Sprywatyzowanie podboju kosmosu to najlepsze co mogło spotkać wszystkich ludzi, których ten temat pasjonuje. Badania, misje, nowe rakiety... dzięki znacznie większej niż wcześniej konkurencji wszystko ruszyło „z kopyta”. Zmienia się też coraz szybciej mentalność administratorów NASA, którzy przestają się kurczowo trzymać amerykańskich firm zbrojeniowych, które choć prywatne, stworzyły nieefektywne „partnerstwo publiczno-prawne” i zlecają coraz więcej spraw w otwartych konkursach. Jeśli więc ktoś z was dysponowałby rakietą i lądownikiem księżycowym, to możecie z NASA zrobić interes...
Gruz na wagą złota
Pomysł NASA jest bardzo prosty. Agencja oferuje od 15 000 do 25000 dolarów za dostarczenia materiału księżycowego o wadze pomiędzy 50 a 500 gram. Mogą to być kamienie, może być regolit, w NASA nie zamierzają wybrzydzać. Płatność? Firma, z którą NASA zawrze umowę, otrzyma 10% kwoty bezpośrednio po jej podpisaniu, kolejne 10% trafi na konto dostawcy po wystrzeleniu rakiety a 80% po dostarczeniu próbek. Nadwyżki przywiezione w ramach takiej misji będzie można odsprzedać innym podmiotom.
Materiał to tylko pretekst
Sam program skonstruowano jak na warunki NASA wyjątkowo ostrożnie pod względem finansowym i tak naprawdę skorzystać z niego mogą tylko te firmy, które z innych przyczyn znajdą się ze swoimi lądownikami na księżycu. Do tego NASA ma już całkiem spore zapasy księżycowego gruzu, przywiezione w ramach programu Apollo. Po co więc agencji kolejne, do tego niewielkie próbki materiału?
Tu dochodzimy do najciekawszego aspektu całego programu, skały księżycowe są tylko pretekstem do tego, aby ustanowić precedensowe prawo dla wydobywania i przewożenia na ziemię zasobów księżycowych. Jim Bridenstin, szef NASA powiedział wprost, że zamierzają kupić księżycowe próbki w celu zademonstrowania, że jest to możliwe.
Problemy z kosmicznym prawem
NASA stwierdziła, że możliwość takich operacji opiera zarówno na prawie amerykańskim, jak i ich zgodności z Traktatem o przestrzeni kosmicznej z 1967 r. Agencja podkreśliła, że Amerykanie nie zamierzają zgłaszać żadnych roszczeń terytorialnych, co jest jednym z podstawowych ustaleń tego traktatu. Zasady eksploatacji zasobów księżycowych, wg wizji NASA, porównano do sytuacji prawnej z połowami oceanicznymi.
Trzeba jednak jasno zaznaczyć, że spora część krajów nie zgadza się z taką interpretacją i dowodzi, że amerykańskie działania są tego układu nagięciem. Przedstawiciele agencji wypowiedzieli się i w tej kwestii. Stwierdzono, że wiedzą o problemie i zdają sobie sprawę z tego, że potrzebne są wielostronne rozmowy, które uaktualniłyby mocno przestarzały traktat.
Stwierdzili jednak wyraźnie, że NASA nie zamierza czekać na to, aż wszystkie strony znajdą w końcu satysfakcjonujące rozwiązanie. Całkiem możliwe więc, że jest to też subtelna forma nacisku na inne kraje, żeby siadły w końcu do rozmów i uzgodniły nowe zasady, zanim program Artemis wejdzie w decydującą fazę. I w sumie na Amerykanów nie ma się co obrażać, przy tak dynamicznym rozwoju technologii kosmicznych, nowe kosmiczne prawo jest niezbędne, aby choć trochę ograniczyć konflikty, które bez wątpienia zaczną niedługo narastać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu