Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl. Jeżeli masz startup, wymyślasz nowy produkt i chcesz nim zrewolucjonizować rynek, nie pope...
Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl.
Jeżeli masz startup, wymyślasz nowy produkt i chcesz nim zrewolucjonizować rynek, nie popełnij błędu zbyt dużej innowacyjności. Nawet jeśli masz rację, ale wyjdziesz z pomysłem za wcześnie, prawdopodobnie padniesz zanim zdołasz rozkręcić biznes. Powody są proste.
Startupowcy robią zwykle dwa błędy. Pierwszy to skupienie się na produkcie zamiast na marketingu, a drugi to przekonanie iż trzeba koniecznie zrobić coś nowego, czego jeszcze nie ma. Załóżmy że ten etap masz już za sobą. Wpadłeś za to na innowacyjne połączenie już istniejących technologii i chcesz wejść z produktem, który będzie logicznym następnym krokiem, otworzy nowe możliwości, klienci będą zachwyceni.
Wszystko się zgadza, byle nie za wcześnie. Każdą nowość, nawet jeśli jest to zmiana odcienia w logo albo koloru nakrętki w butelce, rynek musi zaakceptować, czyli przyzwyczaić się i nauczyć korzystać. Rynek czyli wystarczająco duża liczba ludzi, która zapewni przychody na pokrycie kosztów i pozwoli zacząć zarabiać. Zjawisko oporu materii przed nowością jest znane od 1962 roku pod nazwą Dyfuzji innowacji.
Nie polecam polskojęzycznej literatury na jej temat, bo już choćby tłumaczenie w Wikipedii odebrało tej pięknej i lekkiej idei całą grację, a zamknęło ją za kratami hermetycznego żargonu.
Na obrazku wygląda za to wystarczająco przejrzyście:
Czytelnicy Antywebu z pewnością mieszczą się w 16 proc. osób po lewej stronie rozkładu, które są pierwsze aby wypróbować wszelkie nowości, a niektórzy nawet biorą aktywny udział w ich tworzeniu. Ale nasze kręgi nie wystarczą, żeby z pomysłu zrobić biznes. Aby wejść na rynek, trzeba przekroczyć tę granicę i przekonać do produktu co najmniej 20 proc. rynku. Dalej pójdzie samo.
Zadanie nie jest proste, zważywszy ile dużych, bogatych i doświadczonych firm potknęło się właśnie na próbie wprowadzenia nowości. Sztandarowe przykłady to tablet Apple z lat 90. pod nazwą Newton, czy telefon z konsolą nGage wypuszczony przez Nokię w 2003 roku. Sięgnąłem jednak głębiej w historię, bo są przykłady jeszcze ciekawsze i o wiele więcej mówiące.
Aparat fotograficzny służący do nagrywania filmików, które można potem udostępniać innym dostępny był już w 1978 r. pod nazwą Polaroid Polavision. Niestety, nie przeżył nawet roku. Przyniósł duże straty, bo mimo że był na tamte czasy technicznym majstersztykiem, nie zdołał porwać tłumów. Obraz był trochę za słaby, brakowało dźwięku, aparatura była duża, ciężka i droga, a do tego – jak wszystko Polaroida – kompatybilny tylko sam ze sobą. Następstwem projektu były duże straty całej firmy i rezygnacja prezesa. Tymczasem wiele opracowanych wówczas rozwiązań zostało po latach wykorzystane przez inne firmy w amatorskich kamerach.- Elektryczne samochody to dopiero przyszłość, ale jedna z pierwszych prób wprowadzenia na rynek niedużego, ekologicznego i bardzo taniego w eksploatacji pojazdu miała miejsce w 1985 roku. Trzeba dodać, że autorem autka o symbolu C5 był nikt inny jak twórca ZX Spectrum, sir Clive Sinclair. Niestety, nowa firma szybko zniknęła z rynku, choć udało się jej sprzedać aż 13 tys. sztuk pojazdu, któremu było prawdę mówiąc bliżej do motoroweru niż do limuzyny. Jednym z powodów flopa był brytyjski klimat, gdzie po prostu ciągle pada.
- Święcący tryumfy Kinect, który jest praktycznie głównym argumentem za kupnem Xboxa, to technologia opracowana po raz pierwszy przez Segę i wypuszczona na rynek w 1993 r. pod nazwą Activator, jako przystawka do gigantycznie popularnej konsoli MegaDrive. Niestety, wysoka cena i bardzo mało gier obsługujących nowy kontroler sprawiły, że szybko zniknął z rynku. A Microsoft niedawno przekroczył 10 mln szt. sprzedanych Kinectów.
Internet powoli wchodzi na telewizory dzięki Smart TV, lecz do pełnej funkcjonalności i wygody potrzeba jeszcze dużo czasu. Tutaj także pomysł nie jest nowy, a na rynku był nawet uruchomiony w 1996 roku produkt WebTV – przystawka do telewizora pozwalająca przeglądać zasoby internetu. Firma założona przez doświadczonych inżynierów nie weszła na rynek sama, gdyż już od momentu startu podpisała kontrakty z Sony i Philipsem, wypuszczając urządzenie pod ich markami. Wprawdzie WebTV dosyć szybko zyskało kilkaset tysięcy użytkowników, ale nie można go nazwać hitem. Co ciekawe, rząd USA nałożył na urządzenie zakaz eksportu, gdyż uznał iż ma… kluczowe znaczenie militarne. Platforma przeżyła, bo została po dwóch latach kupiona przez Microsoft i na jej podstawie powstał MSN TV. Dzisiaj wiemy, że idea była słuszna, bo telewizja wchodzi na komputery, a internet do telewizorów.- Co powiedzielibyśmy dzisiaj na netbooka, który jest leciutki, zgrabny, ma wielowątkowy procesor, klawiaturę z rysikiem, wymienną pamięć i pracuje 60 godzin na bateriach, a do tego kosztuje około tysiąca dolarów? Zbyt piękne aby było prawdziwe – a jednak w 1989 roku do sprzedaży trafił taki przenośny komputerek pod nazwą MC40, wypuszczony przez firmę Psion. Nie miał oczywiście internetu, ale parametrami nie ustępował wielu laptopom, które w tamtych czasach były wielkie, ciężkie i upiornie drogie. Pełna mobilność, dodatkowe funkcje, wygoda – a jednak nie wystarczyły, aby przebić się na rynku. Do współczesnych czasów przeżył tylko system operacyjny EPOC, na bazie którego powstał Symbian, ale i o nim przestajemy słyszeć. Natomiast netbooki rozumiane jako lekkie komputery pozbawione niepotrzebnych funkcji odegrały swoją wielką rolę w rozwoju technologii mobilnych.
Na koniec, mimo całego sceptycyzmu i dystansu do cukierkowych bajek o garażowych geniuszach życzę, żebyś zapomniał to co właśnie przeczytałeś, i żebyś to właśnie Ty zmienił świat swoim rewolucyjnym pomysłem, który zarazi entuzjazmem miliony. Jest na to tylko jeden sposób: trzeba próbować...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu