Od lat jesteśmy przekonywani, że to Chiny nie chcą współpracować w przestrzeni kosmicznej. Tymczasem rzeczywistość jest całkowicie odmienna. Chiny od początku liczyły na współpracę największych agencji kosmicznych.
Wiele mówi się o współpracy w przestrzeni kosmicznej, która miałaby być wolna od jakichkolwiek ziemskich niesnasek. Ot takie wspólne dążenie do jednego celu bez zaangażowania polityki. I rzeczywiście mogłoby się wydawać, że takie agencje jak NASA od dekad to praktykują, zapraszając do współpracy agencje z Europy, Rosji, Kanady, Japonii. Jednak okazuje się, że są to wyłącznie puste frazesy w przypadku Chin. Stany Zjednoczone od początku uznają Państwo Środka za gigantyczne zagrożenie i wszystko pewnie byłoby zrozumiałe, w końcu nie z każdym trzeba kooperować, gdyby nie fakt, że narracja amerykańskich polityków jest taka, jakoby to Chiny były na tę współpracę zamknięte.
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, będąca symbolem współpracy między państwami w eksploracji kosmosu, stała się również areną wykluczeń i politycznych antagonizmów. Już w 2007 roku Chiny wyraziły zainteresowanie dołączeniem do projektu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, ich kandydaturę zaproponowała ESA w 2010 roku. Z kolei w 2011 roku, w wyniku uchwalenia tzw. poprawki Wolfa, USA zakazało współpracy między NASA a chińskim programem kosmicznym. Ta decyzja, motywowana obawami o bezpieczeństwo narodowe i rywalizację technologiczną, stała się jednym z najbardziej kontrowersyjnych momentów w historii międzynarodowej współpracy kosmicznej.
Decyzja sprzed ponad dekady odbija się czkawką
Poprawka Wolfa, zaproponowana przez kongresmena Franka Wolfa, wprowadziła całkowity zakaz współpracy NASA z Chinami. Argumentowano, że dostęp Chin do technologii kosmicznych mógłby być wykorzystany do celów wojskowych. Wolf, znany ze swoich radykalnych poglądów, porównywał Chiny do „imperium zła”, co wyraźnie wskazywało na ideologiczny wymiar jego decyzji. Efektem było odcięcie Chin od współpracy naukowej z USA.
Z pewnością amerykański kongres liczył na to, że odcięcie Chin od współpracy w przestrzeni kosmicznej i dostępu do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zastopuje rozwój chińskiego przemysłu kosmicznego. W tamtym czasie nie wierzono, że Chiny są w stanie samotnie osiągnąć wielkie cele. Jak jednak dzisiaj widzimy, Chiny poradziły sobie koncertowo.
Decyzja o wykluczeniu Chin z ISS okazała się bronią obosieczną. Chiny, pozbawione możliwości współpracy z NASA, zainwestowały ogromne środki w rozwój własnych technologii kosmicznych. W ciągu zaledwie dwóch dekad osiągnęły imponujące sukcesy: wysłały taikonautów w kosmos, zbudowały i rozbudowały stację Tiangong, a także zrealizowały ambitne misje na Księżyc i Marsa. Tymczasem ISS zbliża się do końca swojej żywotności – planowana deorbitacja stacji ma nastąpić w 2030 roku.
Obecnie obserwujemy wyścig księżycowy między USA a Chinami. Program Artemis, który miał być triumfalnym powrotem Amerykanów na Księżyc, boryka się z opóźnieniami. Misja Artemis III, pierwotnie planowana na 2024 rok, została przesunięta na 2026 rok lub później. Tymczasem Chiny konsekwentnie realizują swój plan lądowania na Księżycu do 2030 roku. Już teraz amerykanie obawiają się, że Chiny jednak pierwsze osiądą na powierzchni Srebrnego Globu.
Kolejnym problemem Stanów Zjednoczonych są plany deorbitacji Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Pierwsza załoga dotarła na jej pokład w 2000 roku. Od lat mówi się już o zastąpieniu ISS, jednak następcy nadal nie widać, a deorbitacja planowana jest na około 2030 rok. Może zatem dojść do sytuacji, w której nie tylko Stany pozostaną bez własnej stacji kosmicznej, ale jedyną na orbicie pozostanie Tiangong.
Strategiczny błąd Stanów Zjednoczonych?
Z perspektywy czas można zacząć rozważania o tym, czy decyzja o wykluczeniu Chin z ISS i ograniczeniu współpracy kosmicznej była błędem, który może kosztować USA utratę pozycji lidera w eksploracji kosmosu. Podczas gdy Chiny konsekwentnie budują swoje możliwości, USA stają przed perspektywą deorbitacji ISS i opóźnień w powrocie na Księżyc.
NASA zauważyła, że dotychczasowa polityka względem Chin może całkowicie odciąć ich od odkryć Państwa Środka. Administrator NASA Bill Nelson zaapelował do Chin, by udostępniły próbki zebrane przez nich po niewidocznej stronie Księżyca. Ma to związek z tym, że Państwo Środka kilka miesięcy temu zapowiedziało, by kraje zainteresowane badaniem ich próbek składały wnioski. W odpowiedzi na apel administratora NASA wiceprezes Chińskiej Narodowej Agencji Kosmicznej odpowiedział, że przeszkody w kooperacji między USA i Chinami leżą w wewnętrznym prawie Stanów Zjednoczonych. Podkreślił, że jeżeli zależy im na współpracy z Chinami, powinni usunąć te przeszkody.
Grafika: depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu