Od niedzieli mamy nowego bohatera mediów – Felixa Baumgartnera. O dziwo, nie stał się gwiazdą za sprawą zjedzenia kogoś lub dokonania masakry (w dzisi...
Od niedzieli mamy nowego bohatera mediów – Felixa Baumgartnera. O dziwo, nie stał się gwiazdą za sprawą zjedzenia kogoś lub dokonania masakry (w dzisiejszych czasach są to klucze do świata celebrytów). Austriak dokonał czegoś niezwykłego i na stałe zapisał się w historii. Zyskał na tym on sam, nauka, wszelkiego typu ośrodki badawcze, Austria, która doczekała się nowego "ambasadora", ale też, a właściwie przede wszystkim Red Bull – organizator całej hecy. Mogła na tym skorzystać także Nokia. Fińska korporacja nie zrobiła jednak użytku z nadarzającej się okazji i dzisiaj pewnie wiele osób w Espoo płacze w rękaw…
Przyznam, że w niedzielę przez trzy godziny kontrolowałem to, co serwował mi Red Bull za pośrednictwem YouTube’a. Przez ostatnią godzinę misji moje oczy były wbite w ekran i zarzuciłem wszytki inne czynności – postanowiłem potowarzyszyć Felixowi i dopiero przed samym skokiem, gdy otworzył się właz, zdałem sobie sprawę z tego, do czego szykuje się ten człowiek. Nie wiem, czy nazywać to jeszcze wielką odwagą, czy już szaleństwem (granica jest pewnie bardzo płynna), ale trzeba mu przyznać, że zasłużył sobie na miejsce w Sieci i w prasie.
Przed skokiem zastanawiałem się, dla kogo owa misja jest najbardziej stresująca? Sam Baumgartner pewnie się bał, ale ekscytacja/szok/brawura robiły swoje. Po udanym skoku zapewne kamień z serca spadł rodzinie i członkom zespołu pracującego nad projektem Stratos. Wskazałbym na jeszcze jedną grupę ludzi, która mogła oglądać transmisję w wielkim stresie – decydentów firmy Red Bull. Podejrzewam, że misja pochłonęła olbrzymie nakłady finansowe, ale zagwarantowała austriackiemu producentowi fantastyczną reklamę, więc powinna się w miarę szybo zwrócić.
A co by było gdyby skok zakończył się tragedią? Pewnie byłby to czarny dzień dla Red Bulla, który przez dłuższy czas kojarzyłby się z akcjami samobójczymi (choć z drugiej strony, biorę też pod uwagę scenariusz, w którym i tragedia okazałaby się świetnym motorem sprzedaży – to taka dziwna przypadłość naszego gatunku). Obyło się jednak bez ofiar i wszyscy w RB mogą spać spokojnie. Tego samego nie można powiedzieć o top menedżerach Nokii, którzy mieli szansę zapewnić swojej firmie świetną reklamę i totalnie jej nie wykorzystali (to trochę, jak w polskimi piłkarzami, dla których każda grupa w każdej imprezie jest grupą śmierci).
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=pHPx5vY3go8
Okazuje się, że w roku 2010 Nokia przymierzała się do współpracy z firmą Red Bull i uczestnictwa w programie Stratos. Finowie mieli stworzyć specjalną aplikację dla tego projektu i tym samym zagwarantować użytkownikom swoich urządzeń mobilnych dostęp do najświeższych informacji, dotyczących skoku austriackiego kaskadera. Newsy, dane naukowe, filmy, zdjęcia – całe przygotowania do skoku miały być świetnie udokumentowane i dostępne z poziomu telefonu. To jednak dopiero przedsmak prawdziwych wrażeń – zwieńczeniem projektu powinna być transmisja z tego wydarzenia, podczas której użytkownicy aplikacji mogliby nie tylko obserwować skok, ale też na bieżąco śledzić dane biometryczne Austriaka.
Informacje te pochodzą z pierwszego kwartału 2010 roku. Trudno powiedzieć jak długo istniała aplikacja i przez jaki czas Nokia wspierała projekt Stratos, ale nie ulega wątpliwości, że się z niego wycofała (chyba, że pomagali, ale poprosili o zachowanie anonimowości – tacy cisi dobroczyńcy). Ostatecznie zyskało na tym Google, które kolejny już raz pokazało możliwości YouTube’a. Podobno starali się też wsadzić skoczkowi na oczy swoje magiczne okulary, ale ten pomysł przepadł. Nie mogą być jednak zawiedzeni – 8 mln użytkowników YT oglądających skok na żywo robi spore wrażenie.
http://www.youtube.com/watch?v=Z1yjqJqXxjk&feature=player_embedded#!
Nokia straciła świetną okazję do promocji swoich produktów praktycznie w przeddzień wprowadzenia ich na rynek. Okres przedświątecznych zakupów tuż tuż, a Finowie zaprzepaszczają taką szansę. I znów odwołam się do piłki nożnej, w której panuje przekonanie (choć odnosi się ono chyba do całego sportu), że niewykorzystane sytuacje się mszczą. O nowych Lumiach mógł kolejny raz usłyszeć cały świat i to w bardzo pozytywnym kontekście. Tymczasem firma postanowiła być kojarzona z nieziemskim (dosłownie) skokiem we właściwy dla siebie (przynajmniej ostatnimi czasy) sposób (czyt. kiepski).
Pewnie teraz Stephen Elop i jego zastępcy siedzą przy szklance ciepłej herbaty (w Finlandii może już być zimno) lub napoju wyskokowego i snuje wizje tego, jak można było wykorzystać ten wyczyn. Felix mógł np. zadzwonić do rodziny podczas swojego skoku (doskonała reklama ekranu w Lumii 920 – gdyby swobodnie używał sprzętu w tak grubych rękawicach, to zrobiłby na wszystkich spore wrażenie). Można było zaprezentować szerokiej publiczności wspaniały moduł fotograficzny – idealne zdjęcia Ziemi wykonane z wysokości ponad 30 km (o prędkości spadania już nawet nie będę wspominał), to po prostu bomba – ja bym sobie chętnie takie kupił i umieści na ścianie.
Najmocniejszym motywem byłoby jednak użycie "przedskoczka". Fani skoków narciarskich (a od ponad dekady można tak sklasyfikować 2/3 naszego narodu) zapewne znają to pojęcie. Owym przedskoczkiem mógłby być sam Stephen Elop. Nikt nie odważyłby się wówczas powiedzieć, że to kiepski CEO i przekleństwo Nokii. O wizji, w której skacze kilku top menedżerów korporacji i w powietrzu tworzy z kartonów wielką Lumię 920 (oczywiście z poduszką do ładowania bezprzewodowego) nie ma sensu mówić (murowany hit) – nad tym pewnie wzdycha się teraz grupowo w Espoo. A mogło być tak pięknie…
Na koniec chciałbym podziękować Arturowi Pszczółkowskiemu za wskazanie nam tego ciekawego materiału – mam nadzieję, że dobrze go wykorzystaliśmy…
Źródło zdjęcia: Guardian
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu