Felietony

Netflix napsuł mi krwi. Aż zakończyłem subskrypcję

Patryk Łobaza
Netflix napsuł mi krwi. Aż zakończyłem subskrypcję
Reklama

Do tej pory Netflix był nieodzownym towarzyszem moich podróży. W hotelowy wieczór po dniu pełnym pracy i wypełniana obowiązku delegacyjnych, zawsze dobrze zrelaksować się przy ciekawym serialu. Niestety, tym razem nie było mi to dane.

Wyjazd do Stanów Zjednoczonych miał być okazją do nowych doświadczeń. Nigdy wcześniej nie byłem w kraju uznawanym za największe supermocarstwo, a tu od razu pojechałem do Las Vegas na CES, czyli do jednego z najbardziej ikonicznych miast i najważniejsze targi technologiczne. Już pierwszego wieczoru po bardzo długiej podróży chciałem przed snem obejrzeć jakiś film lub serial na Netfliksie. Niestety, platforma skutecznie uprzykrzyła mi życie do tego stopnia, że po powrocie postanowiłem zrezygnować z subskrypcji.

Reklama

Netflix wykrył VPN-a, a nigdy z takowego nie korzystałem

Pierwszy wieczór w hotelowym pokoju miał wyglądać tak: wygodne łózko, kolorowy napój, niedostępny w Polsce i serial na Netflixie. W praktyce wyglądał tak: ekran laptopa, komunikat o wykryciu działania VPN i narastająca irytacja. Sęk w tym, że z żadnego VPN-u nie korzystałem, ale Netflix uparcie twierdził, że jest inaczej. Domyślam się, że miało to związek ze zmianą kontynentu, jednak problemem jest to, że nie jest to pierwsza moja podróż za granicę i nigdy do podobnego zdarzenia nie doszło.

Na początek postanowiłem sięgnąć po coś z amerykańskiej biblioteki Netflixa. W końcu Stany Zjednoczone to eldorado dla fanów streamingu, prawda? Otóż nie. To właśnie wtedy wyskoczył komunikat o VPN, który skutecznie blokował dostęp. Kolejna próba? Tym razem polski serial, którego, zgodnie z komunikatem, nie mogłem obejrzeć, bo „nie jest dostępny w kraju, w którym przebywam”. Niech się w takim razie zdecydują, albo korzystam z systemu VPN i jestem nadal w Polsce, albo jestem w stanach i z niego nie korzystam.
Na początek postanowiłem sięgnąć po coś z amerykańskiej biblioteki Netflixa. W końcu Stany Zjednoczone to eldorado dla fanów streamingu, prawda? Otóż nie. To właśnie wtedy wyskoczył komunikat o VPN, który skutecznie blokował dostęp. Kolejna próba? Tym razem polski serial, którego, zgodnie z komunikatem, nie mogłem obejrzeć, bo „nie jest dostępny w kraju, w którym przebywam”. Niech się w takim razie zdecydują, albo korzystam z systemu VPN i jestem nadal w Polsce, albo jestem w stanach i z niego nie korzystam.

Chciałem być sprytny i wybrałem coś, co dostępne jest na obu rynkach. Efekt? Strona ładowała się w nieskończoność, jakby Netflix na złość chciał udowodnić, że nie dam rady go przechytrzyć.

Wszystkie te problemy były irytujące, ale to, co wydarzyło się przed lotem powrotnym, przelało czarę goryczy. Postanowiłem pobrać kilka odcinków serialu na telefon, żeby zająć czymś kilkunastogodzinną podróż. Prosta operacja? Nie na Netflixie. Najpierw serwis zażądał kodu weryfikacyjnego. Potem, jakby tego było mało, wymusił zmianę hasła. Po zmianie hasła... proces zaczął się od nowa. Bez końca. W efekcie nie udało mi się pobrać ani jednego odcinka. Zamiast relaksować się podczas lotu, byłem skazany bibliotekę pokładową, która, choć całkiem nieźle zaopatrzona, nie przekonała mnie żadnym tytułem.

Netflix dostał czerwoną kartkę

Netflix zdaje się zapominać, że w centrum ich usługi powinna być wygoda użytkownika. Zdaję sobie sprawę z tego, że może to mieć związek z chęcią maksymalizacji zysków poprzez zakaz dzielenia konta. Możliwe, że platforma potraktowała mnie jako kolejnego użytkownika dzielonej subskrypcji zamiast jej właściciela. Nie wymagam wiele – jedynie możliwości obejrzenia serialu lub filmu bez ciągłych problemów technicznych i przeszkód. Zamiast tego otrzymałem całą serię komunikatów o błędach, wymuszanie zmiany hasła i nieprzyjazny system, który skutecznie uniemożliwił mi korzystanie z usługi, za którą płacę.

Nie jestem przeciwnikiem zabezpieczeń czy dbania o prawa licencyjne, ale kiedy system działa na niekorzyść uczciwego użytkownika, coś poszło nie tak. W moim przypadku problemów było tyle, że dalsze opłacanie subskrypcji przestało mieć sens.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama