Oppo Reno to bez wątpienia jeden z ciekawszych smartfonów, jakie trafiły na polskie półki sklepowe. Sęk w tym, że to wcale nie oznacza, że będzie miał łatwo podbić nasz rynek.
Oppo Reno - pierwsze wrażenia. Zamiast mocnych parametrów, wyjątkowy design i garść innowacji
Rynek smatfonów, niezależnie czy mówimy o Polsce czy o świecie, znacząco się zmienił na przestrzeni ostatnich 2-3 lat. Chińska ofensywa takich marek, jak Huawei czy Xiaomi sprawiła, że za dobry telefon zapłacimy dziś zdecydowanie mniej pieniędzy. Jednocześnie te najlepsze i najmocniejsze urządzenia stały się absurdalnie wręcz drogie (tę zasługę można chyba przypisać Apple). Jak w tym wszystkim odnajduje się debiutujące dopiero w Polsce w Oppo?
Mimo chińskiego rodowodu Oppo podchodzi do biznesu inaczej. Pierwsze urządzenia, które już od kilku miesięcy możemy kupić w Polsce nie rywalizują ceną. Zamiast tego oferują dodatkowe funkcje i innowacje, których nie uświadczymy w innych modelach. Takie rozwiązania, jak Super VOOC czy fikuśne slidery są niedostępne u konkurencji. Tym samym jednak smartfony Oppo nie należą do najtańszych.
I Oppo Reno nie jest na tym polu żadnym wyjątkiem. Jak już wiemy, cena urządzenia w Polsce to 2199 złotych. W zamian otrzymujemy smartfona z 6,4-calowym ekranem AMOLED Full HD+, Snapdragonem 710, 6 GB RAM-u i 128 GB pamięci wewnętrznej. Na papierze to nie zachwyca, prawda? Ale idźmy dalej. Oppo Reno jest dostępny w dwóch wersjach. Podstawowa posiada podwójny aparat. Główny moduł to 48 Mpix z przysłoną f/1,7, a dodatkowy to 5 Mpix, f/2,4 odpowiedzialny za detekcję głębi oraz rozmywanie tła. I to największa bolączka tego modelu, moim zdaniem, bo zabrakło najważniejszego - 10-krotnego zooma.
I tutaj docieramy do modelu Oppo Reno 10x Zoom, który jest typowym flagowcem (Snapdragon 855, 8 GB RAM, 256 GB pamięci) i posiada trzy aparaty: 48 Mpix z f/1.7 i podwójną stabilizacją optyczną, 8 Mpix (f/2.2) z szerokokątnym obiektywem i 13 Mpix (f/3.0) z peryskopowym teleobiektywem. Mamy tutaj zatem do dyspozycji aż 6-krotne przybliżenie optyczne i 10-krotne hybrydowe. W obu przypadkach Reno 10x Zoom wypada naprawdę nieźle. Efekty są porównywalne z tym, co oferuje Huawei P30 Pro - choć niestety poziomu "Hua", moim zdaniem, nie udało się przeskoczyć.
Oba modele łączy wyjątkowy element - wysuwana z górnej krawędzi kamerka do selfie. To szerokokątny (26 mm) moduł z matrycą 16 Mpix i przysłoną f/2.0. Powinien spełniać swoją rolę w większości scenariuszy. Z tyłu wysuwany moduł ma natomiast diodę LED służącą do doświetlania zdjęć wykonywanych głównym aparatem. Hit czy kit? Opinie będą na pewno podzielone, bo wysuwany moduł (czy też, jak niektórzy określają, "płetwa rekina") wygląda dość dziwnie. Pochwalić jednak należy jego działanie. Możemy go schować wyłączając przedni aparat lub wciskając lekko palcem - mechanizm rozpozna to i aktywuje silniczek. Co ciekawe, moduł ukrywa się też automatycznie w momencie, gdy akcelerometr rozpozna, że smartfon spada. Wystarczy lekko podrzucić w dłoni Oppo Reno, żeby zobaczyć to na własne oczy. Proces wysunięcia/wsunięcia trwa 0,8 sekundy, a całość, jak deklaruje Oppo, ma wytrzymać pięć lat zwykłego użytkowania (przy założeniu, że dziennie będziemy wysuwać aparat 100 razy).
Wysuwany moduł aparatu sprawia, że telefon wygląda wyjątkowo. Brak notcha i niezwykle cienkie ramki wokół ekranu prezentują się zjawiskowo. Ekran stanowi tym samym aż 93,1 proc. powierzchni przedniego panelu. To fantastyczny wynik. Oczywiście nie mogło zabraknąć też czytnika linii papilarnych ulokowanego pod taflą wyświetlacza oraz szybkiego ładowania - nie jest to jednak rewelacyjny Super VOOC, a "zwykły" VOOC 3.0 (20 W). Czego zabrakło? Na pewno wodoszczelności. A przynajmniej nie mamy tutaj żadnych certyfikatów IP - co wcale nie oznacza, że telefony nie są odporne na zachlapania. Niemniej producent tego nie deklaruje wprost.
Z mniej efektownych, ale równie istotnych rzeczy warto na pewno wymienić obecność NFC - w końcu Oppo dostrzega, jak ważny dla zachodnich rynków jest to element. Oba Reno działają pod kontrolą Androida 9.0 z nakładką graficzną ColorOS w wersji 6. I tutaj znowu pojawiają się pytania. Nakładka mocno ingeruje w wygląd i funkcjonalność systemu. Można ją pokochać lub znienawidzić. Jeżeli jednak nie przeszkadzały Wam MIUI czy EMUI, to z ColorOS też się zaprzyjaźnicie.
Oppo Reno (ten standardowy) w cenie 2199 złotych będzie miał bardzo trudno zawalczyć o nasz rynek. Czemu? Odpowiedź jest prosta - Xiaomi Mi 9. Walka na ceny nad Wisłą nabrała rumieńców, a Xiaomi bez wątpienia rozdaje tutaj karty. Na tym tle każdy konkurent wypada niestety przeciętnie.
Albo "stety" bo to oznacza, że producenci muszą się wysilić i zgodzić na niższą marżę, jeżeli chcą wypracować satysfakcjonujące udziały na polskim rynku. Oppo nie jest tutaj wyjątkiem. I choć te wszystkie dodatkowe funkcje i efektowne innowacje robią duże wrażenie, dla końcowego użytkownika może się okazać ważniejsza specyfikacja i cena. Na szczęście nie każdy klient myśli w ten sposób - na pewno wiele osób doceni Oppo Reno, bo jest za co. Pod wieloma względami jest to smartfon wyjątkowy. Szkoda jednak, że na jego mocniejszą wersję z 10-krotnym zoomem musimy jeszcze poczekać. Jedno jest pewne - jeszcze nigdy nie mieliśmy tak dużego wyboru, jeśli chodzi o zakup nowego smartfona.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu