Technologie

Najpierw doceniłem, a potem wyśmiałem drona dla rolnictwa

Maciej Sikorski
Najpierw doceniłem, a potem wyśmiałem drona dla rolnictwa
23

Od kilku lat toczy się dyskusja, w której próbuje się wykazać czy przyszłością sektora dronów jest rynek konsumencki czy też zastosowania komercyjne. Dla nas ciekawostka, dla firm z branży ważna kwestia, która może zdecydować o ich istnieniu. W obu sektorach przybywa graczy i maszyn, a jedną z cieka...

Od kilku lat toczy się dyskusja, w której próbuje się wykazać czy przyszłością sektora dronów jest rynek konsumencki czy też zastosowania komercyjne. Dla nas ciekawostka, dla firm z branży ważna kwestia, która może zdecydować o ich istnieniu. W obu sektorach przybywa graczy i maszyn, a jedną z ciekawszych premier jest Agras MG-1 od DJI - dron przeznaczony do pracy w rolnictwie. Hit czy kit? Przyznam, że sam mam spory problem ze wskazaniem jednej odpowiedzi.

Zazwyczaj piszemy o dronach wykorzystywanych na rynku konsumenckim. O zagrożeniach, zmianach w prawie, problemach. Ten sprzęt rozpatrywany jest głównie jako zabawka, rozrywka. Czasem droga, czasem niebezpieczna i wymagająca regulacji, ale nadal zabawka. Tymczasem trzeba mieć na uwadze, że biznes z uwagą obserwuje te maszyny. Pisałem już o tej kwestii, na targach CES dało się zauważyć, że komercyjne "droniarstwo" to może być coś dużego. Potwierdzeniem wspomniana we wstępie maszyna od DJI.

To ma sens!

Na poniższym filmie zaprezentowano drona, o którym mowa. Maszyna prowadzi oprysk na polu. Wygląda to całkiem nieźle. Jest odporna na kurz i wodę, co stanowi istotną kwestię przy takich zadaniach. Dron może pracować w trybach manualnym, półautomatycznym i automatycznym. Maszyna potrafi określić swoją wysokość nad roślinami, to zwiększa dokładność oprysku. W zależności od warunków Agras w ciągu jednej godziny jest w stanie rozpylić płyn na powierzchni od 7 do 10 akrów (jeden akr to około 0,4 ha). Zbiornik mieści 10 litrów cieczy, sprzęt utrzymuje się w powietrzu za sprawą ośmiu śmigieł. Cena? Dość bolesna: 15 tysięcy dolarów, co przy dzisiejszym kursie amerykańskiej waluty daje około 60 tysięcy złotych. Początkowo maszyna ma się pojawić w sprzedaży w Chinach i w Korei Południowej. Potem powinna przyjść kolej na inne państwa.

Patrzę na ten sprzęt i myślę: o, tak widzę komercyjne zastosowanie dronów. To jeden z przykładów, ale bardzo ciekawy, z szansami na sukces, masowe wdrożenie. Czytam o wydajności, okazuje się, że maszyna radzi sobie znacznie lepiej niż ludzie, którzy są do tej pory wykorzystywani do takich prac w Chinach. Inna jakość. Proces zostanie przyspieszony, po jakimś czasie mogą się pojawić poważne oszczędności. Oczywiście będzie się to wiązać z likwidacją miejsc pracy. Albo przepłynięciem pracowników do innej branży, bo przecież rośnie rynek dronów, który potrzebuje rąk do pracy. Widzę to. Widzę?

Nie, to jednak nie ma sensu

Jaki jest dzisiaj największy problem z dronami? Taki, jak w przypadku innych urządzeń zasilanych energią elektryczną: kiepska bateria. Wydajność drona, areał, jaki opryskuje w ciągu godziny wygląda całkiem nieźle, ale... Ale ten sprzęt nie będzie latał przez godzinę. Na jednym ładowaniu nie może pracować nawet przez kwadrans. To trochę zmienia postać rzeczy. Potrzebne są dodatkowe akumulatory albo cała flota dronów, potrzebni są ludzie, którzy będą się tym zajmować. Duża skala, jeśli wszystko ma sprawnie działać i przynosić zyski. A wkład spory...

Taki obrazek wygląda już mniej atrakcyjnie. Zwłaszcza, gdy pomyśli się o wielkich farmach, polach ciągnących się po horyzont. Stosowane są tu samoloty i wydaje się mało prawdopodobne, by drony stanowiły dla nich alternatywę. Przynajmniej w obecnej formie. Amerykański farmer na widok takiego urządzenia, jego możliwości, pewnie podrapałby się w głowę i pokręcił głową z dezaprobatą. Dla niego to zabawka, a nie sprzęt do pracy. 10 litrów pestycydów? Tyle, to on wypija na śniadanie w piątkowy poranek.

To może mieć sens

Pomysł ciekawy i wierzę w to, że tak będzie wyglądała przyszłość rolnictwa: niewielkie maszyny latające nad polami w różnych celach. Nad samolotem mają tę przewagę, że są bardziej dokładne, mogą zużywać mniej środków ochrony roślin, by osiągnąć pożądany cel. Przy okazji sprawdzą stan upraw, dadzą rolnikowi pakiet ważnych informacji. Taka flota może przynieść naprawdę wiele korzyści. Drony o zastosowaniach komercyjnych, w tym drony dla rolnictwa, powinny być bardzo ważną częścią rynku. Ale na to trzeba jeszcze poczekać, zmienić muszą się nie tylko nastawienie do maszyn tego typu, lecz także, a może przede wszystkim, ich możliwości techniczne. Dron latający przez 10-15 minut i niosący ze sobą kilka litrów pestycydów furory nie zrobi. Chyba, że zastosuje się go na niewielkim areale. W tym przypadku pojawia się jednak kwestia ceny - nie może być zbyt wysoka. Potencjał jest. Biznes dopiero może być.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

DronDJI