Ponad dekadę temu miałem przyjemność podziwiać grafiki oraz ryciny Francisco Goi. Częścią wystawy był cykl Kaprysy, w którym znaleźć można jedno z naj...
Ponad dekadę temu miałem przyjemność podziwiać grafiki oraz ryciny Francisco Goi. Częścią wystawy był cykl Kaprysy, w którym znaleźć można jedno z najsłynniejszych dzieł hiszpańskiego artysty: Kiedy rozum śpi, budzą się upiory. Wracam do szkolnych lat i piszę o Goi, ponieważ przywołany przed momentem tytuł zadźwięczał mi w głowie, gdy zajrzałem na stronę serwisu vod.tvp.pl – obawiam się, że nie brakuje tam uśpionych rozumów.
W piątkowy wieczór wypadałoby pisać o czymś przyjemnym, pozytywnie nastrajającym na weekend. Dwa dni wypoczynku (wiem, pewnie wielu z Was i tak czeka praca) to czas wykorzystywany często na rozrywkę, nierzadko ludzie decydują się na filmy czy serial i to w większym natężeniu. Niekoniecznie w kinie – może być w domowym zaciszu. Przed tygodniem i ja spędzałem w ten sposób czas wolny i po filmie w trakcie rozmowy z dziewczyną zeszło na polskie seriale. Wioski z dyskusji? Na dobrą sprawę trudno teraz w Polsce o coś naprawdę dobrego. Świat niby ostatnio serialami stoi, a u nas jakoś nie może powstać prawdziwy hit, który sprawiałby, że po każdym odcinku ludzie wyciągaliby portfele rzucali w telewizor i krzyczeli bierzcie całą moją kasę i dawajcie kolejny odcinek. No nie ma. Po prostu.
Jest sporo tasiemców, jest serial o psie policjancie, o księdzu na rowerze (oba chyba nie są polskim pomysłem), są niby jakieś komediowe, ale śmieszne to to nie jest, z kryminalnymi różnie bywa: raz lepiej, raz gorzej – Pitbulla oglądałem dwa razy, ale na jeden lepszy serial o policji przypada pięć słabych albo po prostu koszmarnych. Rozmyślając nad tym problemem wyraziłem głośno klasyczną myśl, że kiedyś było inaczej – stare seriale naprawdę dawały radę. Nie są to obrazy kręcone w latach mojego dzieciństwa, ale to właśnie w dzieciństwie miałem przyjemność (tak, przyjemność) je oglądać. I zakładam, że dzisiaj też robią pozytywne wrażenie.
Przekonuję zatem dziewczynę, że warto zabrać się za lekturę przygód porucznika Borewicza, że trzeba obejrzeć Daleko od szody, Alternatywy 4, Karierę Nikodema Dyzmy, Zmienników i kilka innych tytułów. Dla mnie powtórka z rozrywki, dla niej zazwyczaj coś nowego, bo większości nie widziała. Przyznam, że trochę mnie to zdziwiło – Alternatywy oglądałem w dzieciństwie tyle razy, że z czasem wyręczaliśmy z ojcem aktorów i w niektórych scenach recytowaliśmy pełne dialogi. Mieliśmy przy tym niezły ubaw – nie wiem, jak to możliwe, ale sporo motywów bawiło do łez nawet przy siódmym podejściu. A podejść mogło być siedem, bo telewizja emitowała serial raz na kwartał. No, może raz na dwa kwartały.
Długo namawiać nie musiałem – kiedyś przekonywałem lubą, że Dom to świetny serial i trzeba go zobaczyć, w końcu obejrzała, była pod wrażeniem i tym razem pomysłowi oglądania polskich "staroci" przyklasnęła. Podekscytowany wchodzę zatem na stronę vod.tvp.pl klikam na zakładkę seriale, wybieram Alternatywy 4 (stara miłość nie rdzewieje), moim oczom ukazują się pola z dziewięcioma odcinkami. Na każdym widnieje napis „materiał płatny”. Mówię trudno i klikam na pierwszą ramkę, na którym widnieje Jan Kobuszewski (odcinek 1 – Przydział) i… szczęka mi opada. Zobaczyłem cennik.
Alternatywy 4 mają dziewięć odcinków. Aby obejrzeć cały serial powinienem wykupić od TVP dwa pakiety kodów: pięć kodów w pakiecie, jeden zostanie mi w zapasie na przyszłość. Jeżeli wybiorę takie rozwiązanie, to mój portfel zostanie odchudzony o 40 złotych. Marszczę brwi, ponieważ cena wydaje mi się poważnie przesadzona. Nie jestem typem człowieka, który twierdzi, że wszystko należy mu się za darmo, ale też nie lubię, gdy ktoś próbuje mnie robić w balona. A w tej sytuacji ewidentnie czułem, iż jestem naciągany. Aby potwierdzić swoje przypuszczenia wchodzą na stronę Ceneo i sprawdzam cenę całego wydania serialu. Szybko okazuje się, że w kilku sklepach mogę kupić boks Alternatyw za trzydzieści parę złotych. Z dostawą będzie to plus minus czterdzieści złotych, góra czterdzieści parę. Mogę też kupić w Empiku – niecałe 31 złotych. Odbiorę przy okazji zakupów w supermarkecie kilka ulic dalej (oba lokale na jednej powierzchni sprzedażowej). Rozchodzi się jednak nie tylko o cenę.
Ktoś może spytać: o co właściwie chodzi – przecież na wspomnianym serwisie zapłacisz tyle samo albo trochę więcej/mniej, co w sklepach. Do tego film/serial "przyleci" na komputer, z domu nie trzeba wychodzić, ani czekać. Niby tak, ale jest jeden haczyk: gdy kupię wydanie na płytach DVD, to będzie ono moją własnością także za miesiąc, kwartał, rok, a nawet za dziesięć lat. W roku 2020 włożę płytę do napędu i znowu pośmieję się z tekstów wygłaszanych przez Romana Wilhelmi. Model proponowany przez TVP tego nie zapewnia. Na stronie widnieje taki napis:
Pamiętaj: na aktywację kodu masz 30 dni od momentu zakupu.
Ważność każdej licencji to 24 godziny. Oznacza to, że odtworzony w ramach pakietu/kodu odcinek lub film możesz odtwarzać dowolną ilość razy w ciągu 24 godzin.Reklama
W regulaminie przeczytać można tę samą informację, ale rozbitą na kilka punktów i podlaną całą masą innych ciekawostek. Sprawa jest zatem pewna: zapłacę wspomniane już czterdzieści złotych, obejrzę serial, ale nie wrócę do niego za parę miesięcy – będę musiał zapłacić kolejne cztery dyszki. Właściwie, to jedno odtworzenie mi zostanie, więc na dobrą sprawę za same Alternatywy zapłacę 36 złotych – kod, który pozostał, będę mógł wykorzystać, gdy skuszą mnie inne seriale. A tych przecież nie brakuje: gdybym chciał odświeżyć Daleko od szosy, to serwis zaproponuje mi podobny system opłat. W tym przypadku odcinków jest siedem. Można zatem pokombinować.
Oba seriale mają w sumie 16 odcinków. Jeżeli planuje obejrzeć tylko te dwa tytuły, to mogę wykupić pakiet 15 kodów i dodatkowo jeden kod (najtańsza opcja). Za taką przyjemność zapłacę przelewem (dwoma przelewami) 50 złotych. Opłaca się? Szukam na Ceneo Daleko od szosy i szybko znajduję – pełne wydanie kosztuje około 30 złotych. Załóżmy, że kupię w Empiku, bo i tak jadę po zestaw z serialem alternatywy 4. Łączny koszt imprezy? Około 64 złote. Jest kilkanaście złotych drożej, niż w serwisie. Ale w tym drugim przypadku mam w domu dwa boksy z serialami. Widzę różnicę. Mogę je sprzedać, mogę je komuś sprezentować albo pożyczyć (to kradzież?).
Możliwe, że pojawią się pytania, po co mi taki boks – przecież nigdy więcej z niego nie skorzystam. Raz obejrzę serial, a pudełko z płytami będzie potem zalegać na półce i zbierać kurz. I mam świadomość, że to prawdopodobny scenariusz Jednocześnie jednak nie wykluczam, iż kiedyś będę chciał do serialu wrócić. I jeśli zechcę go obejrzeć legalnie, to przyjdzie mi jeszcze raz zapłacić za tę przyjemność. W kinie też muszę jeszcze raz zapłacić za seans filmu, na który chcę się wybrać ponownie, ale to trochę inna bajka.
Jak już wspominałem, nie domagam się, by kultura była udostępniana za darmo. Chociaż w tym przypadku sprawa jest kontrowersyjna, ponieważ seriale zostały nakręcone za pieniądze publiczne, a TVP będzie niedługo utrzymywane z opłaty audiowizualnej, która uderzy po kieszeni nas wszystkich. Jestem ciekaw, czy po jej wprowadzeniu również będę musiał płacić za możliwość oglądania starych seriali? W tym momencie przypomina mi się mini afera z panem Machulskim, który zażądał usunięcia z YouTube’a "jego" filmów udostępnionych tam bezpłatnie przez Kadr. To jednak temat na osobny wpis.
Wracając do wątku przewodniego: zgodzę się na wniesienie opłaty za oglądany serial, ale jednocześnie mam nadzieję, że będzie ona sensowna, czyli niższa od boksu z płytami. Bo w obecnych warunkach nie dostaję podobnych produktów, choć cena jest ta sama lub zbliżona. Na taki układ z serwisem z pewnością nie pójdę i jeśli chce moje pieniądze, to niech się przebudzi, przepędzi wspomniane upiory i wyciągnie rękę do klienta (nie tylko po jego portfel). Póki co jadę do Empiku.
Źródła grafik: zrzuty ekranów ze stron: vod.tvp.pl oraz ceneo.pl
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu