Felietony

Nie mam neta, świat się skończył

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

Reklama

Jak reagujecie, gdy ikona na ekranie komputera czy sprzętu mobilnego informuje, że nie macie połączenia z Internetem (chociaż powinniście mieć) albo, gdy połączenie jest, lecz wszystko działa niezwykle wolno? Część osób pewnie macha na to ręką i czeka aż sprawy wrócą do normy. Zakładam jednak, że większość zaczyna się denerwować, szukać przyczyny oraz rozwiązania, może nawet kląć i pomstować. No bo jak: przecież Internet musi być! I to szybki niczym błyskawica...

Trafiłem dzisiaj na ciekawe dane, to wyniki badań przeprowadzonych przez korporację Ericsson. Okazuje się, że człowiek szybko reaguje dzisiaj na problemy z Internetem, powolne buforowanie, przycinający streaming. rytm pracy serca poważnie zmienia się, gdy zaczynają się problemy np. z oglądaniem filmów na komórce, a poziom stresu wywołany przez te "problemy" można porównać do tego, jaki wywołuje oglądanie horrorów. Podkreślam: nie mówimy tu o całkowitym braku dostępu do zasobów Sieci - wystarczy kilkusekundowe buforowanie, by organizm zaczął reagować.

Reklama

Trzeba oczywiście mieć na uwadze, że te dane prezentuje Ericsson, firma, której zależy na tym, by inwestować w lepszą infrastrukturę. Ale wierzę w te wyniki i z własnego doświadczenia wiem, że brak Internetu może być stresujący. Czy to oznacza, że zaciskam pięści, gdy przycina film na komórce? Może nie jest aż ta źle, ale gdy muszę coś szybko załatwić w pracy, a połączenie z Internetem nagle znika, to zaczynam nerwowo przebierać nogami. Po sprawdzeniu wszystkiego w domu zdarzało mi się dzwonić do dostawcy i dowiadywać, w czym tkwi problem i przede wszystkim, jak długo zajmie jego usuwanie. Chociaż i tego dawno nie robiłem...

Sam staram się zachować spokój (z różnym skutkiem), ale znam osoby, które wpadają w szał/panikę, gdy pojawia się problem tego typu. Czasem wygląda to aż dziwnie, bo nie dotyczy przypadku, kiedy muszą załatwić coś niezwykle istotnego do określonej godziny. W takich chwilach warto sięgnąć pamięcią do poprzedniej dekady, a najlepiej do lat 90. XX wieku. Jak wyglądał wówczas dostęp do Internetu? Ile to kosztowało, jak prezentowało się od strony technicznej, jakie prędkości przyjmowano z pocałowaniem ręki. Kolosalna różnica.

Nie chodzi mi o to, że mamy skakać z radości z tego, co mamy teraz i każdego dnia dziękować niebiosom za ten rozwój. To normalne, takie skutki i profity postępu. Bardziej zastanawia fakt, że w ciągu tych kilkunastu lat większość z nas na tyle przyzwyczaiła się do Internetu, coraz szybszego i tańszego, że naprawdę stał się on produktem pierwszej potrzeby. Przy czym chciałbym poznać wyniki podobnych badań dla problemów z brakiem wody, gazu czy energii elektrycznej. Czy człowiek, którego stresuje przycinający film jeszcze mocniej reaguje na brak wody w kranie? A może jesteśmy już na etapie, gdy to buforowanie wyszło na pierwszy plan?

Sprawa z jednej strony śmieszna, bo to przecież typowy problem pierwszego świata, trudno wytłumaczyć człowiekowi w wiosce w Bangladeszu, że ręce się trzęsą z powodu braku Internetu. Albo nie tyle braku, co wolniejszej pracy. Druga strona nie jest już tak śmieszna, bo coraz częściej czytamy o uzależnieniach, a nawet o tragediach, jakie z niego wynikają. Skoro tak wygląda to dzisiaj, to co będzie za 10-20 lat? Chyba trzeba dopingować firmy, by inwestowały w infrastrukturę i modlić się, żeby przerw było jak najmniej...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama