Felietony

Oto największy problem VOD i telewizji. 10 lat później nic się nie zmieniło

Konrad Kozłowski
Oto największy problem VOD i telewizji. 10 lat później nic się nie zmieniło
Reklama

Platformy VOD sprawiły, że oglądanie ulubionych filmów i seriali nie jest regulowane ramówką, a widzowie dysponują swobodą i komfortem, o których marzyli. Wielka szkoda, że nie dotyczy to wszystkich programów z telewizji i czasami trzeba się mocno nagimnastykować, by zobaczyć dany tutuł.

Pojawienie się Netfliksa w Polsce zrewolucjonizowało branżę. Jasne, jeszcze przed tym debiutem oglądaliśmy filmy i seriale online, ale po wejściu giganta do Polski rynek zmienił się nie do poznania. Pozostali gracze musieli zacząć zwracać uwagę na rzeczy, które do tej pory umykały ich uwadze, a widzowie na tym tylko zyskiwali.

Reklama

Filmy i seriale nareszcie udostępniano w wysokiej albo ultrawysokiej rozdzielczości, pojawiły się różne wersje językowe do wyboru, a obszerny katalog zawierający klasyki i nowości był w stanie sprostać potrzebom większości widzów. W ślad za Netfliksem podążały i podążają pozostałe serwisy, dlatego dziś możemy z przyjemnością korzystać z Disney+, HBO Max, SkyShowtime, Viaplay czy bardziej lokalnych jak CANAL+ online, Playera i Polsat Box Go. Niestety, pewne rzeczy nie zmieniły się do tej pory.

Rynek skonstruowany jest na tyle pokrętnie, że prawa do pokazywania danych tytułów sprzedawane są na przeróżnych zasadach. Czasem są to długoterminowe umowy, innym razem obowiązują tylko przez kilka tygodni. W jednym przypadku może to być tylko jedna seria danego tytułu, innym razem całość. Bywa i tak, że niektóre produkcje w ogóle nie docierają na platformy VOD, tylko są latami emitowane w telewizji i oprócz trudno lub w ogóle niedostępnych w sprzedaży nośników fizycznych w Polsce nie ma sposobu na obejrzenie części seriali i programów.

Klasyki na platformach VOD - dlaczego tak późno?

Dla zdziwionych takim faktem dodam, że bardzo często sprawa rozbija się o tłumaczenie, które jest niezbędne do wprowadzenia danej produkcji do polskiej oferty, a rzadko zdarza się, że napisy czy ścieżki audio są odkupowane przez platformy od innych podmiotów. To wydłuża okres potrzebny na przygotowanie danej pozycji dla widza, a także generuje koszty. W konsekwencji "Ostry dyżur" był z opóźnieniem uzupełniany w katalogu HBO Max miesiącami, mimo że od lat istniała polska wersja lektorska emitowana przez wiele stacji. Przykładów na takie okoliczności można być mnożyć, ale na są też inne przypadki.

Jedną z najmniej eksplorowanych kategorii programów, jeśli chodzi o premiery telewizyjne vs. katalog VOD, są dokumenty czy reality show. Wystarczy spojrzeć na opasłe listy tytułów emitowanych od lat produkcji na Discovery Channel czy National Grographic, a później zderzyć je z ofertami serwisów VOD, by przekonać się, że dysponujemy do obejrzenia tylko ułamkiem tytułów. Czasami z pomocą przychodzą platformy, które nie są środowiskiem domowym dla danej marki, jak HBO Max/Player dla Discovery czy Disney+ dla National Geographic.

Przegapiony przeze mnie program "Majowie: tajemnicza cywilizacja" zawitał na CANAL+ online, ale w niezwykle krótkim okienku (1. odcinek dostępny do 17 września, a kolejne znikają w tygodniowych odstępach), co nie byłoby taką przeszkodą przed seansem, co forma w jakiej należy go obejrzeć. Rozdzielczość 720p (z bitratem 2,5 Mb/s dla bardziej technicznych osób) to nie jest jakość miła dla oka na większych ekranach, a brak możliwości zmiany języka audio - w menu widnieje jedynie polska ścieżka, druga opcja pozwala całkowicie wyłączyć dźwięk(!) - odbiera szansę na usłyszenie programu w oryginale, nawet jeśli nie są mi potrzebne napisy.

Opóźnienia, braki, niska jakość - telewizja nadal ma czasem przewagę nad VOD

I takich sytuacji mamy na pęczki, o ile w ogóle niektóre tytuły trafiają do sieci. Jeśli emitowany o konkretnej porze program przegapimy lub nie nagramy, to najwyraźniej nie powinniśmy nawet dysponować możliwością zobaczenia go gdzie indziej. Niedawno pisałem i nagrałem wideo o mojej pasji kolekcjonowania film z płytami, co przywodzi mi na myśl serię "Planety" z BBC, który jest co prawda nareszcie na CANAL+ online, ale przyjemność oglądania tego w takiej jakości jest wątpliwa, jeśli ujrzymy naocznie choć raz, co oferuje płyta Blu-ray lub inne programy dostępne we właściwej jakości na tej lub innej usłudze VOD.

Sytuacja jest o tyle frustrująca, że każdego miesiąca listy premier i nowości są naprawdę dość obszerne dla każdego serwisu VOD. Wszyscy nagminnie stawiają na własne, oryginalne, autorskie tytuły, które z pompą trafiają do oferty, tymczasem część podmiotów stojących za serwisami VOD posiada już programy, które niejako zarezerwowane zostają dla ramówki telewizyjnej. W takiej sytuacji istnienie dodatkowych stron w sieci, gdzie można zobaczyć te tytuły nie jest bezzasadne, ponieważ istnieją osoby, które pragną dany tytuł obejrzeć i wspomagają w tym innych. Takie zachowania nie powinny nadawców dziwić, choć są oczywiście niewłaściwe w świetle prawa.

Reklama

Rewolucja pod tytułem "VOD" ma za sobą pewien etap: ogromnych inwestycji i ekspansji, a teraz nadszedł czas rekalkulacji wydatków i dokładniejszego planowania premier, tym bardziej ze względu na trwający strajk aktorów i scenarzystów. Do ciekawych wniosków doszła Katarzyna Czajka-Kominiarczuk z bloga zpopk.pl, gdzie pokazała, jak ważne są obecnie seriale telewizyjne dla platform VOD, w tym sitcomy. W takich okolicznościach jeszcze bardziej zaskakująca jest obojętność usług VOD na różnorodność i mnogość produkcji dokumentalnych i reality, które pozostają w strefie TV. Jeśli do tej pory nie okazały się dla nich wystarczająco atrakcyjne, by je u siebie pokazywać, to czy kiedykolwiek będą?

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama