. Pomijam tu oczywiście masochistów, kupujących wynalazki w rodzaju tabletu Goclever wraz z klawiaturą, który to zestaw, jak wynika z moich obserwacj...
.
Pomijam tu oczywiście masochistów, kupujących wynalazki w rodzaju tabletu Goclever wraz z klawiaturą, który to zestaw, jak wynika z moich obserwacji na Allegro, należy do dość popularnych. Oczywiście są jeszcze tablety z Windowsem, z którymi miałem bardzo przyjemną styczność całkiem niedawno (recenzje możecie przeczytać/zobaczyć tutaj), ale wspomnienie ich ceny w wielu przypadkach kończy dyskusję.
„Jak to, mam płacić aż tyle kasy za coś co nie ma nawet klawiatury?” Wyjściem w tej sytuacji pozostają, więc ultrabooki tworzone na intelowską modłę. Są one bardzo dobrym wyborem jeśli chodzi o rozsądny kompromis między wydajnością, a mobilnością, ale również konsekwentnie biją po kieszeniach.
Na rynku zaczyna powstawać nisza, na niedrogie, bardzo mobilne urządzenia, które będą długo działały na baterii ale również nie zadławią się większym arkuszem kalkulacyjnym. W tym właśnie miejscu stara się zagnieździć Acer na spółkę z AMD, które często jest pomijanie przez producentów laptopów. Czy słusznie i czy warto ich najnowszemu układowi Temash dać szansą? Przekonajmy się o tym w recenzji notebooka Aspire V5-122P, którym Acer chce przełamać niekorzystną dla siebie passę na rynku PC.
Sprzęt ten nie jest ultabookiem w typowym dla tego słowa znaczeniu, gdyż nie działa w oparciu o platformę Intela, a to właśnie ta firma ukuła powyższy termin. I widać jednak, że do tego segmentu nieco Aspire brakuje. Przede wszystkim wydajnościowo, gdyż
kilkanaście kart w przeglądarce potrafi mocno zakrztusić Temasha.
Tu akurat mamy do czynienia z czterordzeniowym układem A6-1450, gdzie każdy z rdzeni pracuje z taktowaniem 1 GHza. Mobilny SoC wyposażony został także w zintegrowaną kartę graficzną Radeon HD 8250. Dzięki zastosowaniu takich podzespołów notebook daję radę z pracami biurowymi czy bawieniem się multimediami, ale grono gier działających na nim przy zadowalającej płynności jest bardzo wąskie.
Przystępując do testów przyjąłem jednak założenie, że sprzęt ten nie będzie służył do maxowania statystyk w Fifie czy innym Call of Duty. Jeśli pogodzimy się z tymi ograniczeniami, to z radością odkryjemy że Aspire V5 dość długo działa na baterii – przy przeciętnym obciążeniu i zmniejszeniu podświetlenia ekranu wytrzymywał nawet do 7 godzin. Jest to przede wszystkim zasługa niskiego TDP – 8 W, które jest najniższą wartością wśród czterordzeniowców.
Przed przejściem do opisu ekranu, dobrze byłby jeszcze zapoznać się z tym jak laptop prezentuje się z zewnątrz. A jest pod tym względem bardzo dobrze. Czuć oczywiście wszechobecny plastik, ale jest on wysokiej jakości, a wszystkie części zostały doskonale spasowane. Całość waży 1,38 kg, nie powinna więc nadwyrężyć zbyt mocno Waszych rąk, ani kolan.
Bardzo jednak przeszkadzała mi wąska gama portów jakie zostały oddane do naszej dyspozycji. Z przodu i z tyłu nie uświadczymy ich w ogóle. Z lewej mamy czytnik kart SD, autorski port Acera, i złącze USB 3.0, natomiast po prawej znajdziemy włącznik, gniazdo słuchawkowe i USB 2.0. Nie ma HDMI, ani portu Ethernetowego, a i przydałoby się jeszcze jedno wejście USB.
Jeśli więc chcecie korzystać z wielu peryferii, to polecam zaopatrzyć się w jakiś HUB.
Bardzo dobrze prezentuje się za to ekran do produkcji którego została użyta 11,6-calowa matryca IPS. Ma ona standardową rozdzielczość 1366 na 768 pikseli i oferuje zadowalające kąty widzenia, a także bardzo dobre odwzorowanie barw.
Czymś czego życzyłbym sobie w następcy tego modelu, jest uchwyt Ezel, obecny np. w Aspire R7, który znacznie zwiększa możliwości laptopa, ergonomią i wygodę korzystania z panelu dotykowego. Jego zastosowanie wymogło na projektantach użycie błyszczącej powłoki, przez co korzystanie z laptopa w pełnym słońcu nie należy do przyjemnych, chyba, że potrzebujecie akurat lustra.
Do samego ekranu dotykowego nie mam zarzutów, jednak taka forma obsługi Windowsa 8 nie należy do najwygodniejszych. Dołączany rysik na pewno załatwiłby ten problem, a tak, gdy jego zabrało, musiałem ograniczyć się gładzika.
Gładzika i klawiatury. Ta druga bardzo przyjemnie mnie zaskoczyła, gdyż jest niewiele mniejsza niż w modelach 15,6 – calowych. Musiałem tylko przez chwilę poprzyzwyczajać się do bardzo małego skoku klawiszy. Ten tekst także powstaje na testowanym sprzęcie.
Acer wyposażył jeszcze swój laptop w
nikczemnej jakości głośniki.
Wydobywające się z nich dźwięki nie przyprawiają może o mdłości, ale na pewno się są gratką dla audiofili. Są może i w stanie nagłośnić średniej wielkości pokój, ale i tak przeważnie używałem słuchawek.
Jeżeli już przy dźwiękach jesteśmy, to Acer z reguły nie wydaje ich zbyt wiele. Inaczej sprawa ma się w chwilach większego obciążenia, kiedy dają o sobie znać zarówno półterabajtowy dysk twardy, jak i wentylatory zamontowane na płycie głównej.
Acer swoim najnowszym Aspire V5 próbuje ożywić podupadłą nieco w ostatnim czasie niszę i idzie mu całkiem dobrze.
Laptop był dla mnie doskonałym towarzyszem podróży.
Wziąłem go ze sobą do Karlsruhe i to właśnie na nim powstawały dla Was relacje. Idealnie sprawdził się podczas pisania tekstów w samolocie czy autobusie, a także przeglądania (rozsądnego) Internetu.
Kiedy jednak wróciłem do domu i szarego monotonnego trybu życia, to zacząłem dostrzegać jego wady. Aspire V5 mógłby być szybszy, a i portów powinno być więcej. Cóż, nie można mieć wszystkiego i w tym przypadku także komfortowego grania w gry. Jeśli jednak prowadzicie bardzo mobilny tryb życia, to jest to sprzęt dla Was idealny, tak na 8 z plusem. A jeśli jesteście kanapowcami to odejmijcie od oceny jakieś trzy oczka, gdyż Acer nie przekona Was do siebie nawet atrakcyjna ceną – 1750 zł.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu