Świat

Nie lubię Amerykanów, bo mi zaglądają w dekolt

Maciej Sikorski
Nie lubię Amerykanów, bo mi zaglądają w dekolt
35

Zdanie przywołane w tytule streszcza i chyba najlepiej oddaje klimat rozmowy, jakiej miałem okazję przysłuchać się dwa dni temu. Uczestniczyły w niej dwie młode kobiety i nie odnosiły się do minusów pracy kelnerki czy hostessy z targów międzynarodowych. Sprawa dotyczyła bliskiego nam tematu: inwigil...

Zdanie przywołane w tytule streszcza i chyba najlepiej oddaje klimat rozmowy, jakiej miałem okazję przysłuchać się dwa dni temu. Uczestniczyły w niej dwie młode kobiety i nie odnosiły się do minusów pracy kelnerki czy hostessy z targów międzynarodowych. Sprawa dotyczyła bliskiego nam tematu: inwigilacji, za którą stoi NSA. Okazuje się, że szemrane zabawy chłopaków z amerykańskich służb mogą podnieść poziom społecznej świadomości w zakresie działalności niektórych instytucji.

Podejrzewam, że część z Was wie, iż niedawno Edward Snowden podzielił się kolejną porcją rewelacji na temat pracy amerykańskich służb. Poinformował np., że "góra" nie wie, co robią pracownicy niższych szczebli, a ci znaleźli sobie dość kontrowersyjną rozrywkę: wyszukują w kontrolowanych treściach intymne zdjęcia i filmy, oglądają je, nierzadko zachowują na pamiątkę i przesyłają kolegom. Prawdopodobne? Nawet bardzo – dysponując tak potężnymi narzędziami i poczuciem bezkarności, pracownicy NSA mogą godzinami tworzyć albumy ze zdjęciami fajnych lasek (albo facetów), które trafiły na amerykańskie serwery.

Działania kontrowersyjne, ale po zapoznaniu się z informacjami na ich temat stwierdziłem, że można było się tego spodziewać. To po pierwsze. Po drugie, doszedłem do wniosku, iż prawie nikogo to nie obejdzie. Świat zdążył się już przyzwyczaić do doniesień na temat poczynań NSA i kolejne rewelacje nie wywołują większego poruszenia. Zagadnienie spowszedniało. Zresztą, burza po pierwszych "petardach" Snowdena ucichła w miarę szybko i nie wyrządziła Amerykanom większych szkód. Ludzie stwierdzili zapewne, że mają ważniejsze rzeczy na głowie, niż debaty na temat tego, że jakaś maszyna czyta maila, w którym pojawia się oferta kupna używanego samochodu. Jak się nudzą, to niech czytają tę korespondencję.

Drugi rozdział tej historii rozgrywa się w sklepie. Czekając w kolejce miałem okazję posłuchać rozmowy dwóch kobiet na temat nowych wieści od Snowdena. Zaczęło się od kwestii strąconego niedawno samolotu oraz inwektyw kierowanych pod rosyjski adres. W pewnym momencie jedna z pań stwierdziła jednak, że Amerykanie też święci nie są. Pojawiło się kilka dowodów na poparcie tej tezy, a wśród nich ten: "zaglądają mi w dekolt". Rozmówczyni nie zrozumiała tego motywu, więc postanowiła drążyć temat i wtedy dowiedziała się o ostatnim wyznaniu Snowdena (nie był wymieniony z nazwiska – funkcjonował jako „ten szpieg, co uciekł do ruskich”).

Historia nie została opowiedziana ze szczegółami, nie pojawił się skrót NSA, ale przekaz i tak był jasny: amerykańskie służby kontrolują to, co się wrzuca do Sieci i jacyś kolesie pokazują sobie zdjęcia, które zrobiłaś dla męża. Okazało się, że obie panie pstrykały coś intymnego, ale do głów im nie przyszło, że to będzie oglądał ktoś niepowołany. Wniosek był taki, że trzeba uważać, co się fotografuje/filmuje i gdzie umieszcza, bo nigdy nie wiadomo, czy się tego na jakiejś stronie nie znajdzie za parę lat. Nie daj Boże na jakiejś erotycznej. I ogólnie warto się zastanowić, co się robi w tym Internecie, skoro "oni" cały czas to obserwują.

Przyznam, że byłem zaskoczony. Przynajmniej na początku. Potem zdałem sobie sprawę z tego, iż doniesienia o lubieżnych pracownikach NSA faktycznie mogą działać jako lepsza przestroga, niż informacje o tym, że amerykańskie maszyny czytają naszą korespondencję na Facebooku. Nie twierdzę, że po ostatnich rewelacjach Snowdena ludzie nagle zaczną masowo zmieniać swoje przyzwyczajenia i zachowanie w Sieci, ale nie wykluczam, iż ktoś faktycznie zastanowi się dwa razy, nim postanowi przechować w Internecie jakieś intymne materiały lub inne treści, które nie powinny ujrzeć światła dziennego (i niekoniecznie muszą to być plany bomby). W jakimś stopniu wzrośnie świadomość poczynań amerykańskich (ale nie tylko) urzędników i to można odbierać jako pozytywne zjawisko.

PS Od paru dni zastanawiam się, jaki odsetek Polaków tworzy zdjęcia i filmy kierowane do naprawdę wąskiego grona odbiorców...?

Źródło grafiki: YouTube

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Polskaedward snowden