Apple

Najbardziej dziurawy OS w 2014 roku? Nie, to nie jest Windows...

Jakub Szczęsny
Najbardziej dziurawy OS w 2014 roku? Nie, to nie jest Windows...
Reklama

Pamiętam jeszcze czasy, w których kuszono przejściem na jakąkolwiek dystrybucję Linuxa - było to wtedy, gdy rządził i królował Windows XP - mimo faktu...

Pamiętam jeszcze czasy, w których kuszono przejściem na jakąkolwiek dystrybucję Linuxa - było to wtedy, gdy rządził i królował Windows XP - mimo faktu, że po kilku miesiącach potrafił niesamowicie zwolnić, a ilość złośliwego oprogramowania w komputerze rosła z dnia na dzień. Stąd też wywalenie wszystkiego razem z systemem co pół roku było w moim przypadku koniecznością - mimo, że raczej dbałem o to, żeby Windows nie obrastał w niepotrzebne i wątpliwego pochodzenia oprogramowanie.

Reklama

Linux w tych czasach był uznawany za absolutnie najbezpieczniejszy system operacyjny - z racji tego, że mało popularny wśród zwykłych konsumentów, cyberprzestępcy nie rozglądali się w nim zbyt tłumnie za możliwymi lukami, które dałyby dostęp do danych użytkowników. Dużo zmieniło się także w kwestii samego złośliwego oprogramowania - to już nie są czasy, kiedy niszczyło się "dla funu". Teraz chodzi o to, by przemknąć się niezauważenie przez mechanizmy obrony i swobodnie zdzierać z zainfekowanego komputera dane.


Jeszcze więcej zmieniło się, gdy w końcu nastał "rok Linuxa". Co ja mówię - rok... era. Era, bowiem pod płaszczykiem zielonego robota Linux przypuścił szturm na smartfony i tablety - zamierza też powalczyć na rynku komputerów przenośnych wraz z ChromeOS. Android nie jest może "Linuxem z prawdziwego zdarzenia", ale nie można nie odnotować jego bardzo poważnego związku z tworem Torvaldsa.

Według tego, co w sieci społecznościowej Twitter opublikował Eugene Kaspersky - najmniej dziurawy w roku 2014 okazały się systemy od Microsoftu. Najwięcej znaleziono ich na platformach Apple, a tuż za nią uplasowało się jądro Linuxa, a zatem wszystkie jego dystrybucje z Androidem włącznie. Czyżby w tym momencie upadł argument zwolenników pingwinowej alternatywy?

Nie jest całkiem różowo

Windows, o ile nie zanotował takiej liczby wpadek w kwestii szczelności, to już na przykład Internet Explorer znalazł się na niezbyt przyjemnym, pierwszym miejscu w zestawieniu najbardziej dziurawych programów. Nic dziwnego, że atakujący upodobali sobie właśnie przeglądarki - to za ich pośrednictwem w dużej mierze można osiągnąć zamierzony cel - czyli zainfekować maszynę ofiary i móc czerpać z tego żądane korzyści. Za Internet Explorerem w zestawieniu tym kroczy Google Chrome, a na miejscu trzecim znalazł się Firefox od Mozilli.


Nie można jednak powiedzieć, że to zestawienie jest absolutnie miarodajne. Umówmy się - dużo w tej kwestii znaczy także dostępność danego rodzaju oprogramowania oraz otwartość samego OS-u. Nie zdziwię się zatem, że na przykład Twój komputer z MacOS nie wie, co to jest złośliwe oprogramowanie, a na przykład Windows 8.1 już tak. Sprawa m. in. z laptopami Lenovo, o której pisał dla nas Tomasz jest dosyć dobrym przykładem na to, że zestawienia mogą mówić co innego, a praktyka powie już zupełnie inaczej.

Reklama
="twitter-tweet" lang="pl">

And the most vulnerableOS in 2014 is... http://t.co/EwzIAUOQHR h/t @packetdude pic.twitter.com/t6nuOzK4Tv

— EugeneKaspersky (@e_kaspersky) luty 21, 2015 ="//platform.twitter.com/widgets.js" charset="utf-8">

Reklama

Pod tweetem Kaspersky'ego rozpętała się natomiast istna burza - w której oczywiście najgłośniej krzyczeli zwolennicy danych platform. Wierzcie mi, lub nie, ale dla mnie takie wojenki są absolutnie żałosne. Wyższość ogórka nad pomidorem, lub kurczaka nad indykiem to jak dla mnie dosyć trafne porównania dla wojenek toczonych przez "zwolenników" platform Apple, Google, Microsoftu, czy kogokolwiek innego. Oprogramowanie i technologie nie powinny być traktowane jak religie, lecz jak wybór, do którego każdy ma prawo. Ponadto, dyskutujący w wątku zapoczątkowanym przez Eugene'a raczej nie wzięli pod uwagę tego, co napisałem powyżej. Suche zestawienia swoje, ale praktyka swoje. Żadna statystyka bez odpowiedniej analizy i interpretacji jest tylko statystyką, którą w stanie surowym można sobie całkiem dowolnie interpretować (i przedstawiać też). Więc... każde dane statystyczne trzeba czytać z odpowiednią dozą rezerwy.

Grafika: 1, 2, 3

Źródło: Eugene Kaspersky @ Twitter / GFI

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama