Asystent Google zyskuje nowe funkcje, dzięki którym będzie reagował nie tylko na "Ok Google". Ten kierunek rozwoju bardzo mi się nie podoba.
Trzy dni temu świat obiegła informacja o tym, że Google rozszerza możliwości swojego wirtualnego asystenta. Do tej pory bowiem, jeżeli chcieliśmy uaktywnić jakąś funkcję asystenta, konieczne było powiedzenie frazy "Okej, Google"/"Hej, Google". W naturalny sposób mogło to być dla większość użytkowników irytujące. Jeżeli chce się od asystenta uzyskać kilka informacji, bądź wydać mu kilka poleceń w krótkim odstępie czasu, konieczność powtarzania za każdym razem tej samej komendy jest nie tylko nienaturalna, ale też - uciążliwa. Dlatego Google opracowało "tzw. skróty głosowe" czyli zestaw komend, dzięki którym możliwe jest przeskoczenie frazy "okej google" i wykonanie prostych czynności - odebrania telefonu, wyłączenia budzika czy np. ustawienia timera. Póki co nie wiemy jeszcze, do czego dokładnie komendy będą wykorzystywane - te informacje zapewne pojawią się w najbliższym czasie.
Jednak w tym wszystkim gubi się mały detal
Żyjąc na tym świecie musimy operować na jakimś bazowym poziomie zaufania - do drugiego człowieka, do systemu politycznego czy w końcu - do firm. Kwestionowanie wszystkiego może bardzo łatwo doprowadzić do paranoi. Dlatego właśnie zakładam, że do tej pory nasłuchiwanie Asystenta Google działało w sposób, w który Google określiło że działa - wyszukiwało tylko słowo-klucz i nic poza tym. Zmiana tak zachwalana przez użytkowników będzie może drobnostką jeżeli chodzi o funkcjonalność, ale z punktu widzenia działania asystenta będzie bardzo dużą zmianą. Uprawni ona bowiem Google do zbierania, przechowywania, analizowania (i finalnie - sprzedaży) dużo większej ilości danych.
Wszystko rozbija się o to, że teraz Asystent zostanie wprowadzony w tryb w którym będzie nasłuchiwał wielu różnych komend. Zakładam, że pod przykrywką "ulepszania jakości aplikacji" do Google przypłynie w ten sposób nieporównywalnie więcej danych, które będą mogli zachować do swojej analizy. To jednak nie jest najstraszniejsze.
Najgorszy jest kierunek - asystent który słucha i zbiera dane przez cały czas
Do wygodnych rzeczy łatwo się przyzwyczaić. Dlatego też zakładam, że kolejne usprawnienia Asystenta Google będą szły w kierunku jeszcze bardziej naturalnej konwersacji z Asystentem. To z kolei oznacza, że finalnie, wcześniej czy później, pozbędziemy się "Hej Google", jako bramki do wszystkich funkcjonalności, ponieważ oprogramowanie będzie na tyle sprytne, by po prostu rozpoznawać głos z otoczenia i odpowiadać na nasze pytania/wykonywać polecenia. To jednak oznacza asystenta, który słucha cały czas. Asystenta, który 24/7 streamuje dźwięki z naszego domu wprost do bazy danych Google. Asystenta, który dostarcza najbardziej precyzyjnych i prywatnych informacji o naszym życiu zewnętrznej firmie, czy tego chcemy czy nie.
I ja wiem, że to brzmi trochę jak Si-Fi. Dla mnie, osoby która jako dzieciak załapała się jeszcze na końcówkę lat dziewięćdziesiątych, idea, korporacji moje najbardziej prywatne informacje, wiedząca o wszystkim o czym mówię w domu kojarzyła się wyłącznie z kreacjami dystopijnej fantastyki naukowej. A teraz może stać się prawdą.
No i co Google może zrobić z tymi danymi? Wyświetli mi reklamę?
Samo Google nie jest straszne. O ile firma nie ma jakiegoś tajnego planu przejęcia władzy nad światem, faktycznie nasze dane nie powinny być przez nią wykorzystane do czegoś wybitnie dla nas szkodliwego. Są jednak trzy duże "ALE". Google żyje ze sprzedaży naszych danych. Komu? Kto więcej zapłaci. Wątpię, by w tym kontekście kierowała się ona jakąś wybitną moralnością. Zapis audio 24/7 z naszego domu (jeżeli ktoś ma np. inteligentny głośnik) jest czymś, czego "na rynku" jeszcze nie było. I co firma trzecia zrobi z takimi danymi - tego nie wie nikt.
Po drugie - jeżeli gdzieś są jakieś dane, to wcześniej czy później wyciekną. W tym momencie nie starczyłoby mi miejsca na to, ile razy w ciągu ostatniego pół roku olbrzymie firmy IT padały ofiarami przestępców. I znowu - zapis audio z mojego domu nie jest czymś, co chciałbym, żeby trafiło w ręce złodziei. Trzecią sprawą jest, oczywiście, rząd. Tak - ten radzi sobie i bez pomocy Google w przypadku chociażby zakładania podsłuchów, ale fakt, że każdy (albo prawie każdy) będzie nosił przy sobie urządzenie z programem, który będzie miał na stałe włączony mikrofon sprawia, że zapewne w wielu przypadkach takie działania będą łatwiejsze niż kiedykolwiek.
Asystent nie wybiera - asystent słucha
Oczywiście, można stwierdzić, że dane zbierane przez Google są "w jakiś sposób" anonimizowane (o ile można zanonimizować live stream z naszego domu). To jednak nie zmienia jeszcze jednej, kluczowej rzeczy. Nasłuchujący i rejestrujący non stop asystent będzie nagrywał nie tylko nas, ale też - osoby w naszym otoczeniu. I to raczej bez ich zgody i (prawdopodobnie) wiedzy. I o ile nam może nie przeszkadzać, że Google rejestruje nasze rozmowy, o tyle nie wiemy czy nie będzie przeszkadzało to innym. Świat w którym każdy smartfon jest mikrofonem, jakiekolwiek próby zachowania prywatności są z góry skazane na porażkę. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie taka przyszłość jest bardzo mocno dystopijna.
RODO? Ahahahahhaha
Finalnie dochodzimy tu do momentu, w którym najbardziej widać, że prawo nigdy nie będzie chyba nadążało za technologią. Jeżeli bowiem wirtualni asystenci pójdą w stronę ciągłego nasłuchu, to takie rzeczy jak RODO będzie można de facto wyrzucić do kosza. Czy tego chcemy czy nie każda konwersacja i zawarte w niej informacje o naszym życiu będą mogły trafić do jakiejś bazy danych i nie będziemy mieli żadnej kontroli kto i co o nas wie. Jestem przekonany, że zgoda na taką rzeczywistość nie tylko będzie dla nas, konsumentów, bardzo niekorzystna, ale też - będzie stanowiła zielone światło dla korporacji do tego, by pójść o jeszcze krok dalej, skoro nie napotkały na sprzeciw. A patrząc po reakcji na wpis o nowościach w Asystentcie Google - żadnego sprzeciwu nie będzie.
Osoby, które przekonują, że takie rzeczy jak prywatność w sieci są ważne zawsze były i będą w mniejszości - co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Martwi mnie jednak to, z jakim entuzjazmem oddajemy tę prywatność i przymykamy oko na potencjalne ryzyko w zamian za odrobinę komfortu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu