policjanci nie są tylko od wystawiania mandatów, operowania alkomatami oraz wyjeżdżania paliwa w Alfach i Kiach. Niech sprawdzają, analizują i przede wszystkim edukują kierowców. To oni stanowią z prawnego punktu widzenia autorytet w kwestii przepisów ruchu drogowego - ich obecność z reguły wystarczy do tego, by zmotoryzowani nagle przypomnieli sobie, że istnieją pewne kluczowe zasady dotyczące bezpieczeństwa w ruchu drogowym.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu