Felietony

Odtwarzacze MP3 już umarły. A szkoda.

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Doskonale pamiętam swój pierwszy odtwarzacz mp3 - Creative MuVo V200 256 MB. Od jego zakupu minęło zaledwie kilka lat, a w tym czasie praktycznie cały...

Doskonale pamiętam swój pierwszy odtwarzacz mp3 - Creative MuVo V200 256 MB. Od jego zakupu minęło zaledwie kilka lat, a w tym czasie praktycznie cały świat zapomniał o tego typu urządzeniach.

Reklama

Trzeci rok studiów. Dzień, w którym mój wysłużony Discman Sony właśnie kończył swoją przygodę z ciągłymi dojazdami na uczelnię. Toruński Komputronik, w portfelu odkładane przez kilka miesięcy pieniądze. Oszczędności czynione na kserówkach i podręcznikach. Złapałem pudełko, portfel stał się lżejszy, a ja pojechałem do wynajętego mieszkanie, które dzieliłem z kolegami. Włożyłem baterię, załadowałem pliki i wpatrywałem się w sprzęt przez dobrych kilkanaście minut. Creative MuVo V200 256 MB, fantastyczne urządzenie.

Dla kogoś, kto wychował się na Walkmanie, by dopiero na studiach przerzucić się na mobilny odtwarzacz CD, tak małe urządzenie umożliwiające odtwarzanie muzyki było czymś niesamowitym. Używałem go kilka lat, nawet kiedy znajomi przesiadali się już na odtwarzanie muzyki z telefonów. Nie było jeszcze usług strumieniujących muzykę. Dla mnie największe znaczenie miało to, że odtwarzacz nie czerpał energii z baterii telefonu. Fakt, w starych telefonach baterie trzymały dłużej niż dziś, jednak perspektywa rozładowanego aparatu nie była zachęcająca. MuVo wystarczało mi w zupełności, choć przyznaję, że pojemnościowo o szale nie można było mówić.


Wysłużonego Creativa zamieniłem na pożyczonego iPoda Touch 60 GB. Nigdy nie zapchałem go plikami do końca, pewnie pogubiłbym się w tak dużej bibliotece i w którymś momencie nie wiedział, czego mam słuchać. W sumie jedynym minusem tego urządzenia była konieczność synchronizacji z iTunes. Przyzwyczajony do prostego przesyłania plików do odtwarzacza (MuVo wystarczyło wypiąć ze stacji dokującej i wpiąć do portu usb - niczym pendriva) nie umiałem przestawić się na aplikację od Apple. Dziś, podobnie jak i wtedy, iTunes na PC jest fatalną aplikacją. Aż któregoś dnia przyszło Spotify i wszystko stanęło na głowie.


Właśnie polska premiera Spotify sprawiła, że z dnia na dzień przerzuciłem się z przenośnych odtwarzaczy na telefon. Nigdy nie ukrywałem, że nie przepadam za cyfrową dystrybucją muzyki, dlatego wszystkie kupione płyty sam rippowałem do mp3 i wrzucałem na swoje odtwarzacze. Dzięki Spotify nie muszę. Nie muszę tez wypalać płyt cd-rw, by słuchać ich w Discmanie. Dostałem też dostęp do muzyki, której pewnie i tak bym nie kupił. Ale nie o samym Spotify miałem pisać. Dostęp do całej masy utworów z poziomu praktycznie każdego telefonu sprawił, że większość moich znajomych porzuciła przenośne odtwarzacze muzyki właśnie z uwagi na usługi oferujące strumieniowanie muzyki. Niezależnie od tego, czy posiadali tańsze, czy droższe sprzęty przeznaczone do mp3.


Reklama

Zwykło się mówić, że jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Na pewno wysokiej klasy odtwarzacze dostarczają lepszy dźwięk niż robią to smartfony, ale w obliczu prostego dostępu do legalnej muzyki, to przestaje mieć znaczenie. Duży pakiet internetowy i niczego nie trzeba wcześniej synchronizować - to przewaga, z którą nie da się wygrać. A piszę o tym dlatego, że dopiero dziś zrozumiałem dość ciekawą rzecz. Technologia rozwija się tak szybko, że łatwo zapomnieć o urządzeniach, które kiedyś darzyło się prawdziwą, szczerą miłością. O tym, że istniały odtwarzacze mp3 przypomniał mi dziś Grzesiek Marczak podczas rejestracji materiału wideo, który niedługo zobaczycie na AntywebTV. Specjalnie dziś, po powrocie do domu, poszukam swojego MuVo i spędzę z nim jeszcze kilka chwil. Tak na pożegnanie, jeśli oczywiście zadziała. I wygrzebię też iPoda Shuffle. Sprezentowałem go kiedyś żonie. Podziękowała, poużywała - a potem powiedziała, że wygodniej słucha się muzyki ze smartfona.

grafika 1, 2, 3, 4

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama