Felietony

O erze post-PC – fajnie się czyta, wygląda do chrzanu

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

Reklama

Mam dwadzieścia jeden lat. Przez nieco ponad dwie dekady zdążyłem sobie uświadomić, że ludzie wraz z początkiem jednego upatrują końca drugiego. Nie w...

Mam dwadzieścia jeden lat. Przez nieco ponad dwie dekady zdążyłem sobie uświadomić, że ludzie wraz z początkiem jednego upatrują końca drugiego. Nie wiem dlaczego, ale wraz z głębokimi zmianami w czymkolwiek podnoszą się głosy: "to i to się kończy". Kominek kończy się od ... fiu fiu. W każdym razie od dawna. Kończy się także Apple, Microsoft, Windows, Nokia (halo, oni żyją!) i wiele, wiele innych. Czym jest zatem "era post-pc"? Pewnikiem potwierdzonym wnikliwymi badaniami? Prognozą czołowych analityków? A może jedną z największych bzdur powielanych w środowisku nowych technologii?

Reklama

Ach, ten zapomniany blaszak

Blaszaka nie mam zaledwie od dwóch lat. Rozbrat z tak wyglądającym komputerem PC nastąpił nader gwałtownie - pewnego dnia komputer po prostu nie zakręcił wiatrakami, nie zabuczał, nie zapiszczał, nie zrobił nic. Krótkie oględziny pozwoliły mi stwierdzić, iż płyta główna udała się do krainy wiecznych obliczeń, a komputera potrzebowałem na szybko. Pędem oceniłem co jeszcze działa i nadaje się do pracy, sprzedałem i kupiłem laptopa - na raty. W sam raz dla studenta - do pisania, do Internetu i do gier - od święta.

Dla wielu blaszak to synonim prawdziwego peceta. Stojący na biurku lub pod nim w wydzielonej półce, z początku cichy jak myszka, potem buczący jak dożynany maluch. Mobilny jak drzewo, kompaktowy jak słoń, ale... łatwy w naprawie, zdatny do rozbudowy i przeważnie prezentujący nieco większe osiągi od owocu ewolucji komputera osobistego - laptopa. Choć to już nie jest reguła, niektóre hybrydy potrafią z siebie dać tyle, że wystarcza nawet do zastosowań profesjonalnych.

Odwrót blaszaków zapowiedzią rzekomej ery "Post-PC"? Błąd!

Ewolucja nie musi oznaczać końca jednego rozwiązania. Zwłaszcza gdy to, od którego biegnie odnoga jest dobre. Postępująca miniaturyzacja elektroniki zapłodniła w tęgich głowach myśl, że komputer wcale nie musi być duży, nieporęczny i właściwie wręcz zakotwiczony w jednym miejscu. Nie wiem, czy wizjonerzy sprzed dwóch dekad myśleli wtedy, że to nie komputery będą definiować Internet, ale Internet zacznie definiować to, jak będą wyglądać (i do czego będą służyć) takie urządzenia. Najpierw spróbowano uczynić komputer bardziej mobilnym - czyli zdatnym do włożenia w teczkę, zabrania go do pracy, czy w podróż. To się udało, a laptopy dalej sprzedają się dosyć nieźle.


Jednak wynalazek mający już pół wieku na karku - Internet (a wiecie, że Internet to m. in. dzieło Polaka?) rozrósł się i dojrzał. Dojrzał na tyle, że zaczął on definiować kierunek i zwrot rozwoju elektroniki użytkowej. Zapoczątkowano erę Internetu Rzeczy, która dla opisywanego w tekście zjawiska jest lepsza w kontekście nazwy niż chwytliwa co prawda "era post-PC", ale i przy okazji całkowicie błędna.

Telefon podłączony do Internetu? Jeszcze kilkanaście lat temu ktoś popatrzyłby na nas krzywo i popukałby się w czoło. Przecież telefon służy do dzwonienia, a nie przeglądania Internetu. Internet to ta niebieska ikonka "e" na pulpicie w Windows 95, jak to przeglądać w telefonie? Podłączenie telefonu komórkowego do Internetu przez protokół szybkiej transmisji danych mobilnych to niezbyt spektakularny początek tego, co dzisiaj nazywamy rewolucją mobilną. Był to jednak swego rodzaju katalizator dla takich przełomowych dokonań nowych technologii jak zaprezentowanie iPhone'a, następnie iPada - urządzeń, bez których nie pojmowalibyśmy Internetu tak, jak to robimy dzisiaj. Dzięki tym urządzeniom macie Facebooka w telefonie, włączycie nań nawigację, wyszukacie coś w Google, grzecznie przeczytacie Antyweba, co zapewne robicie codziennie. W Apple zrozumiano, że konsumowanie treści jest ważne. Równie ważne jest także dzielenie się nimi - stąd należy dać ludziom narzędzie do spełnienia tej (wykreowanej bądź co bądź) potrzeby.

Stało się to, co zostało wzięte za dowód na istnienie "zjawiska" jakim wydaje się być era Post-PC. Rynek komputerów osobistych zaczął się kurczyć na rzecz urządzeń mobilnych, które zaczęły być obiektem pożądania wszystkich - małych i dużych, kobiet i mężczyzn, Chińczyka i Polaka - dosłownie każdy chciał mieć coś "smart". Bo Facebook, bo Instagram, bo aparat fotograficzny, bo Pou - powodów było wiele. Najważniejsze jednak stało się to, że smartfony, tablety zaczęły być trendy. A to, że są to urządzenia naprawdę przydatne, czasami schodziło na drugi, nawet trzeci plan.

Reklama

Jak to Jobs nie wymyślił niczego nowego...

Prawda jest taka, że to nie naczelny wizjoner świata nowych technologii "wymyślił" to, co dzisiaj nazywa się erą "Post-PC". Zjawisko to zostało dość szczegółowo opisane (i co najważniejsze, tak właśnie nazwane!) przez niejakiego Davida Clarka, naukowca MIT specjalizującego się w technologiach informacyjnych. On zaś stwierdził, że przyszłość należy do... Internetu Rzeczy. A był to rok 1999.


Reklama

Według niego przyszłość komputerów to sieć powiązanych ze sobą usług (jasny gwint, czy on mówił o tym, co dzisiaj nazywamy ekosystemem?!), a także i możliwość podłączenia do Internetu niemal wszystkiego: zegarków (skubaniec!), tosterów (tego jeszcze nie grali, ale lodówki połączone z Siecią już są). Po 15 latach od publikacji tego artykułu w New York Times widać, że Clark świetnie przewidział co się święci. Dodatkowo, w jego wizji pojawiły się także usługi chmurowe, które wyprą przechowywanie danych na takich nośnikach, jak dyski twarde. Czy to już się dzieje? W pewnym sensie tak! Obecne hybrydy, czy telefony komórkowe przecież nie posiadają ogromnych przestrzeni dyskowych, polegają natomiast na przestrzeni dostępnej w chmurze. Chmura natomiast jest odporna na awarie dysków, czy "zapominalstwo".

Problemem, dla którego przez długi czas od tej wypowiedzi nie mieliśmy do czynienia z większymi rewolucjami w tej dziedzinie technologii było to, iż brakowało intuicyjnego interfejsu zdolnego do komfortowego spełniania potrzeb nowoczesnego konsumenta nowych technologii. Dwukrotnie warunki podyktował Apple i na nowo zdefiniował telefon komórkowy. Po tym pokazał nam także i urządzenie mocno wyspecjalizowane w konsumpcji treści w Internecie - nie muszę nikogo przekonywać, że przeglądanie Internetu, uczestnictwo w życiu portali społecznościowych na tablecie jest wygodne?

Interfejs dotykowy jest dużo bardziej "naturalny" dla człowieka, gdyż likwiduje się sztuczny podział w komunikacji użytkownika z urządzeniem. O ile w "konwencjonalnych" telefonach z przyciskami mieliśmy dwa kanały komunikacji (podobnie z komputerami stacjonarnymi) - gdzie my komunikowaliśmy się z urządzeniem za pomocą klawiszy, a urządzenie z nami za pośrednictwem ekranu, tak obecnie ekran odpowiada za obydwa kanały komunikacji. Jednocześnie służy do wprowadzania komend i prezentowania efektów naszych działań.


Pozwala to na dużo precyzyjniejszą interakcję użytkownika z treściami, które "są na wyciągnięcie ręki". Spróbujcie dać małemu dziecku telefon z dotykowym ekranem. Półtoraroczne dzieci potrafią sobie zapamiętać, że przesunięcie paluszkiem od lewej do prawej (i w drugą stronę) spowoduje przesunięcie zdjęcia w galerii. Dajcie takiemu dziecku telefon bez dotykowego ekranu. Prędzej wyląduje w buzi, niż zainteresuje szkraba.

Reklama

Problemem jest słaba definicja "post-PC"

Przede wszystkim, trudno dzisiaj sklasyfikować cokolwiek z tego grona. Pecet to nie tylko "to wielkie na biurku", nie tylko laptop. A widzieli tablety z Windows 8? No, właśnie. To jeszcze PC, czy efekt ery "Post-PC"? W sumie, procesor Intela w środku, jest pamięć, jest dysk. Gdyby nie brak klawiatury, to laptop jak się patrzy! A jakikolwiek tablet? PC to nie tylko x86. Urządzenia oparte o ARM to także "komputery osobiste", nie mniej funkcjonalne od tych rozwiązań, które przyrodzone są blaszakom. Zatem taki telefon komórkowy to także pecet, tylko wyspecjalizowany. Podobnie z tabletem, hybrydą, czymkolwiek. Podam głupi przykład, ale to trochę tak, jakby przy wynalezieniu mikrofalówki mówić o erze "post-piekarnik".

Dużo lepszym określeniem dla obecnie występującego zjawiska także i w liczbach prezentujących spadek udziałów jednego sektora na rzecz drugiego jest... PC Plus. Termin uknuty przez Billa Gatesa, wyśmiewany przez Jobsa. Jeden i drugi pan mieli jednak rację. I Jobs ze swoim zamysłem i Gates ze swoim pojmowaniem przyszłości technologii.

Zamiast wysyłać blaszaka do piachu powinniśmy mu dziękować za to, że jest niekwestionowanym ojcem wszystkich innych rzeczy, które mamy przy sobie na co dzień. Laptop to urządzenie, które wyewoluowało wprost z blaszaka. Funkcjonalności komputera skopiowano do nowoczesnego smartfona. Tablet natomiast to połączenie mobilności telefonu i możliwości dużego ekranu, co stanowi ukłon w stronę laptopów. Phablety z kolei to pomost łączący smartfony oraz tablety, niegłupi zresztą. A hybrydy to sprytne połączenie tabletu i laptopa.

A teraz ustalmy sobie jedno...

Możecie się ze mną nie zgodzić, rzucać we mnie kamieniami i kląć podczas czytania tego felietonu na czym świat stoi. Era Post-PC to fajny temat do czytania i do pisania. Ludzie lubią czytać o jakimkolwiek końcu. Śmierć, jej zapowiedź, prognoza tejże sprzedaje się świetnie. Wizja ostatecznego odesłania pecetów do lamusa przyciąga uwagę i wygląda lepiej, niż "Tablety i smartfony ścigają komputery w zestawieniach sprzedaży". Lepiej jest napisać, że pecety się kończą, wieszcząc erę, która ostatecznie zakończy się ich śmiercią.

Nic bardziej mylnego. Pecety zamiast umierać, będą ewoluowały dalej. Warunki dyktować będzie natomiast era Internetu Rzeczy.

Grafika: 1, 2, 3, 4

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama