Po publikacji ostatnich wyników finansowych kurs akcji NVIDIA zwyczajnie się załamał. Spółka jednego dnia zanurkowała o ponad 20% i straciła 23 mld giełdowej kapitalizacji. Jeszcze 2 miesiące temu była warta ponad 170 mld USD, dzisiaj to "tylko" 90 mld USD. Ta zniżka formy, nie jest wyłącznie efektem słabego otoczenia, w którym indeks spółek technologicznych - NASDAQ, mocno traci na wartości.
Pikujący kurs akcji to wierzchołek góry lodowej
Jeszcze 3 lata temu jedna akcja NVIDIA była warta około 30 USD. Wtedy to rozpoczął się rajd tej technologicznej spółki, który wywindował kurs akcji do wartości niemal 290 USD na początku października bieżącego roku. Firma skupiająca się głównie na projektowaniu bardzo wydajnych procesorów graficznych, używanych zarówno do gier jak i ostatnio coraz częściej również do przetwarzania danych, zyskała głównie na bańce związanej z kryptowalutami.
Słowo bańka nie jest tu żadnym nadużyciem, bo jak spojrzycie na kursy kryptowalut w ostatnich dniach, to sami przyznacie, że i na tym rynku bańka pękła. Bitcoin, który potrafił kosztować niemal 20 000 USD, obecnie zbliża się do wartości 4000 USD, a w ślad za nim podążają inne waluty. Niektóre kryptowaluty można "kopać" przy pomocy między innymi kart graficznych, więc te cieszyły się dużą popularnością. To napędzało wyniki zarówno NVIDIA jak i AMD. Ta pierwsza firma ma jednak w ofercie tylko GPU i wydaje się, że mocniej odczuła spadek zainteresowanie górników. AMD ma jeszcze swoje procesory, których wzrost sprzedaży spowodowany problemami Intela rekompensuje straty w przychodach z rynku GPU.
Odbija się to na wynikach finansowych, które w 3. kwartale są jeszcze całkiem niezłe, ale w kolejnym mają już być gorsze niż rok wcześniej (spadek przychodów z 2.9 do 2.7 mld USD). A inwestorzy nie lubią malejących przychodów, czego wyraz dali wyprzedając akcje firmy, której kurs tylko w poniedziałek spadł z ponad 200 do około 145 USD.
Ray tracing nie sprzedaje
Spadek zainteresowania kopaniem automatycznie sprawił, że popyt na najwydajniejsze karty graficzne dramatycznie zanurkował. Co więcej stało się to nagle, a NVIDIA zdążyła już potworzyć spore zapasy swoich GPU z rodziny GTX 1x00. Teraz ma trudności z ich sprzedaniem, dlatego ociąga się z wprowadzeniem nowych, tańszych układów z rodziny RTX. Te zresztą też nie odniosły takiego sukcesu jak można by było oczekiwać. Są drogie, tylko nieznacznie wydajniejsze od poprzedników, a technologia śledzenia promieni jest jeszcze w wielkich powijakach. Jedyna obecnie dostępna gra, która z niej korzysta (Battlefield 5), ma z tym spore problemy, nie mówiąc już o ogromnych spadkach w liczbie FPSów.
Nie pomaga też spora liczba kontrowersji wokół nowych kart. Pojawiają się opinie jakoby awaryjność RTXów była większa niż kart z rodziny GTX. Pojawiły się nawet teorie, że część kart jest już naprawiana zanim faktycznie trafi do sprzedaży. Jakby tego było mało, pomimo wysokich cen wcale nie jest najlepiej z ich dostępnością.
Chmura obliczeniowa pomoże, ale jeszcze nie teraz
Nie dziwi mnie też fakt, że już od kilku kwartałów NVIDIA stawia głównie na produkty przeznaczone na rynek profesjonalny. Ich akceleratory obliczeniowe zdobywają coraz większą popularność i generują rosnące przychody. W ciąg roku segment ten urósł o 58%, ale nadal stanowi zaledwie połowę przychodów, jakie przynosi sprzedaż kart graficznych dla graczy (czy wcześniej "kopaczy"). Zanim te proporcje się odwrócą (a zapewne tak się wreszcie stanie), minie jeszcze sporo czasu. Do tego momentu NVIDIA będzie bardzo mocno uzależniona od sentymentu zwykłych ludzi, którzy kupują karty GeForce głównie dla rozrywki.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu