Social media i polityka to trudny i patologiczny związek. Dzięki ich zasięgom, a także danym które o nas zbierają, polityczne public relations zmieniło się dziś niemal całkowicie. Działania znane całościowo pod nazwą afery Cambridge Analityca potrafiły doprowadzić do zaskakujących wyników wyborczych, a zasięgi na twitterze i facebooku w odpowiednich rękach mogą stać się przepustką do parlamentu.
Parler - świątynia teorii spiskowych czy szansa na lepsze social media?
Równolegle do walki o zasięgi i dane, toczy się pojedynek o przekaz. Każdy, kto korzysta z social mediów wie, że liczba fake newsów jest dziś wręcz przerażająca, ale metody walki z nimi, także nie budzą zaufania. Próby usuwania czy opatrywania oceną treści publikowanych za ich pośrednictwem stawiają sporo pytań o zakres wolności słowa i cenzury. Nie ma co ukrywać, najważniejsi technologiczni giganci z tej branży mają dziś pozycję quasi-monopolistyczną.
Alternatywa, ale jaka?
Tutaj na scenie pojawia się ciekawy przypadek, założonego jeszcze w 2018 r., serwisu Parler. Od strony czystko technicznej jest to serwis do mikroblogowania, podobny do Twittera. Jednocześnie ma w stosunku do tego ostatniego znacznie podniesiony limit znaków, 1000 zamiast 280, co zapewne w zamierzeniu twórców miało pozwolić też na nawiązanie w jakimś stopniu walki z Facebookiem. Serwis miał być miejscem, gdzie środowisk konserwatywnych, alt-prawicowych nie dosięgną cenzorskie zapędu dwu najważniejszych graczy tego rynku.
Oczywiście co bystrzejsze oczy mogły dopatrzyć się co najmniej podejrzanych sponsorów tego serwisu. Jednym z nich jest na przykład Rebekah Mercer, córka Roberta Mercera, naukowca, miliardera i inwestora. Tak się składa, że to właśnie on był jednym z najważniejszych inwestorów tak „wolnościowej” organizacji, jaką była wspomniana Cambridge Analitica. Wasze dane nie będą „wolnościowo” zabezpieczone, o czym zaraz się przekonacie.
Zasady, papierowe czy realne?
Jeśli wczytać się w zasady, jakimi chwali się na swojej stronie ten serwis, wszystko wygląda w pierwszym momencie znacznie piękniej niż u Facebooka czy Twittera. Podstawą działania jest zapewnienie użytkownikom wolności słowa, niezależnie od poglądów politycznych, religijnych, a zakazane są jedynie działania kryminalne, łamanie praw autorskich oraz spamowanie. Głębsze wczytanie się w regulamin pokazuje, że social media mają swoje prawa i z czegoś żyć muszą, wrzucając cokolwiek na ten serwis warto zapoznać się z tym punktem regulaminu:
„Udzielasz Parler licencji na wszelkie treści zamieszczane przez Ciebie w Serwisie, w tym ogólnoświatowej, niewyłącznej, bezpłatnej licencji (z prawem do udzielania sublicencji) na użytkowanie, kopiowanie, powielanie, przetwarzanie, adaptowanie, modyfikowanie, publikowanie, przekazywanie, wyświetlanie i rozpowszechnianie Twoich treści. Wyrażacie Państwo zgodę na to, że Parler, jego usługodawcy lub partnerzy mogą zamieszczać reklamy w związku z Państwa treściami oraz w inny sposób zarabiać na Państwa treściach bez odszkodowania.”
Co więcej, wolność słowa wolnością słowa, ale punkt 9 umowy użytkownika napisany jest tak, że właściwie bez zmiany umowy pozwala, pod pozorem naruszenia niesprecyzowanych Wytycznych wspólnoty, usuwać co tylko im się spodoba:
"Firma Parler może w każdej chwili i z każdego powodu usunąć wszelkie treści i odmówić dostępu do Usług, o ile ma uzasadnione powody, by sądzić, że: (a) naruszyli Państwo niniejsze Warunki lub Wytyczne wspólnotowe firmy Parler, (b) stwarzają Państwo dla firmy Parler ryzyko lub potencjalne zagrożenie prawne, lub (c) w inny sposób angażują się Państwo w działania niezgodne z prawem - mimo że firma Parler stara się zapewnić swobodę wypowiedzi, która jest zgodna z prawem i nie narusza praw innych osób.”
Spam or not to spam
Samo w sobie takie zastrzeżenie nie dziwi, zapanowanie nad wolnością słowa dzisiejszych internautów jest jak chodzenie po polu minowym. Łatwo zmienić cały serwis w bagno, w którym wszyscy będą się tylko obrażać. Pytanie jednak jak to zostanie wykorzystane jest zasadne, tym bardziej, że serwis wydaje się być jednoznacznie przechylony w stronę alt-rightu i Trumpa.
Już chwilę po rejestracji konta dotarła do mnie wiadomość z konta „Team Trump” namawiająca, żebym „znów budował wielką Amerykę”. Z tego co udało mi się znaleźć w amerykańskich artykułach, jest to standardowa „procedura” serwisu. To każe zastanowić się, czy w zakresie spamowanie nie jest tak, że są równi i równiejsi. Opisany post wszystkie znamiona spamu spełnia.
Równie podejrzanie wyglądają początkowe sugestie kontaktów, które serwis podrzuca jeszcze w czasie procesu rejestracji. Pomimo, że nie pytano mnie żadne kwestie światopoglądowe, wszystkie postaci do zaobserwoania były mocno „trumpowskie”. Oczywiście jest możliwe, że przewaga ludzi o tego typu poglądach jest w tym serwisie tak duża, że algorytmy wybierają tak i bez pomocy administratorów, ale na pewno jest to zjawisko niepokojące.
Jest też niekorzystne dla rozwoju samego serwisu. Jeśli Parler pozostanie tylko rezerwatem ludzi wyrzuconych, bądź czujących się przez działania Facebooka i Twittera oszukanych, nigdy nie będzie w stani nawiązać realnej walki z gigantami.
Parler jako serwis
Jak już wspomniałem, Parler to taki twitter, tylko z możliwością pisania dłuższych tekstów. Podstawowe funkcje wyglądają tak samo, choć nazywają się inaczej. Polubienia to "Votes”, a retweetowanie to „Echo”. Są także ikonki dla zweryfikowanych użytkowników. Z tego co zauważyłem wiadomości na wallu pojawiają się chronologicznie, możemy ustawić tylko wyświetlanie profili śledzonych, wyłączyć udostępniane.
Można też oczywiście komentować, załączać do postów strony, gify czy obrazki. Cały interfejs jest w porównianiu do Twittera znacznie bardziej chaotyczny, a wyszukiwanie treści wydaje się mniej inteligentne niż na twitterze (albo po prostu dobrych jakościowe treści jest procntowo znacznie mniej). Strona www na komputerze ma trochę lagów przy wyświetlaniu np. wyszukiwanych treści, ale jak na tak duży przyrost użytkowników, jaki zanotowano ostatnio, tragedii nie ma. Aplikacja na smartfony jest w miarę prosta i estetyczna. Po prostu działa i niczym specjalnym się, w porównaniu do twittera czy facebooka nie wyróżnia.
Parler w Polsce
Jak na razie serwis jest „wycelowany” w amerykańskiego klienta, w preferencjach można co prawda wybrać język polski, ale jakość automatycznego tłumaczenia jest i komiczna i żenująca. Dość powiedzieć, że część tekstów jest napisana cyrylicą, a większość przetłumaczonych elementów UI ma nazwy niepasujące do tego, za co są odpowiedzialne.
Jeśli chodzi o treści, to na Parler próbował zbudować profil Janusz Korwin Mikke, ale chyba już się zraził. Pomimo że Facebook usunął jego konta, ostatnie posty na Perler (Parlerze?) są z końca października, mają pojedyncze komentarze i około półtora tysiąca wyświetleń na post. Cóż, jeśli działająca dość prężnie i zdyscyplinowanie Konfederacja nie zaatakowała tego serwisu, to nie wróżę mu powodzenia.
Nowy gracz czy rezerwat?
W związku z akcjami cenzorskimi Facebooka i Twittera po wyborach prezydenckich, serwis podwoił w ostatnim czasie liczbę użytkowników, dobijając do 10 milionów. Pomimo tego, nie wróżę mu sukcesów. Już na wstępie jest zbyt mocno zideologizowany, żeby wytrzymał tam ktoś, dla kogo walka polityczna nie jest sensem życia. Niezależnie od tego, czy za promocję profili odpowiada algorytm czy administracja, wszystko jest wybitnie monotematyczne, a po paru wizytach będziecie się bać otworzyć lodówkę w obawie, czy tam też nie zobaczycie Trumpa. Szkoda, nie da się ukryć, że przydałby się poważny konkurent dla obecnych serwisów, lepiej umiejący zbalansować zarządzanie treściami wrzucanymi przez użytkowników.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu